Wkradł się do sali. Była noc i
mało czarodziei nie spało. Podszedł do łóżka, na którym leżała dziewczyna i
położył na stoliku fiolkę, ze złotym eliksirem, przy którym był doklejony
kawałek pergaminu i list, z napisem „Dla Ginny Weasley”. Nachylił się nad
rudowłosą i wyszeptał:
- Kocham cię. – Musnął jej zimne wargi i zniknął.
- Mamo, idziemy do Ginny, dobrze? – powiedział Fred, a
George pokiwał głową, zgadzając się z bratem.
- Oczywiście, idźcie. Ja tu popilnuje dzieci – odparła z
westchnieniem kobieta i wzięła trzy małe butelki z mlekiem. Wyszła z kuchni.
Bliźniaki chodzili jak struci,
podobnie jak reszta Weasley’ów. Stan Ginny pogarszał się i wiedzieli, że nie
przeżyje. I jeszcze dodać fakt, że Harry...
Dwójka deportowała się do
szpitala. Znali drogę na pamięć, która prowadziła do sali ich siostry. Nie
rozmawiali. W zasadzie nie mieli o czym. Stracili jedną osobę, a teraz musieli
patrzeć, jak druga też pójdzie na drugą stronę.
Fred otworzył drzwi i dwójka
weszła do środka. Podeszli do siostry i...
- George, widzisz to co ja? – zapytał skołowany bliźniak.
- Tak, Fred – wyszeptał drugi i pobiegł po uzdrowiciela.
Fred dotknął koperty i eliksiru. Na fiolce była dołączona mała karteczka, na
której było napisane „To jej pomoże. Zaufajcie mi. Czarny Władca”.
- Co się stało? – zapytał lekarz, gdy wszedł do środka.
- Skąd to się wzięło? – George wskazał na fiolkę i kopertę.
- Co...? Jak...? – Uzdrowiciel zmarszczył brwi i wziął
eliksir do rąk. Chwilę uważnie patrzył na złoty płyn, a potem odkorkował
fiolkę. Wiedział, że jako lekarz nie powinien dawać pacjentce środków, którego
pochodzenia nie znał, ale w przypadku tej młodej kobiety nie miał nic do
stracenia. Zaaplikował eliksir Ginny, która po chwili zaczęła głębiej oddychać.
- Proszę wyjść – nakazał lekarz bliźniakom.
- Ale co się...
- Proszę wyjść – przerwał im głosem nie znoszącym sprzeciwu.
Rudzielce wyszli zdenerwowani.
Czekali przed salą prawdopodobnie z pół godziny, aż w końcu uzdrowiciel
przyszedł do nich.
- Doktorze, co się stało?!
- Proszę się uspokoić – uśmiechnął się mężczyzna. – Pani
Weasley będzie cała i zdrowa w przeciągu dwóch dni.
Szok odbił się na twarzach
rudzielców. Jednak po chwili nastąpił wybuch nieokiełznanej radości. Wyściskali
lekarza z całych sił, a ten przyjął to ze śmiechem. Dwójka teleportowała się z
powrotem do Nory, w której przybyli już Potterowie.
- Ginny będzie żyć! – wrzasnęli bliźniaki do rodziny. Ta
zareagowała podobnie. Jedynie Lily i James lekko się uśmiechnęli, gdyż więcej
radości nie mogli z siebie wydobyć.
- To dobrze... – szepnęła Lily i zamyśliła się. Jak bardzo
chciała, aby jej jedyny syn też żył. Niewytrzymała i wybiegła z salonu,
zasłaniając ręką usta, by nie szlochać. Jej mąż też poszedł za nią, by jakoś ją
pocieszyć, co też zauważyła reszta. Wybuchy śmiechu i radości znikły. Z
powrotem powróciło rozgoryczenie, ból, łzy. Powróciła rzeczywistość.
Następnego dnia...
- Ginny, powinnaś coś zjeść – nalegała Molly, a dziewczyna
westchnęła.
- Jedynie czego chce teraz, to spotkania z Harrym i dziećmi
– powtórzyła po raz tysięczny rudowłosa. Była zirytowana. Dlaczego od kilku
godzin, czyli od czasu, kiedy się zbudziła, nie mogła zobaczyć się z nimi?
- Powtarzam ci, że Harry ma mecz...
- Mamo, proszę cię, nie kłam – warknęła Ginny, zaciskając pięści
na kołdrze.
- Kochanie...
- Mamo! – krzyknęła, przerywając rodzicowi. – Wiem, że coś
ukrywasz.
Molly westchnęła i schowała twarz
w dłoniach. Nie mogła powiedzieć jej prawdy. Te słowa nie mogłyby wyjść z jej
gardła.
- Harry zostawił ci list. Nie wiemy co w nim jest, bo go
dobrze zapieczętował – szepnęła, wyciągając z kieszeni kopertę. Położyła ją
przed córką i wyszła w ciszy.
Ginny wpatrywała się w kopertę z
takim wzrokiem, jakby list miał zaraz wybuchnąć. Miała wielką ochotę go
przeczytać, jednak dobrze wiedziała, że nie ma nic tam dobrego. Bo przecież jej
matka zachowywała się tak, jakby ktoś... umarł.
Dziewczyna zaczęła szybciej
oddychać. Bała się bardzo. Bała się przyjąć do świadomości fakt, który zrujnuje
jej życie na wieki. Zaczęła się trząść. Sięgnęła rękami do koperty. Zdołała ją
otworzyć i wyjąc list. Wzięła parę głębszych wdechów by się uspokoić, jednak z
marnym skutkiem. Pismo Harry’ego...
Minęło dopiero pięć minut, aż
odważyła się przeczytać treść.
Kochana Ginny!
Nie wiem jak Ci to napisać... Po
ludzku? Hmm... postaram się, żeby ten list nie zawierał samych wątłych słów,
jak to w jakimś nisko budżetowym filmie o nieszczęśliwej miłości.
Bardzo się cieszę, że
wyzdrowiałaś. Wracaj z powrotem do żywych i ciesz się życiem, proszę Cię. Nie
rozpaczaj, bo nie ma to sensu. Nie żałuj zmarłych, Ginny, żałuj żywych i tych,
którzy żyją bez miłości.
Opiekuj się dziećmi i żyj dalej.
Znajdź sobie miłość, znajdź sobie męża, zrób wszystko, abyś Ty i dzieci były
szczęśliwe. Proszę Cię o to.
Salazarem się nie przejmuj. On
niedługo zginie. Będziecie mogli żyć w spokoju. Moi rodzice wyjaśnią Ci co się
stało. Proszę Cię, nie załamuj się! Czuwam nad tobą każdego dnia.
Kocham Cię i nigdy nie przestanę.
Twój Harry
Za
pierwszym razem nic nie zrozumiała. Przeczytała list drugi raz. Trzeci. I
czwarty. Piąty, szósty... Nie wiedziała co myśleć. Nie wiedziała co czuć.
Straciła przytomność. Po chwili uzdrowiciele wbiegli do sali.
Molly,
która przebywała na korytarzu, gwałtownie zbladła. Nie powinna dawać jej tego
listu tak wcześnie...
Wpatrywała się w brzoskwiniowy
sufit z pustką w oczach. Nie obchodziło ją nic. Nie kontaktowała się z innymi,
nie miała na to ochoty. Od dwóch dni siedziała sama w domu. Nie pytała się
innych, co z jej dziećmi. Chociaż czuła do nich i Harry’ego tęsknotę, to
wszystko zasłaniała obojętność i ból.
Usłyszała,
że ktoś dobija się do drzwi. Jednak dalej siedziała na jej... ich łóżku z
podkulonymi nogami. Nawet nie drgnęła. Słyszała, jak ktoś wchodzi do domu. Nie
zeszła na dół, nie sprawdzała kto to. Nie obchodziło ją to, że mogli być to
byli śmierciożercy lub ludzie po stronie Slytherina.
- Ginny? Gdzie jesteś? – Lily coraz szybciej zbliżała się do
sypialni. W głowie kobiety przeszła myśl, że dziewczyna mogła zrobić sobie coś
złego. – Ginny?! – krzyknęła głośniej w weszła do pomieszczenia. Na widok całej
rudowłosej westchnęła z ulgą. – Kochanie... – szepnęła i podeszła do niej, by
ją przytulić. Jednak ta nie odwzajemniła gestu. Zdawała się nie zauważyć
zielonookiej. – Ginny, wszystko będzie dobrze. Nie możesz tak siedzieć w domu
sama. Dzieci cię potrzebują. Błagam cię, wróć do nas – mówiła Lily, jednak
dziewczyna nadal zachowywała się tak jak wcześniej.
- Lily... – powiedział James, wchodząc do sypialni. Trzymał
na rękach wnuka. – Idź po resztę, okay? – Kobieta skinęła głową i wyszła, by
chwilę później z dwójką dzieci.
- Ginny... dzieci cię potrzebują. Powinnaś się nimi zając.
Nie to że my nie chcemy – dodał szybko James. – Ale dzieciaki czują, że nie ma
ciebie. A Harry mówił, że masz się nimi zajmować – powiedział doskonale
wiedząc, że wkracza w zły teren. Widział ból w jej oczach, ale Ginny nie mogła
się tak zachowywać.
- Będziemy ci pomagać, tak samo jak Molly i reszta. Musisz
wiedzieć, że jesteśmy z tobą. Jeśli masz jakieś problemy, zwracaj się do najbliższych.
Tylko proszę cię, Ginny – Lily spojrzała na dziewczynę – To ty i dzieci
jesteście najważniejsze.
Ginny
spojrzała na kobietę, by po chwili wybuchnąć płaczem.
- Gin, widzę że jesteś zmęczona – zauważyła inteligentnie
Hermiona. – Może wezmę na spacer dzieciaki, co? – zaproponowała.
- Jest ich trójka, nie poradzisz sobie – odparła głosem
wypranym z emocji.
- Ron mi pomoże, co nie? – zwróciła się w stronę męża, który
czytał gazetę, przy okazji jedząc kanapkę.
- Czo? – zapytał z buzią pełną jedzenie.
- Ty głuchy chyba jesteś. Idziemy na spacer z dziećmi. Rusz
zacne cztery litery z kanapy – nakazała. – Ginny, pani Po... Lily – zmieniła
szybko, bo zauważyła ból w oczach dziewczyny – Przyjdzie do ciebie.
- O cholera – mruknął Ron, wyciągając z kieszeni dziwny
przedmiot, podobny do galeona. – Szef wzywa. Muszę iść – burknął, pożegnał się
i zniknął z cichym trzaskiem.
- Nie musisz iśc na spacer, Hermi – powiedziała cicho Ginny.
- Weź przestań – machnęła ręką.
- To weź tylko Syri’ego – odparła i włączyła telewizor. Nie
spojrzała na przyjaciółkę już ani razu. Hermiona westchnęła. Wiedziała
doskonale, dlaczego Ginny powiedziała, żeby wzięła akurat Syriusza. Oczy
dzieciaków zmieniały się, więc Jim i Remi odziedziczyli kolor tęczówek po
matce, zaś Syri po ojcu. Dlatego Ginny nie mogła na niego patrzeć.
Wzięła
dzieciaka na ręce i włożyła go do wózka. Wyszła z domu i ruszyła w stronę
mugolskiego parku. Spacerowała parę chwil, jednak po dwudziestu minutach jej
nogi same prowadziły ją w stronę niewielkiego lasku. Znała trochę okolicę, więc
nie musiała martwic się, że się zgubi.
- Drętwota! – usłyszała krzyk i natychmiast kucnęła, by
zaklęcie przeleciało nad nią. Wyjęła różdżkę w tym samym czasie, gdy drugi
wrzasnął.
- Crucio!
Hermiona
zamknęła oczy, czekając na ból, jednak ten się nie pojawił. Uchyliła powieki i
zauważyła, że poplecznicy Slytherina leżą martwi na dróżce, a obok niej stoi
czarna postać.
- Kurwa mać – zaklął mężczyzna. Hermi znała ten głos. I za
cholerę nie mogła wyzbyć się wrażenia, że zna tę osobę. – Znowu zapodziałem
maskę! – warknął sam do siebie. – Dobra, Mionka. Widzisz mnie, więc nie będę
cię oszukiwać ani rzucać na ciebie zaklęć zapominających.
Brązowooka
uśmiechnęła się pod nosem.
Tak tak... rozdział krótki, ale wena poszła się... yhm...
nie powiem co. Domyślcie się xD
Niezrównoważona
AŁĆ!! Super, na serio super! This is boskie! Uwielbiam to, ach jak miło, że Mionka się wreszcie dowiedziała prawdy! 14??!! NIE NIE I NIE! JA CHCĘ wcześniej! Plosę.
OdpowiedzUsuńNo dobra nie będę zamęczać xD
A rozdział boski :)
http://waiting-for-the-end-hp.blogspot.com/p/bohaterowie.html
OdpowiedzUsuńZapraszamy do oceny bohaterów i szablonu w wykonaniu Niezrównoważonej
Nawet nie mam się do czego przyczepić :c Jedyne co moge powiedzieć to "dziękuje", za to, że twój blog jest tak oryginalny, za to, że nie mogę się oderwać od czytania, za to, że wielu bohaterów przedstawiłaś w nowym, jak dla mnie lepszym świetle. Trzymaj tak dalej :)
OdpowiedzUsuńCzy mogłabym dodać linka na twoja stronę na moim początkującym blogu? Będę na nim zamieszczać zdjęcia i obrazki związane z HP. Mam tam również zakładkę "opowiadania", do której będę wpisywała moje ulubione strony. Dlatego proszę Cię o zgodę :)
Sorry że się wtrącam, ale ile razy mam powtarzać, że tego bloga sama nie pisze? Gdyby nie Mike, to by tego bloga nie było wcale.
UsuńPewnie Mike się zgodzi, bo ja żadnych negatywnych argumentów nie mam. Ja tam zezwalam ;D
Hejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, a końcowka rewelacyjna, no naprawde cudownie, no i Ginny załamana...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia