poniedziałek, 7 stycznia 2013

Rozdział 22 – Nadzieja matką głupich


Wkradł się do sali. Była noc i mało czarodziei nie spało. Podszedł do łóżka, na którym leżała dziewczyna i położył na stoliku fiolkę, ze złotym eliksirem, przy którym był doklejony kawałek pergaminu i list, z napisem „Dla Ginny Weasley”. Nachylił się nad rudowłosą i wyszeptał:
- Kocham cię. – Musnął jej zimne wargi i zniknął.

- Mamo, idziemy do Ginny, dobrze? – powiedział Fred, a George pokiwał głową, zgadzając się z bratem.
- Oczywiście, idźcie. Ja tu popilnuje dzieci – odparła z westchnieniem kobieta i wzięła trzy małe butelki z mlekiem. Wyszła z kuchni.
Bliźniaki chodzili jak struci, podobnie jak reszta Weasley’ów. Stan Ginny pogarszał się i wiedzieli, że nie przeżyje. I jeszcze dodać fakt, że Harry...
Dwójka deportowała się do szpitala. Znali drogę na pamięć, która prowadziła do sali ich siostry. Nie rozmawiali. W zasadzie nie mieli o czym. Stracili jedną osobę, a teraz musieli patrzeć, jak druga też pójdzie na drugą stronę.
Fred otworzył drzwi i dwójka weszła do środka. Podeszli do siostry i...
- George, widzisz to co ja? – zapytał skołowany bliźniak.
- Tak, Fred – wyszeptał drugi i pobiegł po uzdrowiciela. Fred dotknął koperty i eliksiru. Na fiolce była dołączona mała karteczka, na której było napisane „To jej pomoże. Zaufajcie mi. Czarny Władca”.
- Co się stało? – zapytał lekarz, gdy wszedł do środka.
- Skąd to się wzięło? – George wskazał na fiolkę i kopertę.
- Co...? Jak...? – Uzdrowiciel zmarszczył brwi i wziął eliksir do rąk. Chwilę uważnie patrzył na złoty płyn, a potem odkorkował fiolkę. Wiedział, że jako lekarz nie powinien dawać pacjentce środków, którego pochodzenia nie znał, ale w przypadku tej młodej kobiety nie miał nic do stracenia. Zaaplikował eliksir Ginny, która po chwili zaczęła głębiej oddychać.
- Proszę wyjść – nakazał lekarz bliźniakom.
- Ale co się...
- Proszę wyjść – przerwał im głosem nie znoszącym sprzeciwu.
Rudzielce wyszli zdenerwowani. Czekali przed salą prawdopodobnie z pół godziny, aż w końcu uzdrowiciel przyszedł do nich.
- Doktorze, co się stało?!
- Proszę się uspokoić – uśmiechnął się mężczyzna. – Pani Weasley będzie cała i zdrowa w przeciągu dwóch dni.
Szok odbił się na twarzach rudzielców. Jednak po chwili nastąpił wybuch nieokiełznanej radości. Wyściskali lekarza z całych sił, a ten przyjął to ze śmiechem. Dwójka teleportowała się z powrotem do Nory, w której przybyli już Potterowie.
- Ginny będzie żyć! – wrzasnęli bliźniaki do rodziny. Ta zareagowała podobnie. Jedynie Lily i James lekko się uśmiechnęli, gdyż więcej radości nie mogli z siebie wydobyć.
- To dobrze... – szepnęła Lily i zamyśliła się. Jak bardzo chciała, aby jej jedyny syn też żył. Niewytrzymała i wybiegła z salonu, zasłaniając ręką usta, by nie szlochać. Jej mąż też poszedł za nią, by jakoś ją pocieszyć, co też zauważyła reszta. Wybuchy śmiechu i radości znikły. Z powrotem powróciło rozgoryczenie, ból, łzy. Powróciła rzeczywistość.

Następnego dnia...

- Ginny, powinnaś coś zjeść – nalegała Molly, a dziewczyna westchnęła.
- Jedynie czego chce teraz, to spotkania z Harrym i dziećmi – powtórzyła po raz tysięczny rudowłosa. Była zirytowana. Dlaczego od kilku godzin, czyli od czasu, kiedy się zbudziła, nie mogła zobaczyć się z nimi?
- Powtarzam ci, że Harry ma mecz...
- Mamo, proszę cię, nie kłam – warknęła Ginny, zaciskając pięści na kołdrze.
- Kochanie...
- Mamo! – krzyknęła, przerywając rodzicowi. – Wiem, że coś ukrywasz.
Molly westchnęła i schowała twarz w dłoniach. Nie mogła powiedzieć jej prawdy. Te słowa nie mogłyby wyjść z jej gardła.
- Harry zostawił ci list. Nie wiemy co w nim jest, bo go dobrze zapieczętował – szepnęła, wyciągając z kieszeni kopertę. Położyła ją przed córką i wyszła w ciszy.
Ginny wpatrywała się w kopertę z takim wzrokiem, jakby list miał zaraz wybuchnąć. Miała wielką ochotę go przeczytać, jednak dobrze wiedziała, że nie ma nic tam dobrego. Bo przecież jej matka zachowywała się tak, jakby ktoś... umarł.
Dziewczyna zaczęła szybciej oddychać. Bała się bardzo. Bała się przyjąć do świadomości fakt, który zrujnuje jej życie na wieki. Zaczęła się trząść. Sięgnęła rękami do koperty. Zdołała ją otworzyć i wyjąc list. Wzięła parę głębszych wdechów by się uspokoić, jednak z marnym skutkiem. Pismo Harry’ego...
Minęło dopiero pięć minut, aż odważyła się przeczytać treść.

Kochana Ginny!
Nie wiem jak Ci to napisać... Po ludzku? Hmm... postaram się, żeby ten list nie zawierał samych wątłych słów, jak to w jakimś nisko budżetowym filmie o nieszczęśliwej miłości.
Bardzo się cieszę, że wyzdrowiałaś. Wracaj z powrotem do żywych i ciesz się życiem, proszę Cię. Nie rozpaczaj, bo nie ma to sensu. Nie żałuj zmarłych, Ginny, żałuj żywych i tych, którzy żyją bez miłości.
Opiekuj się dziećmi i żyj dalej. Znajdź sobie miłość, znajdź sobie męża, zrób wszystko, abyś Ty i dzieci były szczęśliwe. Proszę Cię o to.
Salazarem się nie przejmuj. On niedługo zginie. Będziecie mogli żyć w spokoju. Moi rodzice wyjaśnią Ci co się stało. Proszę Cię, nie załamuj się! Czuwam nad tobą każdego dnia.
Kocham Cię i nigdy nie przestanę.
Twój Harry

            Za pierwszym razem nic nie zrozumiała. Przeczytała list drugi raz. Trzeci. I czwarty. Piąty, szósty... Nie wiedziała co myśleć. Nie wiedziała co czuć. Straciła przytomność. Po chwili uzdrowiciele wbiegli do sali.
            Molly, która przebywała na korytarzu, gwałtownie zbladła. Nie powinna dawać jej tego listu tak wcześnie...

Wpatrywała się w brzoskwiniowy sufit z pustką w oczach. Nie obchodziło ją nic. Nie kontaktowała się z innymi, nie miała na to ochoty. Od dwóch dni siedziała sama w domu. Nie pytała się innych, co z jej dziećmi. Chociaż czuła do nich i Harry’ego tęsknotę, to wszystko zasłaniała obojętność i ból.
            Usłyszała, że ktoś dobija się do drzwi. Jednak dalej siedziała na jej... ich łóżku z podkulonymi nogami. Nawet nie drgnęła. Słyszała, jak ktoś wchodzi do domu. Nie zeszła na dół, nie sprawdzała kto to. Nie obchodziło ją to, że mogli być to byli śmierciożercy lub ludzie po stronie Slytherina.
- Ginny? Gdzie jesteś? – Lily coraz szybciej zbliżała się do sypialni. W głowie kobiety przeszła myśl, że dziewczyna mogła zrobić sobie coś złego. – Ginny?! – krzyknęła głośniej w weszła do pomieszczenia. Na widok całej rudowłosej westchnęła z ulgą. – Kochanie... – szepnęła i podeszła do niej, by ją przytulić. Jednak ta nie odwzajemniła gestu. Zdawała się nie zauważyć zielonookiej. – Ginny, wszystko będzie dobrze. Nie możesz tak siedzieć w domu sama. Dzieci cię potrzebują. Błagam cię, wróć do nas – mówiła Lily, jednak dziewczyna nadal zachowywała się tak jak wcześniej.
- Lily... – powiedział James, wchodząc do sypialni. Trzymał na rękach wnuka. – Idź po resztę, okay? – Kobieta skinęła głową i wyszła, by chwilę później z dwójką dzieci.
- Ginny... dzieci cię potrzebują. Powinnaś się nimi zając. Nie to że my nie chcemy – dodał szybko James. – Ale dzieciaki czują, że nie ma ciebie. A Harry mówił, że masz się nimi zajmować – powiedział doskonale wiedząc, że wkracza w zły teren. Widział ból w jej oczach, ale Ginny nie mogła się tak zachowywać.
- Będziemy ci pomagać, tak samo jak Molly i reszta. Musisz wiedzieć, że jesteśmy z tobą. Jeśli masz jakieś problemy, zwracaj się do najbliższych. Tylko proszę cię, Ginny – Lily spojrzała na dziewczynę – To ty i dzieci jesteście najważniejsze.
            Ginny spojrzała na kobietę, by po chwili wybuchnąć płaczem.

- Gin, widzę że jesteś zmęczona – zauważyła inteligentnie Hermiona. – Może wezmę na spacer dzieciaki, co? – zaproponowała.
- Jest ich trójka, nie poradzisz sobie – odparła głosem wypranym z emocji.
- Ron mi pomoże, co nie? – zwróciła się w stronę męża, który czytał gazetę, przy okazji jedząc kanapkę.
- Czo? – zapytał z buzią pełną jedzenie.
- Ty głuchy chyba jesteś. Idziemy na spacer z dziećmi. Rusz zacne cztery litery z kanapy – nakazała. – Ginny, pani Po... Lily – zmieniła szybko, bo zauważyła ból w oczach dziewczyny – Przyjdzie do ciebie.
- O cholera – mruknął Ron, wyciągając z kieszeni dziwny przedmiot, podobny do galeona. – Szef wzywa. Muszę iść – burknął, pożegnał się i zniknął z cichym trzaskiem.
- Nie musisz iśc na spacer, Hermi – powiedziała cicho Ginny.
- Weź przestań – machnęła ręką.
- To weź tylko Syri’ego – odparła i włączyła telewizor. Nie spojrzała na przyjaciółkę już ani razu. Hermiona westchnęła. Wiedziała doskonale, dlaczego Ginny powiedziała, żeby wzięła akurat Syriusza. Oczy dzieciaków zmieniały się, więc Jim i Remi odziedziczyli kolor tęczówek po matce, zaś Syri po ojcu. Dlatego Ginny nie mogła na niego patrzeć.
            Wzięła dzieciaka na ręce i włożyła go do wózka. Wyszła z domu i ruszyła w stronę mugolskiego parku. Spacerowała parę chwil, jednak po dwudziestu minutach jej nogi same prowadziły ją w stronę niewielkiego lasku. Znała trochę okolicę, więc nie musiała martwic się, że się zgubi.
- Drętwota! – usłyszała krzyk i natychmiast kucnęła, by zaklęcie przeleciało nad nią. Wyjęła różdżkę w tym samym czasie, gdy drugi wrzasnął.
- Crucio!
            Hermiona zamknęła oczy, czekając na ból, jednak ten się nie pojawił. Uchyliła powieki i zauważyła, że poplecznicy Slytherina leżą martwi na dróżce, a obok niej stoi czarna postać.
- Kurwa mać – zaklął mężczyzna. Hermi znała ten głos. I za cholerę nie mogła wyzbyć się wrażenia, że zna tę osobę. – Znowu zapodziałem maskę! – warknął sam do siebie. – Dobra, Mionka. Widzisz mnie, więc nie będę cię oszukiwać ani rzucać na ciebie zaklęć zapominających.
            Brązowooka uśmiechnęła się pod nosem.


Tak tak... rozdział krótki, ale wena poszła się... yhm... nie powiem co. Domyślcie się xD

Niezrównoważona

5 komentarzy:

  1. AŁĆ!! Super, na serio super! This is boskie! Uwielbiam to, ach jak miło, że Mionka się wreszcie dowiedziała prawdy! 14??!! NIE NIE I NIE! JA CHCĘ wcześniej! Plosę.
    No dobra nie będę zamęczać xD
    A rozdział boski :)

    OdpowiedzUsuń
  2. http://waiting-for-the-end-hp.blogspot.com/p/bohaterowie.html

    Zapraszamy do oceny bohaterów i szablonu w wykonaniu Niezrównoważonej

    OdpowiedzUsuń
  3. Nawet nie mam się do czego przyczepić :c Jedyne co moge powiedzieć to "dziękuje", za to, że twój blog jest tak oryginalny, za to, że nie mogę się oderwać od czytania, za to, że wielu bohaterów przedstawiłaś w nowym, jak dla mnie lepszym świetle. Trzymaj tak dalej :)

    Czy mogłabym dodać linka na twoja stronę na moim początkującym blogu? Będę na nim zamieszczać zdjęcia i obrazki związane z HP. Mam tam również zakładkę "opowiadania", do której będę wpisywała moje ulubione strony. Dlatego proszę Cię o zgodę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sorry że się wtrącam, ale ile razy mam powtarzać, że tego bloga sama nie pisze? Gdyby nie Mike, to by tego bloga nie było wcale.
      Pewnie Mike się zgodzi, bo ja żadnych negatywnych argumentów nie mam. Ja tam zezwalam ;D

      Usuń
  4. Hejeczka,
    wspaniały rozdział, a końcowka rewelacyjna, no naprawde cudownie, no i Ginny załamana...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń