wtorek, 1 stycznia 2013

Rozdział 21 - Koniec życia nie oznacza końca walki


Potter siedział sam w swoim malutkim pokoju, a obok niego leżały jego szaty. Czuł się jak bohater, co prawda ten negatywny, ale jednak. Musiał coś zrobić, a wczoraj po walce przeczytał w księdze, że gdy powiązanie dwóch ludzi zostanie przerwane z winny jednego, drugi zostanie osłabiony.
- To musi tak się skończyć, Potter, dobrze o tym wiedziałeś - mruknął sam do siebie. Popatrzył jeszcze na zdjęcia rodziców, przyjaciół, dzieci i Ginny. Tak bardzo chciał się z nimi pożegnać... Nie, on tak bardzo chciał z nimi być, bawić dzieci w ogrodzie, przytulać do siebie Ginny. Jednak nie było mu to dane.
Wybrańcy już tak mają, Potter. - pomyślał i rzekł: - No to żegnaj, Salazar. – Przyłożył sobie różdżkę do serca i zawołał - Avada Kedavra! - Promień zielonego światła poleciał prosto w serce młodego mężczyzny.
Zobaczył tylko czerń, a potem biel. Tylko to jedyne co go ogarniało.
- Jestem w niebie? - zapytał sam siebie Wybraniec.
- Nie, Harry, nie jesteś w niebie. Twoja droga jeszcze się nie skończyła - usłyszał donośny głos.
- Merlin?! Co ty tu robisz? - Potter wyglądał na ogłupiałego.
- Harry – zaczął z uśmiechem, który zdziwił bruneta niezmiernie. - Strzelając w siebie Avadą zrobiłeś coś najlepszego, co mogłeś w tej sytuacji zrobić. Tak i nie patrz tak na mnie - zaśmiał się Merlin, widząc jego zdumioną minę. - Właśnie wygoniłeś z siebie cząstkę Salazara, a co za tym idzie z samego Slytherina cząstkę ciebie, czyli obydwoje macie teraz swoje własne dusze, bez waszego połączenia. Jednak lepiej dla twojej rodziny i ciebie byłoby...
- Gdybym się nie ujawniał aż do czasu ostatecznej walki - dokończył za niego Potter z niemrawą miną.
- Dokładnie...wierzę, że będziesz wiedział co zrobić.
Nagle nicość rozmyła mu się przed oczami, a z oddali dosłyszał jeszcze głos:
- Nie daj się ponieść pokusie, Harry...
Ocknął się na środku pokoju. Głowa bolała go strasznie, a jeszcze bardziej klatka piersiowa. Czuł się, jakby właśnie wstał z grobu, co po części było prawdą. Deportował się w środku jakiegoś lasu. Po chwili wreszcie odnalazł, to czego szukał - wielki głaz.
- No to zaczynamy - powiedział do siebie Potter, dziwnie nienaturalnym głosem. Wypowiedział jakieś formułki zaklęć, pomachał różdżką i nagle w miejscu wielkiego głazu leżało ciało, jego ciało, jego martwe ciało. Harry wyciągnął aparat, które wcześnie zabrał, pstryknął parę zdjęć i podmienił znowu ciało w głaz, po czym deportował się do domu.
W tym samym czasie wszyscy siedzieli w Norze przy kolacji. Ich humory nie odzwierciedlały pogody, która była za oknem. Nagle do okna zapukała duża sowa.
- Lily, zobaczysz co to? - zapytał James, który właśnie trzymał wnuki na kolanach.
- Jasne - odpowiedziała i wstała, by odebrać pocztę. Odwiązała liścik od nóżki sowy i zabrała się za czytanie.
- Boże, nie... - Rudowłosa zaczęła histerycznie płakać.
- Lily, co się stało? - Molly podbiegła do Potter by sprawdzić. To, co zobaczyła na zdjęciach, doprowadziło i ją do płaczu.
- Przeczytacie co tam jest?! - zaniepokoiła się Hermiona.
Lily zaczęła czytać przez szloch.

Witajcie, bliscy Pottera!
To ja, wasz przyjaciel, Salazar. Otóż chciałem wam zakomunikować, iż dopadłem waszego kochanego Harry’usia.
Harry poddał się bez walki, co bardzo mnie zasmuciło. Chciałem go pokonać w równej walce, no ale co tam. Odgrażał mi się tylko, że jego bliski znajomi jeszcze mi pokażą, ale co tam, jego też się nie boje.
Pozdrawiam was serdecznie i szyderczo.
Salazar
PS. Jeśli nie wierzycie, zamieszczam parę zdjęć.

Wszyscy podbiegli do Lily, by zobaczyć te zdjęcia. Niestety dla nich, na zdjęciach faktycznie leżało martwe ciało Harry’ego.
- Lily, chodź, nie płacz... Harry prosił nas, byśmy nie rozpaczali, on by tego nie chciał... - James przytulał do siebie płaczącą żonę z drżącym głosem.
Syriusz siedział na kanapie, obok równie otępiałego Rona. To, co się działo w ciągu ostatnich paru dni, nie mieściło mu się w głowie. Najpierw Ginny, teraz śmierć Harry’ego? To się w głowie nie mieściło. Nagle do pokoju wpadł patronus w postaci rysia i przemówił:
- Atak na Hogsmeade, potrzebujemy jak najwięcej pomocy!
- My idziemy. Pokażemy im, że Harry nie oddał życia na próżno - powiedział James do wszystkich mężczyzn w pokoju. - Wy - tu popatrzył znacząco na kobiety – zostajecie.
- Ale ja chce iść - płakała rudowłosa Potter.
- Lily – Brunet w okularach nie wytrzymał. - Harry by nie chciał, byś działała pod wpływem emocji. Proszę, zostań tu i zajmij się wnukami. - James tłumaczył żonie.
- Dobrze, ale proszę was... uważajcie na siebie.
- Jasne... - odpowiedzieli wszyscy tylko i deportowali się.
Środek ulicy... To, co tam zastali, całkowicie ich wmurowało. Wszyscy aurorzy nieprzytomni, tylko jedna postać, ponownie ta postać, człowiek w czarnych szatach i złotej masce, zabijał jednego za drugim przeciwnikiem. Zakonnicy nie zastanawiając się długo włączyli się do pomocy nieznajomemu.
Ten, widząc ich, na chwilkę się zatrzymał, patrząc im prosto w oczy, jednak po chwili otrząsnął się i ruszył dalej do walki a raczej rzeźni.
Kim on do cholery jest?! - zastanawiał się Łapa. - Walczy równie dobrze jak Harry, ale to nie może być Harry... Raz, że on... nie żyje, dwa Harry nie mordował, nawet największych wrogów.
Nie mógł teraz nad tym się zastanawiać, ponieważ musiał uchylić się przed ponowną Avadą. Śmierciożercy powoli padali, powalani przez człowieka w masce.
- Cofamy się na Hogwart! - wykrzyczał jeden.
- Oni atakują Hogwart, musimy tam lecieć – wrzasnął Syriusz, rozglądając się po przyjaciołach, którzy pokiwali głową. Rozglądnęli się za człowiekiem w masce, lecz jego już tam nie było.
Deportowali się do Hogsmeade. Drogę do Hogwartu pokonali w szybkim tempie. Wbiegając do Wielkiej Sali, to co tam zastali, zamurowało ich. Wszyscy stali w środku koła, a na przeciw nich stał człowiek w masce oraz Salazar. Od obydwu biła wielka magia.
Ile bym dał, żeby teraz stał tam Harry - pomyślał James.
- No Salazar, wreszcie się spotykamy - powiedział donośnym głosem człowiek w złotej masce.
- Widzę, że następny Potter nam wyrósł. Zniszczę cię równie szybko jak jego! - zaśmiał się Slytherin.
- Nie dorastam Potterowi do pięt, jednak jestem na tyle silny, by znieść cię w pył.
Jednym machnięciem różdżki nieznajomy wysłał w stronę Salazara wielki ognisty miecz, a Salazar zmuszony był do obrony. Jednak szybko wyprowadził kontrę, która odbiła się od tarczy Pottera.
- Tylko na tyle Cię stać? - zakpił Potter.
- To dopiero początek.
Strzały, zakończone ognistymi grotami, poleciały w stronę Wybrańca, ten bez zbędnych trudności je odbił. Walka toczyła się i toczyła, nikt nie chciał się poddać. Wymiana zaklęć była imponująca, pojawiało się wszystko, a mury Hogwartu aż drżały od potęgi magii dwojga czarodziei.
- Kim ty jesteś? - wysapał Salazar. - Przyłącz się do mnie, masz takie same cele jak ja.
- Nie, Slytherinie. Moim jedynym celem jest pokonanie ciebie i zabranie odwetu na twoich sługusach - odrzekł młodszy.
Salazar bardzo zmęczony walką i deportował się, a zaraz za nim zrobił to Potter.
- To była walka, przebiła ona nawet pojedynek Harry’ego z Voldemortem - stwierdził Ron, gdy wchodzili do pokoju.
- Już jesteście, dzięki Bogu, wszyscy cali? - Lily dopadła męża.
- Tak, kochanie - odpowiedział jej James i mocno ją przytulił.
- Jaka walka? Co się działo? - zaniepokoiła się Hermiona.
- Salazar zaatakował Hogwart - odpowiedział Ron , a widząc, że jego żona zbladła, dodał: - Nikomu nic się nie stało, walczył Salazar z tym człowiekiem w masce, a walka była niesamowita. Jednak gdyby tam był Harry, przypuszczam, że Salazara już by nie było między nami.
Na samo wspomnienie o Harrym, Lily wybiegła z pokoju z płaczem.
- Przepraszam - zakłopotał się Ron.
- Nic nie szkodzi, przez jakiś czas na pewno będzie tak reagować - stwierdził Rogacz, któremu tez nie było łatwo. - Chyba macie racje, gdyby był tam Harry, Salazara już by nie było. Słyszeliście, co powiedział ten w masce. Że do pięt nie dorasta Harry’emu. Pójdę zobaczyć co z Lily, a wy idźcie spać, to był ciężki dzień.
W salonie została sama Hermiona, bawiąca się z chrześniakiem, który jako jedyny z trójki dzieci jeszcze nie spał.
Czy to byłeś ty, Harry? Tak bardzo nie chce wierzyć że nie żyjesz... Jeśli to byłeś ty, to co ty do cholery kombinujesz... – pomyślała.
- Mamusia do was wróci, zobaczycie, a może i tatuś tak jak kiedyś - powiedziała do chłopczyka i przytuliła go, by ten wreszcie poszedł spać.

Mike

Sorry, że tak późno dodaliśmy rozdział, ale ja, Niezrównoważona, która publikuje posty i zmienia wygląd bloga czy coś, po prostu zapomniałam. A jeszcze rano pamiętałam, żeby dodać! No więc wielkie sorry. Mamy już zakończony od dawna ten blog, pozostało nam tylko dodawanie. Rozdziałów mamy 25, więc zostało nam już tylko 4. Jeszcze raz przepraszam :) Wybaczyta mi? *robi oczy kota ze Shreka*

10 komentarzy:

  1. Rozdzialik jak zwykle fajny ;)
    Szkoda, że zostały tylko cztery notki. No, ale mam nadzieje, że już macie pomysł na nowego bloga. No ale to już za daleko odbiegłem w przyszłość ;D przecież będą jeszcze notki. No pomysł z Merlinem i wyrzucenie cząstki Salezara przypomina mi Harrego i Albusa w HP i IS. Sądząc po rozmowie Harrego i Merlina, 'potężny mag w czarnych szatach i złotej masce' nie pojawi, się do czasu, aż Salazar zginie. No chyba,że się skapnie że to poterr. No ale ja nie jestem od spekulacji typu gdyby coś... to by.. itp. Więc życze Wiele weny. A no jeszcze bym zapomniał, Mike co z twoim blogiem Hp i Pierwsza Krew??

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja z powodów niezależnych od mojej osoby musiałem zakończyć pisanie... co bardzo mnie boli :)

      Usuń
    2. Mnie też boli ;/
      Dobra, już nic nie mówię...

      Usuń
  2. Oczywiście, że wybaczę ;)
    ALe najpierw cię zabije! Ha ha ha!
    Dobra rozdział bajeczny.
    4NOTKI???! JA CHCĘ WIĘCEJ ŁEŁE!
    Dobra jestem chora i bredzę więc dobranoc....

    SM

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niezrównoważona... Ja cię przepraszam...( Nie wiem za co ale ok.? )
      Zaprosisz mnie do czytania bloga...? Plosę...
      Chodzi o A kysz mi z tym cholerstwem...
      Plosze.
      Bardzo proszę...
      ( Robię oczka kota ze shreka)

      Usuń
    2. Zablokowałam dostęp, gdyż... jakaś pierdolona pseudo ocenialnia wzięła tego bloga bez mojego pozwolenia i... tak pośmiali się z tego opowiadania, przez co miałam trochę hajterów czy jak to tam się pisze na blogu, więc zablokowałam dostęp. Daj email to z pewnością Cię dodam, tylko uprzedzam, że jestem jedynie prolog :)
      Pozdrawiam i zdrowia życzę :D

      Usuń
    3. Okey i podasz ich link ?
      Email to kizzy.miss1@gmail.com ( Wykłócałam się o niego z Kizi xD)

      Usuń
    4. Niezrównoważona trzymaj mnie!
      Zaraz rozszarpie te %#$#@@&^%^& na kawałki!
      JAK ONE MOGŁY???
      Arrr, jeszcze się przekonają, że przy rozwścieczonej Marzycielce, nawet Voldek, zły Harry i zły Dumbi, oraz sto wściekłych smoków
      są łagodne jak baranki!
      Nie żartuję !!!!!!!!!!!!!!!11

      Usuń
  3. Hejeczka,
    wspaniale, no tak waląc w siebie avadą Harry pozbył się czastki Salazara, a walki cudowne...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń