Teleportowali się do szpitala z wyraźnym pośpiechem.
Wiadomość od Hermiony była straszna i nie do przyjęcia. Poszli do recepcji, z której dowiedzieli się
gdzie leży Ginny. Weszli do sali. I nastała martwa cisza.
Przy jednym
łóżku nikt nie stał, nikt nie doglądał pacjentki. Jedynie można było usłyszeć
dźwięk maszyny, która pilnowała czynności życiowe. I tyle... Sama dziewczyna
była podłączona do maszyny tysiącami rurek, miała na twarzy maskę tlenową. Była
nienaturalnie blada, jakby utraciła sporo krwi, co tak się stało.
- Ginny... Na Merlina – wyszeptała Molly, zakrywając usta
ręką z niedowierzania. Tylko ona odważyła się podejść do jedynej córki, którą
miała... stracić.
Każdy miał
szok odbity na twarzy, mimo że już wcześniej dowiedzieli się co stało się z
rudowłosą. Molly opadła na pobliskie krzesło, a Ron podszedł do niej i ją
przytulił.
- Gdzie jest Harry? – Ciszę przerwała Hermiona, jednak nikt
jej nie odpowiedział.
Dźwięk
otwieranych drzwi... Do sali wszedł uzdrowiciel.
- Co z Ginny? – zapytał od razu James.
Lekarz
chwile patrzył na dziewczynę z zamyślenie i westchnął. Przecież nie mógł ich
okłamać.
- Straciła wiele krwi. Mówiłem już dla pana Pottera, że
jeśli pani Weasley się obudzi, co graniczy z cudem, to już nigdy się nie
obudzi.
Kobiety po
chwili wybuchły szlochem, a pozostali nadal trwali w szoku.
- Pan Potter zostawił to dla was – odezwał się uzdrowiciel i
wręczył kopertę Jamesowi. Wyszedł bez słowa z sali. Jim w końcu otrząsnął się z
szoku i rozerwał kopertę. Treść listu była bardzo... dobijająca.
Kochani!
Zapieczętowałem list tak, że żaden niepowołany człowiek nie
może go przeczytać.
Podjąłem decyzję i nie zamierzam jej cofać. Mam do Was
prośbę. Zaopiekujcie się dziećmi. Traktujcie ich jak swoje. Mam nadzieję, że
kiedyś im o mnie i o Ginny opowiecie... Byłbym bardzo wdzięczny.
Dlaczego Was zostawiam? Powód jest jeden – Salazar
Slytherin. Krótki czas temu dowiedziałem się, że nigdy nie miałem żyć. Gdybym
dowiedział się wcześniej, nie wracałbym na wesele Rona i Hermiony. Nie
popsułbym wtedy Wam życia, wkraczając do niego z butami. Ginny nie byłaby ze
mną, nie byłoby dzieci... Nie byłoby kłopotu. Ale stało się tak jak stało.
Czasu nie można cofnąć.
Muszę zabić Slytherina, takie jest moje przeznaczenie. I
doskonale wiem, że nie wyjdę z tego żywy. On musi mnie zabić, by sam zginął.
Koniec, kropka. Tak już jest zapisane.
Błagam Was, nie rozpaczajcie! To naprawdę nie ma sensu.
Nawet nie wiecie jak jest mi trudno Was opuszczać, ale tak jest o wiele lepiej.
Nie będę musiał Was pożegnać...
Gdyby Ginny obudziła się, w co najmocniej wierzę i wiem, że
tak będzie, powiedźcie jej, że bardzo ją kocham. Doskonale wiem, że Ginny nie
umrze i Wy też musicie w to wierzyć! Bo wiara robi naprawdę ogromne cuda.
Dziękuję za wszystko. Słowa nie pokażą tego, co czuję. Będę
tęsknic za Wami i wierzę, że będziecie szczęśliwi. Tak, z pewnością.
Zapamiętajcie mnie takiego, jakim byłem, a nie jakim jestem
i będę.
Wasz Harry
James
przeczytał list w myślach cztery razy. I nie był w stanie przekazać tego innym.
Położył list na szafce nocnej obok łóżka i wyszedł bezszelestnie. Nadal nie
wierzył w to, co przeczytał.
Dwa dni później...
Dzień
stawał się coraz dłuższy i był coraz bardziej ciepły. Była połowa maja, kwiaty
rosły w najlepsze, wszystko już zbudziło się z zimowego snu... Pogoda była
wręcz cudna i przepiękna, lecz w rodzinie Potterów, Weasley’ów i przyjaciół
Harry’ego było zupełnie odwrotnie. Każda chwila była wypełniona nadzieją, bólem
i nienawiścią do tych, którzy wyprawiali z ich życia istne piekło.
- James, miałeś nie palić – zbeształa męża Lily. –
Przynajmniej nie przy dzieciach – dodała, widząc jego zbulwersowaną minę. Po
chwili wstał i podszedł do otwartego okna, by dalej palić papierosa.
- Twój ojciec miał rację, Lily. Papierosy rzeczywiście
odstresowują – rzekł, wypuszczając dym z płuc.
Rudowłosa
westchnęła i wzięła na ręce Syriusza, który zaczął płakać. Dzieci wyraźnie
wyczuły, że coś się stało. O wiele częściej zaczęły płakać i szukać dotyku
rodziców, których nie było. Stan Ginny nie zmienił się ani trochę. Natomiast
Harry nie dawał znaku życia. Wszystkie ataki ucichły. I to by było na tyle...
Jednak nadal wszyscy mieli wiarę w sobie, że Ginny przeżyje i się obudzi, a
Harry wróci. I nie będzie musiał umrzeć. To było takie nierealne.
- Ale to nie oznacza, że musisz je zjadać paczkami –
odpowiedziała nieprzyjemnie.
- A to moja wina, że...
- ...uzależniłeś się? – przerwała mu Lily, na co mężczyzna
wzruszył ramionami.
- W dwa dni nie można się uzależnić – zauważył, odwracając
się w jej stronę.
- Nie wiem, nie znam się na tym, ale przestań, albo chociaż
ogranicz – przejęła się Lily i w końcu udało jej się uśpić chłopczyka.
Nagle James
odsunął się od okna, a przez nie wleciał patronus Hermiony. Wydra przemówiła.
- Atak na Pokątną. Zwolennicy Slytherina i byli
Śmierciożercy walczą z aurorami – usłyszeli głos byłej Granger. Wydra z
powrotem wyleciała z okna i znikła.
- Lilka, ja idę – oświadczył z zapałem James i depotrował
się.
Kobieta
westchnęła. Wzięła na ręce Jima, który nie spał i zaszczebiotała do niego.
- Faceci już tacy są – szepnęła. – Tylko na wojnę lecieć...
Oby dziadkowi nic się nie stało.
James
pojawił się obok ulicy Pokątnej. Wyciągnął różdżkę i zaczął atakować.
Przybliżał się do Hermiony, która wraz ze swym mężem walczyła zawzięcie.
- Dzięki, że mnie powiadomiłaś – powiedział Potter do
dziewczyny i odbił klątwę.
- Norma – odrzekła krótko czekoladooka i walnęła
oszołamiaczem w jakiegoś byłego sługę Voldemorta.
- To prawda że Lastrange nie żyje? – zapytał Ron.
Nie
przestawali walczyć.
- Ta... I dobrze, należało jej się – Warknął Syriusz,
dokańczając się do walczącej trójki. – Tylko szkoda, że ja tego nie zrobiłem.
Oklaski dla mordercy. – I rzucił w jakiegoś mężczyznę Avadę.
Nagle
usłyszeli krzyk dziecka.
- Cholera – szepnęła Hermiona i wybiegła w stronę głosu,
broniąc się zaklęciami.
- Hermi, stój! – Jednak dziewczyna nie słuchała męża.
Dobiegła do jakiegoś sklepu, który do pół był zrównany z ziemią. Pod deskami
słyszała płacz dziewczynki. Wzięła jedną deskę, która trochę ważyła i wywaliła
ją jak najdalej.
Jednak jej
błędem było to, że teraz była w celu przeciwnika. Nikt jej nie bronił. Zielony
promień Zaklęcia Niewybaczalnego mknął ku niej, a ona tego nie zauważyła. Był
coraz bliżej, gdy...
Tarcza o
fioletowym kolorze stanęła na drodze Avady, by po chwili rozbić się w drobne
kawałki. Hermiona dopiero teraz uświadomiła sobie co się stało. Spojrzała w
stronę tarczy, która uratowała jej życie. Dziesięć metrów przed nią stała
postać, ubrana w czarne szaty ze złotą maską na głowie. W pierwszej chwili
pomyślała, że to zwolennik Slytherina, lecz natychmiast odepchnęła tę myśl.
Przecież ją uratował.... Kimkolwiek był.
Postać
ruszyła w wir walki, a Hermiona mogła przysiądź, że zna tego kogoś. Ruchy ciała
były takie znajome... Potrząsnęła głową i uwolniła dziewczynkę z gruzów. Jednak
ten ktoś nadal panował w jej myślach.
Tajemniczy
walczył zaciekle, nie wymawiając formułek zaklęć. Było gołym okiem widać, że
był strasznie potężny. Zabijał i oszołamiał tych, którzy byli po stronie Salazara,
a aurorów nie ranił. Ci powoli wygrywali walkę, a pozostali śmierciożercy,
widząc że nie mają już szans, deportowali się, gdyś nikt nie miał nawet czasu
na założenie zaklęć uniemożliwiających to.
Czarna
postać spojrzała w stronę Hermiony a ta była już pewna, że to nie Harry.
Przecież on nie mógł zabijać tak o! Jednak niepewność pozostała...
- Kto nie żyje? – zapytała Tonks, trzymając się za lewą
rękę, z której sączyła się krew.
- Z naszej strony trzech aurorów, a z ich paru młodych
śmierciożerców, pięciu mi nieznanych i... Malfoy.
Draco
zbladł gwałtownie.
- Ten ostatni zmarł tak samo jak Bellatrix Lastrange. Klątwą
Srebrnej Śmierci. Bardzo bolesnej – ciągnął Lupin.
Cholera – warknęła Hermiona w myślach. – Przecież to nie był
Harry! Prawda?
Jednak z każdą
minutą jej bystry umysł powoli układał kawałki w całość. Jednak nadal nie
wierzyła, że Harry mógłby... To było nierealne.
Niezrównoważona
Życzymy Wam Wesoły Świąt i szczęśliwego Nowego Roku! ;**
Mike postanowił stworzyć własnego bloga: <<Harry Potter i Pierwsza Krew>>.
Serdecznie zapraszamy :D
JUPI!!!
OdpowiedzUsuńSIUPCIO!!
ALe diacziego Harii odszedł>? To nie fer!
Tak czy siak to jest boskie!
A rozdział gdzie?
OdpowiedzUsuńHejeczka,
OdpowiedzUsuńwspaniale, Harry zawziął się naprawdę i walczy ze Slytherinem i jego zwolennikami, ciekawe czy Hermiona podzieli się swoimi podejrzeniami z innymi...
weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia