poniedziałek, 17 grudnia 2012

Rozdział 19 - Salazar Slytherin


- Harry... proszę, usiądź – powiedział Godryk niepewnym głosem. Chłopak zmarszczył brwi, ale usiadł przy stole, co też zrobił jeden z założycieli Hogwartu.
- No to co masz mi strasznego do powiedzenia, bo twoja mina mówi sama za siebie – odrzekł Potter.
            Godryk westchnął. Na łysiejącą Rovenę... Jak mógł chłopakowi powiedzieć prawdę?!
- Wiesz dlaczego żyjesz, prawda? – zaczął, a Harry przytaknął. – Dostałeś Avadą, ale twoje ciało wpadło za zasłonę, która była przejściem do innego świata. Przez to żyjesz. Jednak muszę ci opowiedzieć o tej zasłonie dużo więcej, byś mógł to zrozumieć. – Wziął parę głębszych wdechów i kontynuował. – Ta zasłona jest przejściem do różnych światów – powtórzył. – A w tych światach żyją ludzie... tacy jak my. To znaczy... Cholera, nie wiem jak ci to wytłumaczyć!
            Harry jednak siedział i był cicho. To, co mówił Gryffindor, było dziwne i nieco pokręcone.
- Normalnie, po ludzku – podsunął Potter, a Godryk załamał ręce.
- Chodzi mi o to, że każdy z was, ty, Ginny czy Hermiona, mają mnóstwo sobowtórów. Tyle że na przykład ty na innym świecie nie musisz być taki sam. Możesz mieć zupełnie inny charakter, albo nie byłbyś taką samą osobą jaką jesteś ty. Rozumiesz? – niemalże jęknął.
- Yyy... – opowiedział Harry bardzo inteligentnie. Chwilę myślał nad tym, ogólnie nie rozumiejąc o co biega, ale skinął głową na znak potwierdzenia. – I co to ma do rzeczy?
- No bo... Dobra, walę prosto z mostu, bo nie wytrzymam. Salazar Slytherin to jesteś ty, tyle że w innym świecie. A ja jestem Ronem, Helga Ginny, a Rovena Hermioną. Wiem, jest to strasznie zagmatwane, ale sam czasem tego nie rozumiem.
            Harry siedział z otwartą buzią, a w jego myślach panował totalny chaos. Nie wiedział co myśleć. Co czuć, co robić. On Salazarem? On tym gnojkiem bez serca? Jak...? Dlaczego?! Jak mógł być takim draniem, który zabijał dla swojej głupiej idei? Że poświęcał życie wiele istot, by władać światem? Nie miał bladego pojęcia jak teraz żyć. Żyć z myślą, że jego... on sam z innego świata zabija i chce dopaść jego... czyli siebie samego w innym świecie. Tak, było to kurewsko pokręcone. Ale realne, prawdziwe.
- I co chcesz przez to powiedzieć? – powiedział zielonooki, wyrywając się z szoku. – Że ja niby rodzina Voldemorta, co? Tego przydupasa? I że ja to Sal, co? Je pierdzielę... I oczywiście on o tym wie?! – Teraz to się wkurzył.
            Godryk westchnął, a Harry uznał to za potwierdzenie.
- I chciał przyciągnąć mnie do swojej strony, żeby przejąć władzę nad światem jak jakaś durna mysz laboratoryjna?!
- Harry... uspokój się – szepnął, krzywiąc się.
- Jak mam się uspokoić?! Mam nadzieję, że jak ja go zabiję, to sam nie zginę, co?
            Godryk już otworzył usta, by zaprotestować, ale głos ugrzązł mu w gardle jakby zabraniając mu kłamać. Nie chciał mówić tego Harry’emu, ale czuł, że powinien. Ten schował twarz w dłoniach.
- Dlaczego nie powiedziałeś mi tego od razu? – szepnął Potter.
- Wtedy sam nie wiedziałem... a przynajmniej całości.
- Po co założyłem rodzinę z Ginny... – powiedział Harry prostując się. – Po co w ogóle wracałem? Mogłem tego nie robić, a wszyscy nadal by myśleli, że nie żyję i znowu po raz drugi nie czuliby bólu, gdy ja teraz odejdę.
- Harry... to nie tak... – Godryk w jakiś sposób chciał jakoś go pocieszyć, zrobić cokolwiek, jednak Wybraniec uruchomił się w swój tryb.
- A jak? Cholera niech to wszystko weźmie! Zaufałem wam, a wy...
- Rowena i Helga o niczym nie wiedzą! – zaprotestował szybko starszy, zrywając się z krzesła. Potter też wstał.
- Ale ty wiedziałeś i mogłeś mi powiedzieć wcześniej. Mój ból się nie liczy, ważniejsi są inni, moja rodzina, moje dzieci. I co... jak ja zostawię Ginny tak samą z trójką maluchów? Gdybym ja nie zabił Salazara, to on prędzej czy później zabije mnie. Dobra, potem porozmawiamy – szepnął i już chciał się teleportować, gdy..
- A kim był Merlin? – zapytał, z ukrytą ciekawością.
- Zgadnij, Harry... znałeś go dobrze, a teraz jedno z twoich dzieci nosi jego imię.
            Potter teleportował się z myślą, że Godryk tym razem nie kłamał. Przecież Dumbledore był tak bardzo potężny... a charakter miał nieco podobny do samego Merlina.

            Pojawił się w Dolinie Godryka przed domem. Nie wiedział, czy mówić o tym wszystkim z Ginny... A z resztą, jak mógłby to zrobić? W chwili, gdy pogodzili się, mieli dzieci, jego życie musiało legnąć w gruzach. W momencie, gdy wszystko powoli się prostowało, zmierzało do dobra, życie musiało się rozwalić w drobne kawałki. Nie mógł psuć życia innych tą wiadomością.
            Wszedł do środka i od razu usłyszał płacz dziecka.
- Och, Harry, jak dobrze że jesteś! – powiedziała nieco głośniej rudowłosa. – Hermiona pisała, że ma do mnie ważną sprawę. A ty zajmij się dziećmi, okay? – spojrzała na niego i oddała mu chłopczyka. Potter nadal nie wiedział, który to który. Dzieci były strasznie do siebie podobne...
Harry zabawiał dzieci jak mógł. Gdy te wreszcie położyły się spać, usłyszał pukanie do drzwi. To pewnie Ginny, pomyślał.
- Cześć Harry, jest Ginny? – O dziwo była to Hermiona.
- Nie... podobno poszła do ciebie. - Potter bacznie przyglądał się przyjaciółce.
- Nie, nie było jej u nas – zdziwiła się dziewczyna. – Wpadłam, bo chciałam ją jutro wyciągnąć - stwierdziła Hermiona, po czym nagle się przeraziła. - O matko, myślisz, że mogło jej się coś stać?
- Nie wiem, Hermi, może wejdziesz? I tak sam siedzę - zaproponował chłopak, po czym wpuścił przyjaciółkę do środka.
Nagle do pokoju wpadł patronus pod postacią konia, który przemówił głosem Ginny.
- HARRY, PROSZĘ CIĘ, RATUJ MNIE!!! Poplecznicy Salazara mnie porwali, trzymają mnie w domu Malfoya! - Po czym rozpłynął się.
- Hermiono! - Potter zerwał się na równe nogi - zostaniesz z dziećmi? - Ta kiwnęła głową przerażona. - Nałożę tu bariery, których nie złamią, więc zawiadom resztę i niech tu przyjdą jak najszybciej, rozumiesz? - ponowne kiwnięcie. Potter wydawał się być opanowany, jednak w środku cały się trząsł. - Ja idę po nią.
- Uważaj na siebie- poprosiła jeszcze szatynka.
Deportował się pod sam dom, znał dobrze to miejsce, nie wiedział dlaczego, ale je znał. Kolejna dziwna sprawa... Może znał wszystkie miejsca, które znał Salazar i odwrotnie? Stwierdził, że nie będzie się bawił w skradanie.
- Bombarda Maxima. - Moc zaklęcia była tak wielka, że rozsadziła całą wschodnią ścianę.
Potter był bardzo zdeterminowany, kroczył pewnie eliminując kolejnych przeciwników na swojej drodze. Żadnemu wrogowi nie darował życia, wszyscy padali martwi na posadzkę.
Naglę usłyszał krzyk
- Ginny! - wykrzyczał i puścił się pędem w stronę lochów. - Malfoy, zostaw ją! - wrzasnął Harry.
- No proszę, kogo my tu mamy... Wielki Harry Potter! - Bellatrix śmiała się Harry’emu prosto w twarz. - Szkoda że twoja miłość już nigdy cię nie zobaczy – zaśmiała się i westchnęła teatralnie. - Taka szkoda, że reszta naszych przyjaciół musiała już iść. Chętnie ciebie też by zabili.
- A co?! Sama się boisz? - Wybraniec wiedział, że nie ma czasu.
- Nie! - wykrzyczała oburzona – Crucio! - Szybka tarcza i kontratak Pottera w postaci Avady i Bellatrix leżała martwa.
- Za Syriusza – warknął. - Jesteś następny, Malfoy - wysyczał brunet z rządzą mordu w oczach.
Malfoy’owi nie trzeba było tego długo powtarzać, deportował się nim Harry rzucił w niego zaklęciem zabijającym.
- Ginny - jęknął zrozpaczony Potter, gdyż z pod jej ciała wypływała czerwona posoka. Zabrał ją na ręce i czym prędzej deportował się do szpitala.
Przesiedział na korytarzu dobre kilka godzin, wreszcie po długim czasie wyszedł lekarz...
- Nie będę owijał w bawełnę – rzekł, a Harry gwałtownie zbladł. – Jeśli przeżyje tę noc, nigdy się nie zbudzi.
Po tych słowach Potter rozpłakał się jak małe dziecko, a lekarz nie mając sumienia pozwolił mu wejść do Ginny.
Podszedł do łóżka na którym leżała dziewczyna. Była blada jak śnieg z powodu wykrwawienia.
- Ginny... - Jego głos łamał się. - Obiecuję, nie popuszczę nikomu, wezmę odwet za ciebie, chodź miałbym być bardziej brutalny niż Voldemort i Salazar razem. Nie popuszczę nikomu.
I wyszedł z sali. Udał się do lekarza, poprosił go, by wezwał tutaj rodzinę Ginny i przekazał im krótki list od niego. List był zabezpieczony tak, że tylko ich bliscy mogli go odczytać, tak na wszelki wypadek. W liście była napisana prośba, by zająć się dziećmi, gdyż Potter musi wyruszyć w podróż, by pokonać Salazara i której prawdopodobnie nie przeżyje,
gdyż tak już jest zapisane. Poprosił ich również, by nie rozpaczali po nim, tylko żyli dalej, ponieważ on tak chce. A na wszelki wypadek, gdyby Ginny się obudziła, w co bardzo wierzył, niech powiedzą jej, że zawsze ją kochał i będzie kochał. Śmierci Ginny Harry nawet do siebie nie dopuszczał. Zostawił list i udał się na nNokturn.
Naciągnął kaptur na głowę i udał się do sklepu z szatami.
- Dwie czarne szaty i złotą maskę. - Zaklęciem zmutował sobie głos, dzięki czemu nikt go nie rozpoznał.
- Dwadzieścia galeonów - odpowiedział wystraszony sprzedawca.
- Słuchaj, możesz coś dla mnie zrobić? - zapytał Harry.
- Jasne, czego pan sobie życzy?
- Jeśli przyjdzie tu Lucjusz Malfoy, powiedz mu, że Igor Gorgow będzie jutro czekał na niego w Księżycu (pub na Nokturnie), zrozumiałeś?!
- Tak jest, proszę pana – pisnął wystraszony sprzedawca.
Potter, zadowolony z siebie, z nowym planem w głowie, udał się by wynająć pokój. Co prawda nie były to idealne warunki do mieszkania, jednak na chwilę musiały starczyć.
Chłopak położył maskę oraz szaty na łóżku i mruknął do siebie:
- Pieski Salazara i sam Slytherinie, szczerzcie się, ponieważ największy czarnomag nadchodzi. – Brunet spojrzał w okno. Na dworze było szaro i zaczął padać deszcz. - Nadchodzi Czarny Władca....

Ponad połowę rozdziału napisałam, ja, Niezrównoważona, a resztę Mike ;**

3 komentarze:

  1. Pierwsza !!! xD

    nNokturn?
    Literowka?

    Rozdzial super, tylko Ginny niech sie obudzi ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Hejeczka,
    och, Harry wkroczył już na ścieżkę walki, ale jak przyszła Hermiona i powiedziała że nie widziała się z Ginny to nie pomyślał że to była pulapka i jej się coś mogło stać...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń