- Harry... proszę, usiądź – powiedział Godryk niepewnym
głosem. Chłopak zmarszczył brwi, ale usiadł przy stole, co też zrobił jeden z
założycieli Hogwartu.
- No to co masz mi strasznego do powiedzenia, bo twoja mina
mówi sama za siebie – odrzekł Potter.
Godryk
westchnął. Na łysiejącą Rovenę... Jak mógł chłopakowi powiedzieć prawdę?!
- Wiesz dlaczego żyjesz, prawda? – zaczął, a Harry
przytaknął. – Dostałeś Avadą, ale twoje ciało wpadło za zasłonę, która była
przejściem do innego świata. Przez to żyjesz. Jednak muszę ci opowiedzieć o tej
zasłonie dużo więcej, byś mógł to zrozumieć. – Wziął parę głębszych wdechów i
kontynuował. – Ta zasłona jest przejściem do różnych światów – powtórzył. – A w
tych światach żyją ludzie... tacy jak my. To znaczy... Cholera, nie wiem jak ci
to wytłumaczyć!
Harry
jednak siedział i był cicho. To, co mówił Gryffindor, było dziwne i nieco
pokręcone.
- Normalnie, po ludzku – podsunął Potter, a Godryk załamał
ręce.
- Chodzi mi o to, że każdy z was, ty, Ginny czy Hermiona,
mają mnóstwo sobowtórów. Tyle że na przykład ty na innym świecie nie musisz być
taki sam. Możesz mieć zupełnie inny charakter, albo nie byłbyś taką samą osobą
jaką jesteś ty. Rozumiesz? – niemalże jęknął.
- Yyy... – opowiedział Harry bardzo inteligentnie. Chwilę
myślał nad tym, ogólnie nie rozumiejąc o co biega, ale skinął głową na znak
potwierdzenia. – I co to ma do rzeczy?
- No bo... Dobra, walę prosto z mostu, bo nie wytrzymam.
Salazar Slytherin to jesteś ty, tyle że w innym świecie. A ja jestem Ronem,
Helga Ginny, a Rovena Hermioną. Wiem, jest to strasznie zagmatwane, ale sam
czasem tego nie rozumiem.
Harry
siedział z otwartą buzią, a w jego myślach panował totalny chaos. Nie wiedział
co myśleć. Co czuć, co robić. On Salazarem? On tym gnojkiem bez serca? Jak...?
Dlaczego?! Jak mógł być takim draniem, który zabijał dla swojej głupiej idei?
Że poświęcał życie wiele istot, by władać światem? Nie miał bladego pojęcia jak
teraz żyć. Żyć z myślą, że jego... on sam z innego świata zabija i chce dopaść
jego... czyli siebie samego w innym świecie. Tak, było to kurewsko pokręcone.
Ale realne, prawdziwe.
- I co chcesz przez to powiedzieć? – powiedział zielonooki,
wyrywając się z szoku. – Że ja niby rodzina Voldemorta, co? Tego przydupasa? I
że ja to Sal, co? Je pierdzielę... I oczywiście on o tym wie?! – Teraz to się
wkurzył.
Godryk
westchnął, a Harry uznał to za potwierdzenie.
- I chciał przyciągnąć mnie do swojej strony, żeby przejąć
władzę nad światem jak jakaś durna mysz laboratoryjna?!
- Harry... uspokój się – szepnął, krzywiąc się.
- Jak mam się uspokoić?! Mam nadzieję, że jak ja go zabiję,
to sam nie zginę, co?
Godryk już
otworzył usta, by zaprotestować, ale głos ugrzązł mu w gardle jakby zabraniając
mu kłamać. Nie chciał mówić tego Harry’emu, ale czuł, że powinien. Ten schował
twarz w dłoniach.
- Dlaczego nie powiedziałeś mi tego od razu? – szepnął
Potter.
- Wtedy sam nie wiedziałem... a przynajmniej całości.
- Po co założyłem rodzinę z Ginny... – powiedział Harry
prostując się. – Po co w ogóle wracałem? Mogłem tego nie robić, a wszyscy nadal
by myśleli, że nie żyję i znowu po raz drugi nie czuliby bólu, gdy ja teraz
odejdę.
- Harry... to nie tak... – Godryk w jakiś sposób chciał
jakoś go pocieszyć, zrobić cokolwiek, jednak Wybraniec uruchomił się w swój
tryb.
- A jak? Cholera niech to wszystko weźmie! Zaufałem wam, a
wy...
- Rowena i Helga o niczym nie wiedzą! – zaprotestował szybko
starszy, zrywając się z krzesła. Potter też wstał.
- Ale ty wiedziałeś i mogłeś mi powiedzieć wcześniej. Mój
ból się nie liczy, ważniejsi są inni, moja rodzina, moje dzieci. I co... jak ja
zostawię Ginny tak samą z trójką maluchów? Gdybym ja nie zabił Salazara, to on
prędzej czy później zabije mnie. Dobra, potem porozmawiamy – szepnął i już
chciał się teleportować, gdy..
- A kim był Merlin? – zapytał, z ukrytą ciekawością.
- Zgadnij, Harry... znałeś go dobrze, a teraz jedno z twoich
dzieci nosi jego imię.
Potter
teleportował się z myślą, że Godryk tym razem nie kłamał. Przecież Dumbledore
był tak bardzo potężny... a charakter miał nieco podobny do samego Merlina.
Pojawił się
w Dolinie Godryka przed domem. Nie wiedział, czy mówić o tym wszystkim z
Ginny... A z resztą, jak mógłby to zrobić? W chwili, gdy pogodzili się, mieli
dzieci, jego życie musiało legnąć w gruzach. W momencie, gdy wszystko powoli
się prostowało, zmierzało do dobra, życie musiało się rozwalić w drobne
kawałki. Nie mógł psuć życia innych tą wiadomością.
Wszedł do
środka i od razu usłyszał płacz dziecka.
- Och, Harry, jak dobrze że jesteś! – powiedziała nieco
głośniej rudowłosa. – Hermiona pisała, że ma do mnie ważną sprawę. A ty zajmij
się dziećmi, okay? – spojrzała na niego i oddała mu chłopczyka. Potter nadal
nie wiedział, który to który. Dzieci były strasznie do siebie podobne...
Harry zabawiał dzieci jak mógł.
Gdy te wreszcie położyły się spać, usłyszał pukanie do drzwi. To pewnie Ginny,
pomyślał.
- Cześć Harry, jest Ginny? – O dziwo była to Hermiona.
- Nie... podobno poszła do ciebie. - Potter bacznie przyglądał się przyjaciółce.
- Nie, nie było jej u nas – zdziwiła się dziewczyna. – Wpadłam, bo chciałam ją jutro wyciągnąć - stwierdziła Hermiona, po czym nagle się przeraziła. - O matko, myślisz, że mogło jej się coś stać?
- Nie wiem, Hermi, może wejdziesz? I tak sam siedzę - zaproponował chłopak, po czym wpuścił przyjaciółkę do środka.
- Cześć Harry, jest Ginny? – O dziwo była to Hermiona.
- Nie... podobno poszła do ciebie. - Potter bacznie przyglądał się przyjaciółce.
- Nie, nie było jej u nas – zdziwiła się dziewczyna. – Wpadłam, bo chciałam ją jutro wyciągnąć - stwierdziła Hermiona, po czym nagle się przeraziła. - O matko, myślisz, że mogło jej się coś stać?
- Nie wiem, Hermi, może wejdziesz? I tak sam siedzę - zaproponował chłopak, po czym wpuścił przyjaciółkę do środka.
Nagle do pokoju wpadł patronus
pod postacią konia, który przemówił głosem Ginny.
- HARRY, PROSZĘ CIĘ, RATUJ MNIE!!! Poplecznicy Salazara mnie porwali, trzymają mnie w domu Malfoya! - Po czym rozpłynął się.
- Hermiono! - Potter zerwał się na równe nogi - zostaniesz z dziećmi? - Ta kiwnęła głową przerażona. - Nałożę tu bariery, których nie złamią, więc zawiadom resztę i niech tu przyjdą jak najszybciej, rozumiesz? - ponowne kiwnięcie. Potter wydawał się być opanowany, jednak w środku cały się trząsł. - Ja idę po nią.
- Uważaj na siebie- poprosiła jeszcze szatynka.
- HARRY, PROSZĘ CIĘ, RATUJ MNIE!!! Poplecznicy Salazara mnie porwali, trzymają mnie w domu Malfoya! - Po czym rozpłynął się.
- Hermiono! - Potter zerwał się na równe nogi - zostaniesz z dziećmi? - Ta kiwnęła głową przerażona. - Nałożę tu bariery, których nie złamią, więc zawiadom resztę i niech tu przyjdą jak najszybciej, rozumiesz? - ponowne kiwnięcie. Potter wydawał się być opanowany, jednak w środku cały się trząsł. - Ja idę po nią.
- Uważaj na siebie- poprosiła jeszcze szatynka.
Deportował się pod sam dom, znał
dobrze to miejsce, nie wiedział dlaczego, ale je znał. Kolejna dziwna sprawa...
Może znał wszystkie miejsca, które znał Salazar i odwrotnie? Stwierdził, że nie
będzie się bawił w skradanie.
- Bombarda Maxima. - Moc zaklęcia była tak wielka, że rozsadziła całą wschodnią ścianę.
Potter był bardzo zdeterminowany, kroczył pewnie eliminując kolejnych przeciwników na swojej drodze. Żadnemu wrogowi nie darował życia, wszyscy padali martwi na posadzkę.
- Bombarda Maxima. - Moc zaklęcia była tak wielka, że rozsadziła całą wschodnią ścianę.
Potter był bardzo zdeterminowany, kroczył pewnie eliminując kolejnych przeciwników na swojej drodze. Żadnemu wrogowi nie darował życia, wszyscy padali martwi na posadzkę.
Naglę usłyszał krzyk
- Ginny! - wykrzyczał i puścił się pędem w stronę lochów. - Malfoy, zostaw ją! - wrzasnął Harry.
- No proszę, kogo my tu mamy... Wielki Harry Potter! - Bellatrix śmiała się Harry’emu prosto w twarz. - Szkoda że twoja miłość już nigdy cię nie zobaczy – zaśmiała się i westchnęła teatralnie. - Taka szkoda, że reszta naszych przyjaciół musiała już iść. Chętnie ciebie też by zabili.
- A co?! Sama się boisz? - Wybraniec wiedział, że nie ma czasu.
- Nie! - wykrzyczała oburzona – Crucio! - Szybka tarcza i kontratak Pottera w postaci Avady i Bellatrix leżała martwa.
- Za Syriusza – warknął. - Jesteś następny, Malfoy - wysyczał brunet z rządzą mordu w oczach.
- Ginny! - wykrzyczał i puścił się pędem w stronę lochów. - Malfoy, zostaw ją! - wrzasnął Harry.
- No proszę, kogo my tu mamy... Wielki Harry Potter! - Bellatrix śmiała się Harry’emu prosto w twarz. - Szkoda że twoja miłość już nigdy cię nie zobaczy – zaśmiała się i westchnęła teatralnie. - Taka szkoda, że reszta naszych przyjaciół musiała już iść. Chętnie ciebie też by zabili.
- A co?! Sama się boisz? - Wybraniec wiedział, że nie ma czasu.
- Nie! - wykrzyczała oburzona – Crucio! - Szybka tarcza i kontratak Pottera w postaci Avady i Bellatrix leżała martwa.
- Za Syriusza – warknął. - Jesteś następny, Malfoy - wysyczał brunet z rządzą mordu w oczach.
Malfoy’owi nie trzeba było tego
długo powtarzać, deportował się nim Harry rzucił w niego zaklęciem zabijającym.
- Ginny - jęknął zrozpaczony Potter, gdyż z pod jej ciała wypływała czerwona posoka. Zabrał ją na ręce i czym prędzej deportował się do szpitala.
- Ginny - jęknął zrozpaczony Potter, gdyż z pod jej ciała wypływała czerwona posoka. Zabrał ją na ręce i czym prędzej deportował się do szpitala.
Przesiedział na korytarzu dobre
kilka godzin, wreszcie po długim czasie wyszedł lekarz...
- Nie będę owijał w bawełnę – rzekł, a Harry gwałtownie zbladł. – Jeśli przeżyje tę noc, nigdy się nie zbudzi.
- Nie będę owijał w bawełnę – rzekł, a Harry gwałtownie zbladł. – Jeśli przeżyje tę noc, nigdy się nie zbudzi.
Po tych słowach Potter rozpłakał
się jak małe dziecko, a lekarz nie mając sumienia pozwolił mu wejść do Ginny.
Podszedł do łóżka na którym
leżała dziewczyna. Była blada jak śnieg z powodu wykrwawienia.
- Ginny... - Jego głos łamał się. - Obiecuję, nie popuszczę nikomu, wezmę odwet za ciebie, chodź miałbym być bardziej brutalny niż Voldemort i Salazar razem. Nie popuszczę nikomu.
- Ginny... - Jego głos łamał się. - Obiecuję, nie popuszczę nikomu, wezmę odwet za ciebie, chodź miałbym być bardziej brutalny niż Voldemort i Salazar razem. Nie popuszczę nikomu.
I wyszedł z sali. Udał się do
lekarza, poprosił go, by wezwał tutaj rodzinę Ginny i przekazał im krótki list
od niego. List był zabezpieczony tak, że tylko ich bliscy mogli go odczytać,
tak na wszelki wypadek. W liście była napisana prośba, by zająć się dziećmi,
gdyż Potter musi wyruszyć w podróż, by pokonać Salazara i której prawdopodobnie
nie przeżyje,
gdyż tak już jest zapisane. Poprosił ich również, by nie rozpaczali po nim, tylko żyli dalej, ponieważ on tak chce. A na wszelki wypadek, gdyby Ginny się obudziła, w co bardzo wierzył, niech powiedzą jej, że zawsze ją kochał i będzie kochał. Śmierci Ginny Harry nawet do siebie nie dopuszczał. Zostawił list i udał się na nNokturn.
gdyż tak już jest zapisane. Poprosił ich również, by nie rozpaczali po nim, tylko żyli dalej, ponieważ on tak chce. A na wszelki wypadek, gdyby Ginny się obudziła, w co bardzo wierzył, niech powiedzą jej, że zawsze ją kochał i będzie kochał. Śmierci Ginny Harry nawet do siebie nie dopuszczał. Zostawił list i udał się na nNokturn.
Naciągnął kaptur na głowę i udał
się do sklepu z szatami.
- Dwie czarne szaty i złotą maskę. - Zaklęciem zmutował sobie głos, dzięki czemu nikt go nie rozpoznał.
- Dwadzieścia galeonów - odpowiedział wystraszony sprzedawca.
- Słuchaj, możesz coś dla mnie zrobić? - zapytał Harry.
- Dwie czarne szaty i złotą maskę. - Zaklęciem zmutował sobie głos, dzięki czemu nikt go nie rozpoznał.
- Dwadzieścia galeonów - odpowiedział wystraszony sprzedawca.
- Słuchaj, możesz coś dla mnie zrobić? - zapytał Harry.
- Jasne, czego pan sobie życzy?
- Jeśli przyjdzie tu Lucjusz Malfoy, powiedz mu, że Igor
Gorgow będzie jutro czekał na niego w Księżycu (pub na Nokturnie),
zrozumiałeś?!
- Tak jest, proszę pana – pisnął wystraszony sprzedawca.
Potter, zadowolony z siebie, z
nowym planem w głowie, udał się by wynająć pokój. Co prawda nie były to idealne
warunki do mieszkania, jednak na chwilę musiały starczyć.
Chłopak położył maskę oraz szaty
na łóżku i mruknął do siebie:
- Pieski Salazara i sam Slytherinie, szczerzcie się, ponieważ największy czarnomag nadchodzi. – Brunet spojrzał w okno. Na dworze było szaro i zaczął padać deszcz. - Nadchodzi Czarny Władca....
- Pieski Salazara i sam Slytherinie, szczerzcie się, ponieważ największy czarnomag nadchodzi. – Brunet spojrzał w okno. Na dworze było szaro i zaczął padać deszcz. - Nadchodzi Czarny Władca....
Ponad połowę rozdziału napisałam, ja, Niezrównoważona, a resztę Mike ;**
Pierwsza !!! xD
OdpowiedzUsuńnNokturn?
Literowka?
Rozdzial super, tylko Ginny niech sie obudzi ;)
Fajne
OdpowiedzUsuńHejeczka,
OdpowiedzUsuńoch, Harry wkroczył już na ścieżkę walki, ale jak przyszła Hermiona i powiedziała że nie widziała się z Ginny to nie pomyślał że to była pulapka i jej się coś mogło stać...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia