- I jak podoba ci się stadion? – zagadnął Wood, gdy weszli z
powrotem do szatni. Ginny została na trybunach, by zaraz oglądać trening.
- O wiele większy niż w Hogwardzie – stwierdził Harry.
- Cześć, drużyno! – zawołał Wood do chłopaków w szatni, a ci
spojrzeli na nowoprzybyłych.
- Cześć, Oliver! – Jednak gdy zobaczyli Harry’ego, ich
szczęki wylądowały na podłodze. Wood zarechotał z miny Wybrańca i postanowił mu
pomóc. Albo tylko pogorszyć sytuację.
- Jak już wiecie, to jest Harry Potter – oświadczył, a ten
spojrzał na niego jak na głupka. – Graliśmy już razem w szkole i z pewnością
widzieliście, że gra rewelacyjnie. No i namówiłem go, by razem z narzeczoną
Ginny pooglądał nasz trening.
Chłopaki
pokiwali głową, a Harry warknął do Olivera.
- Po jaką cholerę...
- To idź do Ginny – przerwał mu głośno, a Potter spojrzał na
niego wzrokiem „wiem, co knujesz”. Wyszedł z szatni i skierował się w stronę
rudowłosej. Prawdopodobnie domyślał się, co Wood miał na myśli. Nie mylił się.
- Oliver, ci ty knujesz? – spytał się niebieskooki blondyn,
a ten pokazał niepełnej drużynie swoje śnieżnobiałe ząbki.
- Mam zamiar namówić Harry’ego, aby z nami grał –
odpowiedział zwykłym tonem, a drużyna wyłupiła oczy.
- Z czego wiem to on pracuje jako nauczyciel w Hogwardzie –
zauważył chłopak.
Wood
westchnął.
- Nie ma ludzi niezastąpionych. Harry zwolni się z pracy, a
na jego miejsce będzie kto inny. Na Merlina, ludzie – powiedział z zapałem,
widząc ich nieco sceptycznie nastawione miny. – Harry z pewnością się zgodzi!
Przecież widzieliście jak gra, więc mamy... będziemy mieć zwycięstwo w
kieszeni, jak nam dobrze pójdzie! – zawołał. – Ruchy, ruchy, drużyno! Czas na
trening!
Chwycili
miotły i już po chwili latali nad stadionem.
- Oliver lepiej gra niż wcześniej – stwierdziła Ginny,
obserwując trening razem z Harrym z trybun.
- Ta... – potwierdził ze śmiechem, gdy widział jak Wood woła
na jednego z pałkarzy. – Jego nastawienie do bycia kapitanem jest takie same. I
ciągle wydaje mi się, że chce mnie w swojej drużynie – powiedział do
dziewczyny, a ta zarechotała.
- Z pewnością nie zaprosił nas na trening Drużyny
Zjednoczonych z Puddlemere ot tak – zauważyła ze śmiechem.
Trening
trwał dalej. Pałkarze odbijali tłuczki, a ścigający podawali sobie kafla i
próbowali strzelić gola, co nie zawsze im się udawało, gdyż obrońca był bardzo
dobry w swoim fachu. Ginny i Harry komentowali między sobą cicho „mecz” bez
szukacjącego i znicza. W końcu Oliver ogłosił koniec treningu, a przyszli
rodzice skierowali się do Wooda, który podszedł na skraj boiska.
- I jak wam się podobało? – spytał z zapałem.
- Super, na serio – uśmiechnęła się Ginny.
- O wiele lepiej grasz niż w szkole – dodał Harry, a na
twarzy Olivera można było odczytać ulgę.
- Co jak co, ale taki komplement z ust takiego świetnego
gracza to jest... nie wiem jak to wyrazić – powiedział z zachwytem, na co
Potter wybuchł śmiechem.
- Jestem już zajęty i mam nadzieję, że nie zobaczę w twoich
oczach serduszek – zarechotał, a facet zaczerwienił się.
- Jestem hetero. – Wyglądał, jakby się obraził, jednak
zdradzało to drganie kącików ust. – Dobra, my tu gadu gadu, a tu trzeba
rozmawiać o normalnych rzeczach – westchnął. – Nie mamy szukającego i gdy ten
stan się przedłuży, no to kicha z zaplanowanych meczów.
Zaczęli iść
w stronę szatni. Przerwał tylko na chwilę, by spojrzeć na Harry’ego.
- No i pomyślałem sobie, czy może nie znasz kogoś, kto jest
w tej pozycji dobry – dodał z wachaniem.
Ginny i
Harry wymienili spojrzenia.
- Kochanie – Potter zwrócił się do rudowłosej. – A może ty,
co?
- No wiesz?! – warknęła teatralnie. – Jestem w ciąży, a poza
tym to jest drużyna dla facetów.
- Kurde... – mruknął pod nosem i spojrzał na Wooda. – Więc
nie mam pomysłów – oświadczył.
Oliver
zacisnął pięści.
- Potter, do jasnej cholery! Nie żartuj ze mnie! Doskonale
wiesz, że chce, abyś ty był w mojej drużynie! – wrzasnął na chłopaka, a
dziewczyna zmrużyła oczy. Podeszła do niego bliżej i spojrzała w jego ciemne
oczy.
- Nie. Będziesz. Krzyczał. Na. Mojego. Męża. Który.
Pokonał... Voldemorta. – Z każdym słowem biła go pięścią w brzuch.
- Harry, pomóż! – pisnął chłopak, ale ten wyszczerzył ząbki.
- No wiesz co? – burknął Harry. – Ja mam tak codziennie... A
poza tym – spojrzał na Ginny – jeszcze nie jestem twoim mężem.
Ta
prychnęła.
- Ale będziesz, czy ci to się podoba czy nie – stwierdziła,
wykrzywiając twarz w szyderczym uśmiechu. Potem zwróciła się do Olivera. – A
ty... – Jednak nie dokończyła, bo zaczął kropić deszcz.
- Lećmy do szatni – nakazał Wood, a dwójka pokiwała głowami.
Nagle nastąpiło oberwanie chmury i deszcz lał się, jakby olbrzymie wiadro z
wodą zostało wylane na ziemię. Trójka biegiem skierowała się do szatni, a gdy
do niej weszli, byli cali mokrzy, jakby wpadli do jeziora.
- Tak czy siak, Harry – zaczął Oliver, łapiąc z trudem
powietrze. – Będziesz musiał z nami zagrać. – Nie mówię że zawodowo – odparł
szybko widząc, że Potter już otwiera usta, aby coś powiedzieć. – Po prostu dla
rozrywki. A poza tym dawno nie latałeś, sam mówiłeś – dodał, gdy Potter
skrzywił się.
- Harry... zgódź się – zamówiła go Ginny, a Wood zaczął
szybko kiwać głową.
- Dobra, dobra. Zgodzę się dla świętego spokoju!
Trener aż
podskoczył z radości. Wiedział, że jego urokowi oczu nikt się nie oprze.
Parsknął śmiechem. Plan układał się po jego myśli...
- To może pojutrze, co? – zaproponował, a Harry skinął
głową.
- Akurat sobota, więc odpocznę od tych wstrętnych i głośnych
dzieciaków.
Na to
stwierdzenie Ginny walnęła go w ramię.
- Nie zapominaj, że sam taki byłeś i niedługo będziesz
takiego dzieciaka widział codziennie, a nawet z nim mieszkał.
- Ginny, będziesz komentować? – zapytał Wood, a Ginny
skinęła głową. Była już sobota i miał się odbyć zamknięty mecz Quidditcha.
- Jasne. Tylko nie przemęczaj Harry’ego, okay? – Jednak gdy
zobaczyła słodkie oczka Olivera, Ginny zachichotała. – Weź mi tu się nie
przymilaj. Zaręczona jestem.
- Okay, okay – zarechotał chłopak. – Z resztą chyba niedługo
będę zajęty, więc Harry nie będzie miał przejawów zazdrości – dodał, pożegnał
się z dziewczyną i ruszył w stronę szatni.
- To ma być taki trening, tak? – zapytał Potter, gdy tylko
Wood wszedł do pomieszczenia.
- Tak... tyle że drużyna podzielona. Oczywiście ja jestem
neutralny, bronię wszystkie golę. A ty zajmij się swoim zniczem.
- Dobra, dobra – przerwał brunet. – Wiem o co chodzi.
- No to zbieraj się na mecz – nakazał i już po kilku
chwilach latali na miotłach nad boiskiem.
Oliver
uwolnił wszystkie piłki i zaczęła się gra. Ginny komentowała cały mecz przez
megafon. Zawodnicy niewątpliwie mieli talent, zwłaszcza Harry. Wood czasem
spoglądał na Pottera i musiał stwierdzić, że gra jeszcze lepiej niż za czasach
szkolnych. Tak... musiał go przyciągnąć na swoją stronę. Przecież taki talent
nie można było zmarnować!
Harry czuł
się na miotle jak wolny. Jak dawno nie latał na niej! Tyle lat... I powoli
zastanawiał się, czy nie spełnić marzeń Olivera. Doskonale wiedział, że chłopak
miał plan, aby on zwolnił się z Hogwartu i zaczął grac zawodowo z nimi.
Gdy
wypatrywał znicza myślał nad tą decyzją. Gdy odejdzie z pracy w Hogwarcie,
będzie miał więcej czasu dla Ginny, gdyż treningi są cztery razy w tygodniu. I
będzie więcej zarabiać, mimo że miał sporą kwotę w Banku Gringotta. Cholera...
Ale granie w Quidditcha ma swoje minusy. Co jeśli będzie miał do spełnienia
misji w tym samym czasie, gdy będzie mecz?
- Houston odbiera kafla i... GOOOL – wrzasnęła Ginny w
megafon. – Jednak Potter dziś powinien nałożyć podwójne okulary. Rusz dupę,
Potter! – krzyknęła, a ten zarechotał, jednak ponownie zaczął wypatrywać znicz
i już po chwili zauważył złote światełko.
Ruszył w
stronę znicza, był coraz bliżej. Wyciągnął rękę i...
- Facet, który będzie moim mężem złapał znicz! – krzyknęła
Ginny ze śmiechem, a Harry parsknął.
Już podjął
decyzję.
- Przemyślałeś to dobrze? – zapytała Ginny, gdy Harry
powiedział jej o co chodzi.
- Tak... A poza tym chcę więcej spędzać czasu z wami –
spojrzał na brzuch narzeczonej, a potem w jej oczy. – Lubię uczyć, ale będę to
robić jak będę stary. Nie mogę ciągle gnić w szkole – zażartował.
- To leć do McGonagall i powiedz jej o tej decyzji jak
najszybciej – poradziła i odskoczyła od Pottera, gdy ten zniknął. – Jasny
gwint. Przez ciebie będę miała zawał – powiedziała w przestrzeń.
Harry
teleportował się w punkt deportacyjny w obrzeżach Zakazanego Lasu i ruszył w
stronę bramy. Dotknął ręką klamkę, a brama otworzyła się czując, że Harry ma
prawo wejść na teren szkoły. Chłopak szybko przemierzył drogę do gabinetu
dyrektorki, wypowiedział hasło i po usłyszeniu „proszę” wszedł do środka.
- O, dzień dobry, Harry – przywitała się Minevra. – Usiądź.
Potter
usiadł na krześle, na którym wiele razy siadał przed Dumbledorem.
- Dzień dobry, pani profesor.
- Harry, przecież miałeś mi mówić po imieniu, prawda? –
zapytała z wyrzutem. – Kawy, herbaty?
- Nie, dziękuję – odmówił grzecznie. – Przyszedłem tu w ważnej
sprawie... Otóż zaproponowano mi pracę jako gracz w Quidditchu i zgodziłem się
na tą propozycję. Ginny niedługo będzie potrzebowała więcej pomocy i myślę, że
to najlepszy wybór. Ale mam już kogoś na to stanowisko – dodał szybko, gdy
dyrektorka chciała coś powiedzieć. – Syriusz chętnie zostanie nauczycielem –
skłamał. Łapa wcale nie chciał. Ba! Nawet nie wiedział, że Harry chce się
zwolnić!
Uśmiechnął
się i Minevra nie wiedziała, że chłopak myślał o minie chrzestnego. Jak on go
kochał denerwować na wszystkie sposoby...
Niezrównoważona
Super rozdział :)
OdpowiedzUsuńSzczególnie podobało mi się " Nie. Będziesz. Krzyczał. Na. Mojego. Męża. Który. Pokonał... Voldemorta." oraz "Facet, który będzie moim mężem złapał znicz!".
To było boskie! Ale zakończenie też mi przypadło do gustu. Ja już widzę jak Łapa dowiaduje się, że został nauczycielem :D
Cieplutko pozdrawiam i zapraszam na
losy-isabelli.blogspot.com
super rozdzial czekam na kolejny zycze weny
OdpowiedzUsuńMoj ulubiony tekscior : "Jak on go kochał denerwować na wszystkie sposoby..." xDD ciekawe jak Syriusz na to zareaguje ???
OdpowiedzUsuńHejka,
OdpowiedzUsuńwspaniały rozdział, naucza w Hogwarcie, na pewno będzie rewelacyjny, Oliver miał plan aby Harry grał w quiddicha i się udało...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia