Wszedł do lasu, gdy do jego
nozdrzy uderzył bardzo dziwny zapach. Nagle poczuł się dziwnie pusty.
- Muszę poszukać tej księgi, muszę odszukać to jezioro - mówił sam do siebie, by się nie zanudzić.
- Ale po co będę szukał tej księgi? Salazar i tak mnie zabije, potem pozabija moich bliskich i tyle, zamiast teraz marznąć mogłem siedzieć w domu.
- Muszę poszukać tej księgi, muszę odszukać to jezioro - mówił sam do siebie, by się nie zanudzić.
- Ale po co będę szukał tej księgi? Salazar i tak mnie zabije, potem pozabija moich bliskich i tyle, zamiast teraz marznąć mogłem siedzieć w domu.
Dziwne myśli chodziły po głowie
młodego Pottera.
- Co ty sobie do cholery wkręcasz, zaciskasz zęby i zapierdzielasz do przodu szukać księgi. - Odganiał złe myśli od siebie. - Ale po co?! I tak jej nie znajdę, brak tu jakiegokolwiek sensu...
Zaraz, zaraz... Czy to nie jest ten las, w którym nachodzą same złe myśli? - Potter zapytał sam siebie. - Raczej tak, tylko co ja mam tu teraz robić? Taa... już wiem, muszę myśleć pozytywnie. Pokonam Salazara, będę miał syna, który będzie szukającym jak tatuś, dziadkowie będą rozpieszczać swojego wnuka. Ale co ci z tego jak i tak Salazara Cię zabije? Kurwa mać! - Wybraniec irytował się.
- Co ty sobie do cholery wkręcasz, zaciskasz zęby i zapierdzielasz do przodu szukać księgi. - Odganiał złe myśli od siebie. - Ale po co?! I tak jej nie znajdę, brak tu jakiegokolwiek sensu...
Zaraz, zaraz... Czy to nie jest ten las, w którym nachodzą same złe myśli? - Potter zapytał sam siebie. - Raczej tak, tylko co ja mam tu teraz robić? Taa... już wiem, muszę myśleć pozytywnie. Pokonam Salazara, będę miał syna, który będzie szukającym jak tatuś, dziadkowie będą rozpieszczać swojego wnuka. Ale co ci z tego jak i tak Salazara Cię zabije? Kurwa mać! - Wybraniec irytował się.
Wreszcie, po walce z samym, sobą Harry
wyszedł z tego lasu, co jak się potem okazało było tylko testem jego charakteru
oraz psychiki.
- No gorzej już być nie może - pomyślał Potter. - O cholera, jednak może – stwierdził, gdy za rogu wyskoczył mu trzygłowy pies, który przypominał Puszka, jednak był dwa razy większy.
- No gorzej już być nie może - pomyślał Potter. - O cholera, jednak może – stwierdził, gdy za rogu wyskoczył mu trzygłowy pies, który przypominał Puszka, jednak był dwa razy większy.
Po żmudnej ucieczce przed
trzygłowym psem oraz harpiami, Potter wreszcie znalazł to czego szukał
- Więc to tutaj... – wyszeptał zmęczony.
- Więc to tutaj... – wyszeptał zmęczony.
Podszedł do wielkiego drzewa, na
półce którego wystawała księga. Wsadził rękę, jednak został odrzucony od
drzewa, wsadził drugi raz to samo.
- O co tu do cholery chodzi?! – Główkował nieźle wkurzony.
- Drogie drzewko, możesz oddać mi tą księgę?! - Potter z głupa próbował wszystkich rozwiązań, skopał drzewo i sklął, ale nic to nie dało.
- A może... Oddaj księgę, przybyłem tutaj w pokojowych zamiarach - wysyczał w języku węży, po czym drzewo po prostu wypluło księgę pod jego nogi.
- O co tu do cholery chodzi?! – Główkował nieźle wkurzony.
- Drogie drzewko, możesz oddać mi tą księgę?! - Potter z głupa próbował wszystkich rozwiązań, skopał drzewo i sklął, ale nic to nie dało.
- A może... Oddaj księgę, przybyłem tutaj w pokojowych zamiarach - wysyczał w języku węży, po czym drzewo po prostu wypluło księgę pod jego nogi.
W tym samym czasie w Norze...
- Gdzie on do cholery jest?! Jak wróci, to go rozszarpie! - Ginny mówiła to takim tonem że Ron w to nie wątpił.
- Spokojnie, siostra, Harry na pewno się znajdzie. Pewnie musiał coś załatwić i nie zdążył o tym nikomu napisać.
- Tsaa... jasne - Ginny trzasnęła drzwiami i udała się do swojego pokoju, w którym kiedyś mieszkała.
- A tak na serio myślicie, że gdzie jest Harry? - Hermiona wyglądała na wystraszoną.
- Nie wiem, Hermi, może pojechał szukać czegoś, żeby zwalczyć Slytherina. Przecież ludzie sami od siebie nie wracają z zaświatów. Harry jak i Slytherin musieli w tym mieć jakiś cel. - Łapa wydawał się pierwszy raz w życiu mówić poważnie.
- Ale nie myślicie chyba, że porwał go Salazar? - Lily siedziała bardzo wystraszona wtulona w męża.
- Lily, Lily... jak zwykle dramatyzujesz. Nie wydaje mi się, by Harry dał się wyciągnąć z domu z samego rana. Przy tym nawet nie obudziliby Ginny. - James starał się pocieszyć żonę jak mógł.
Nagle usłyszeli trzask aportacji
w ogrodzie. Wszyscy jak jeden mąż wyjęli różdżki i pobiegli w stronę ogrodu. To,
co tam ujrzeli, troszkę ich rozbawiło, ale i ucieszyło.
- Eej, nie mierzcie tymi patykami we mnie. - Potter stał ubrany w kożuchy na środku ogrodu.
- Eee, Harry, ty byłeś na Syberii, czy ci się coś w głowie poprzestawiało? - Rogacz nie wytrzymał i wybuchł śmiechem.
- Żebyś wiedział, w Rosji byłem.
- Ooo... - Rogacz strzelił dość głupią minę.
- Eej, nie mierzcie tymi patykami we mnie. - Potter stał ubrany w kożuchy na środku ogrodu.
- Eee, Harry, ty byłeś na Syberii, czy ci się coś w głowie poprzestawiało? - Rogacz nie wytrzymał i wybuchł śmiechem.
- Żebyś wiedział, w Rosji byłem.
- Ooo... - Rogacz strzelił dość głupią minę.
Wszyscy weszli do środka. Dawno
aż tak nikt na Pottera nie naskoczył, nawet James i Łapa dorzucili swoje trzy
grosze.
- No dobra, dobra. Ale gdzie jest Ginny? - Harry wreszcie doszedł do głosu.
- Na górze, tam, gdzie miała pokój. - Molly jak zwykle wszystko wiedziała.
- No dobra, dobra. Ale gdzie jest Ginny? - Harry wreszcie doszedł do głosu.
- Na górze, tam, gdzie miała pokój. - Molly jak zwykle wszystko wiedziała.
Potter wspiął się po schodach i
cichutko uchylił drzwi. Dopiero teraz zobaczył jak bardzo Ginny przeżywała to,
że nie wiadomo było co się z nim dzieje. Siedziała sama w koncie, opatulona w
koc i wpatrywała się w okno. Nawet nie usłyszała, że ktoś wchodzi.
- Ekhem... Ginny, wróciłem. - Brunet zaczął dość niepewnie, gdyż wiedział jak może się zachować w stresie. Chciał nawet wyczarować przed sobą tarcze, ale stwierdził, że nie będzie robił jaj.
- Harry!!! - Ginny podbiegła do niego i rzuciła mu się na szyje. No cóż... Potter przygotowany był na ciosy, ale w sumie bardziej wolał to przywitanie, gdy nagle... - TY PIEPRZONY HIPOKRYTO!!! GDZIEŚ TY BYŁ?! GDY MY SIĘ O CIEBIE MARTWILIŚMY, TY SOBIE ROBISZ JAKIEŚ WYCIECZKI! NIE MYŚLISZ O MNIE, DZIECKU, RODZICACH! GDYBYM MOGŁA, TO BYM CI TAK TYŁEK SKOPAŁA, ŻE BYŚ MNIE ZAPAMIĘTAŁ!!!
- A nie możesz?! - Potter zaczął się śmiać.
- Dobrze wiesz, że nie mogę i nie podchodź, i nie przytulaj mnie tu teraz... aghhhh... Jaki ty jesteś irytujący, ale dobrze że wróciłeś. Cieszę się. - Ginny uspokoiła się w ramionach ukochanego.
- Może zejdziemy razem na dół... leżymy tak już od trzydziestu minut - zauważyła rudowłosa.
- W sumie - odpowiedział tylko Potter i podciągnął Ginny do góry. - I tak mam wam coś do powiedzenia.
- Ekhem... Ginny, wróciłem. - Brunet zaczął dość niepewnie, gdyż wiedział jak może się zachować w stresie. Chciał nawet wyczarować przed sobą tarcze, ale stwierdził, że nie będzie robił jaj.
- Harry!!! - Ginny podbiegła do niego i rzuciła mu się na szyje. No cóż... Potter przygotowany był na ciosy, ale w sumie bardziej wolał to przywitanie, gdy nagle... - TY PIEPRZONY HIPOKRYTO!!! GDZIEŚ TY BYŁ?! GDY MY SIĘ O CIEBIE MARTWILIŚMY, TY SOBIE ROBISZ JAKIEŚ WYCIECZKI! NIE MYŚLISZ O MNIE, DZIECKU, RODZICACH! GDYBYM MOGŁA, TO BYM CI TAK TYŁEK SKOPAŁA, ŻE BYŚ MNIE ZAPAMIĘTAŁ!!!
- A nie możesz?! - Potter zaczął się śmiać.
- Dobrze wiesz, że nie mogę i nie podchodź, i nie przytulaj mnie tu teraz... aghhhh... Jaki ty jesteś irytujący, ale dobrze że wróciłeś. Cieszę się. - Ginny uspokoiła się w ramionach ukochanego.
- Może zejdziemy razem na dół... leżymy tak już od trzydziestu minut - zauważyła rudowłosa.
- W sumie - odpowiedział tylko Potter i podciągnął Ginny do góry. - I tak mam wam coś do powiedzenia.
Zeszli na dół, trzymając się za
ręce, a w kuchni zobaczyli tylko Lily, Rogacza, Łapę, Rona i Hermionę. To nawet
lepiej, gdyż Harry nie chciał wszystkim tego rozgłaszać.
- No, no... było głośno, ale widzę, że Harry odziedziczył talent po tatusiu i znowu jest dobrze - zaśmiał się James, na co Ginny zarumieniła się, a reszta wybuchła śmiechem.
- Dobra, słuchajcie. Chciałem wam coś powiedzieć, ale to nie może wyjść spoza nas. - Potter posadził sobie Ginny na kolanach i zaczął mówić.
- Dobrze wiesz, że nikt z nas nie powie - Hermiona odpowiedziała łagodnie czując, że przyjaciel musi się wygadać.
- Tak wiem ale chciałem się upewnić. No więc zacznę od tego, jak zauważyliście zniknąłem na cały dzień, gdyż dostałem zadanie od Godryka. Musiałem znaleźć pewną księgę, w której być może jest zapisany sposób na pokonanie Salazara.
- I co, znalazłeś?! - Ron nie wytrzymał z podniecenia.
- Tak, znalazłem, ale na razie nie wiem jak ją otworzyć - odpowiedział Potter zawiedziony.
- No dobrze, ale tak naprawdę, Harry, nigdy o tym nie rozmawialiśmy. Powiedz nam, jak wy w ogóle wróciliście? - zaczęła niepewnie Hermiona.
- Jest taka legenda, która mówi, że gdy czarodziej odda za drugiego życie w nagłym przypadku, będzie mógł powrócić, ja oddałem za Syriusza, moi rodzice za mnie, cała filozofia.
- No dobrze, ale powiedz nam, gdzie ty się tak nauczyłeś walczyć? - Hermiona drążyła temat.
- Wszystkich tajników białej, czarnej, starożytnej magii nauczyłem się u Gryfindora, Slytherina, Hufflepuff i Ravenclaw.
- Czyli uczyli cię założyciele Hogwartu? – Była Granger niedowierzała.
- Tak, dokładnie, a dlaczego tak drążysz ten temat?
- Bo wiesz, Harry, czasy są ciężkie i tak rozmawialiśmy, jak byliście na górze, może... yyy... noo ... nauczyłbyś nas jakiś zaklęć obronnych, uników, zaklęć zwodzących?
- Hm... czemu nie? Ale pod warunkiem, że tylko tych tutaj zebranych, ewentualnie twoich rodziców, Ron i braci... nikogo więcej, tak jak to było z GD.
- Jasne, Harry, nie ma sprawy. - Ron wyglądał na uradowanego.
- A teraz my. - Tu popatrzył na Ginny. - Zmykamy do domu spać, bo to był ciężki dzień dla nas wszystkich.
- No, no... było głośno, ale widzę, że Harry odziedziczył talent po tatusiu i znowu jest dobrze - zaśmiał się James, na co Ginny zarumieniła się, a reszta wybuchła śmiechem.
- Dobra, słuchajcie. Chciałem wam coś powiedzieć, ale to nie może wyjść spoza nas. - Potter posadził sobie Ginny na kolanach i zaczął mówić.
- Dobrze wiesz, że nikt z nas nie powie - Hermiona odpowiedziała łagodnie czując, że przyjaciel musi się wygadać.
- Tak wiem ale chciałem się upewnić. No więc zacznę od tego, jak zauważyliście zniknąłem na cały dzień, gdyż dostałem zadanie od Godryka. Musiałem znaleźć pewną księgę, w której być może jest zapisany sposób na pokonanie Salazara.
- I co, znalazłeś?! - Ron nie wytrzymał z podniecenia.
- Tak, znalazłem, ale na razie nie wiem jak ją otworzyć - odpowiedział Potter zawiedziony.
- No dobrze, ale tak naprawdę, Harry, nigdy o tym nie rozmawialiśmy. Powiedz nam, jak wy w ogóle wróciliście? - zaczęła niepewnie Hermiona.
- Jest taka legenda, która mówi, że gdy czarodziej odda za drugiego życie w nagłym przypadku, będzie mógł powrócić, ja oddałem za Syriusza, moi rodzice za mnie, cała filozofia.
- No dobrze, ale powiedz nam, gdzie ty się tak nauczyłeś walczyć? - Hermiona drążyła temat.
- Wszystkich tajników białej, czarnej, starożytnej magii nauczyłem się u Gryfindora, Slytherina, Hufflepuff i Ravenclaw.
- Czyli uczyli cię założyciele Hogwartu? – Była Granger niedowierzała.
- Tak, dokładnie, a dlaczego tak drążysz ten temat?
- Bo wiesz, Harry, czasy są ciężkie i tak rozmawialiśmy, jak byliście na górze, może... yyy... noo ... nauczyłbyś nas jakiś zaklęć obronnych, uników, zaklęć zwodzących?
- Hm... czemu nie? Ale pod warunkiem, że tylko tych tutaj zebranych, ewentualnie twoich rodziców, Ron i braci... nikogo więcej, tak jak to było z GD.
- Jasne, Harry, nie ma sprawy. - Ron wyglądał na uradowanego.
- A teraz my. - Tu popatrzył na Ginny. - Zmykamy do domu spać, bo to był ciężki dzień dla nas wszystkich.
Następny dzień obudził go, a
właściwie zrobiła to Ginny.
- Harry, wstawaj! Oliver Wood do ciebie.
- CO?! Olivier? - Zwlekł się z łóżka i poszedł do jadalni.
- Witaj, Harry. - Wood uśmiechnął się do niego.
- No cześć, cześć. Słucham cię, co chciałeś?
- Sprawa jest następująca. Dziś gramy sparing, a wypadł nam szukający i chyba wiesz, o co bym cię chciał prosić.
- Stary zapomnij... – westchnął Harry, wiedząc o co chodzi koledze ze szkoły. - Nie mam miotły.
- To my ci damy - wtrącił się Wood z nadzieja.
- Nie latałem z osiem lat – wymigiwał się.
- Tego się nie zapomina – Oliver nie dawał za wygraną.
- Ginny mi nie pozwoli... - Potter łapał się ostatniej deski ratunku.
- Dlaczego nie?! Jak dla mnie to fajny pomysł, chętnie pójdę z tobą i popatrzę jak latasz. Dawno cię w akcji nie widziałam, a zawsze było na co popatrzeć. - Do kuchni weszła Ginny.
Potter popatrzył to na Wooda to na ukochaną i stwierdził ...
- Okey... Zgoda, ale jak zrobię z siebie kretyna nie wyśmiewajcie mnie.
Mike
- Harry, wstawaj! Oliver Wood do ciebie.
- CO?! Olivier? - Zwlekł się z łóżka i poszedł do jadalni.
- Witaj, Harry. - Wood uśmiechnął się do niego.
- No cześć, cześć. Słucham cię, co chciałeś?
- Sprawa jest następująca. Dziś gramy sparing, a wypadł nam szukający i chyba wiesz, o co bym cię chciał prosić.
- Stary zapomnij... – westchnął Harry, wiedząc o co chodzi koledze ze szkoły. - Nie mam miotły.
- To my ci damy - wtrącił się Wood z nadzieja.
- Nie latałem z osiem lat – wymigiwał się.
- Tego się nie zapomina – Oliver nie dawał za wygraną.
- Ginny mi nie pozwoli... - Potter łapał się ostatniej deski ratunku.
- Dlaczego nie?! Jak dla mnie to fajny pomysł, chętnie pójdę z tobą i popatrzę jak latasz. Dawno cię w akcji nie widziałam, a zawsze było na co popatrzeć. - Do kuchni weszła Ginny.
Potter popatrzył to na Wooda to na ukochaną i stwierdził ...
- Okey... Zgoda, ale jak zrobię z siebie kretyna nie wyśmiewajcie mnie.
Mike
Łeee!!! Taki krótki rozdział? Mogliście dać troszkę dłuższy... Foch! Ale i tak czekam na mecz w najbliższej notce! 8 lat przerwy to kupa czasu, będzie możliwość się pośmiać?
OdpowiedzUsuńczegos nie rozumiem harry odal zycie za lape a Salazar ? czekam na mecz .
OdpowiedzUsuńzycze weny
XoX Krociutki rozdzial ... Buu :(
OdpowiedzUsuńHejka,
OdpowiedzUsuńudało mu się odnaleźć tą księgę i oby znalazł w niej coś co pomoże pokonać Slytherina, dobrze, że udało mu się pokonać ten pesymistyczny las...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia