poniedziałek, 15 października 2012

Rozdział 9 - Nowe Wyzwania


Reszta drogi przebiegała już w przyjemnej atmosferze. Ron siedział z Potterem w przedziale rozmawiając na mało ważne tematy. Gdy Wybraniec zadał rudzielcowi ważne pytanie.
- Słuchaj , już dawno miałem cię zapytać, ale nie było czasu. Chciałbyś zostać ojcem chrzestnym?
- Ja ojcem chrzestnym, powiadasz...? Ja jako wzór do naśladowania... No jasne. - Rudzielec wyraźnie się ucieszył, że został wybrany on, a nie któryś z braci. – A tak teraz z mało przyjemnych spraw... Czy naprawdę myślisz, że ta wojna może być jeszcze gorsza? – zapytał Ron.
Potter zamyślił się, wpatrując w okno.
- Tak, myślę że ta wojna będzie jeszcze gorsza, ale przynajmniej wiem z czym się muszę zmierzyć. Na razie nie mamy się co smucić, może uda nam się ją zniszczyć w zarodku. A teraz, panie ochroniarzu, chyba wysiadamy – zauważył ze śmiechem.
Kierowali się do zamku. Wszyscy, którzy powrócili tu pierwszy raz od czasu zakończenia szkoły szli w zadumie, wspominając te dobre i złe momenty. Wyjątkiem byli Łapa i Rogacz, którzy wspominali swoje wybryki
- Ty, a pamiętasz jak zrobiliśmy tu mini bagno? - Jamesowi świeciły się oczka na wspomnienie tego żartu.
- Taaa, ale pamiętasz Hagrida? - Syriusz zaczął się śmiać.
- No tak, też bym się wkurzył, gdyby moja chatka odpłynęła pod bramę wejściową...
Uczta przeleciała Potterowi bardzo szybko. Zawsze jego miejsce zajmowała McGonagall, a teraz gdzie spoczywała Minevra, siedział dyrektor Dumbledore. Był dla niego jak dziadek, którego nigdy nie poznał. Ile by dał, aby mógł teraz porozmawiać z dyrektorem... Nagle wpadł na pomysł. Porozmawia z portretem Albusa.
Zamyślony szedł do swojego gabinetu z którego miał korzystać tylko w czasie zajęć lekcyjnych, ponieważ nocował w domu. Chciał być blisko Ginny. Podszedł do drzwi gabinetu i lekko popchnął je... Usłyszał cichy szelest.
- Kto tu jest? - Potter wyciągnął różdżkę przed siebie, gotowy do ataku.
- Harry, to tylko ja. - Głos którego najmniej się spodziewał.
- Ginny, co ty tu robisz? - Wybraniec przybrał ton głosu a’la lekki foch.
- Chciałam cię zobaczyć i przeprosić, ja ci trzaskam drzwiami odstawiam szopki, a ty mogłeś już do mnie nie wrócić. Tak, wiem, co się stało w pociągu - Ginny wybuchła płaczem.
Potter widząc stan dziewczyny nie mógł dłużej się dąsać
- Już wszystko dobrze, chodź do mnie. - Teraz Potter był delikatny i miły.

Następny dzień był dla Pottera katorgą. W środku nocy do jego domu deportował się Rogacz, wraz z Łapą z prośbą o nocleg gdyż... byli tak narąbani, że Lily wyrzuciła Jamesa z sypialni. Jednak na samo wspomnienie pijanego ojca i chrzestnego Harry wybuchał śmiechem. Właśnie kierował się na śniadanie, gdy dogoniła go Lily z pytaniem.
- Tata był wczoraj u ciebie?
- Tsaa, był. Trochę się nie wyspałem, ale ujdzie. Pewnie jeszcze śpią w salonie, gdy kładłem się spać rozprawiali na temat latających sportowych kociołków. Chyba im się z miotłami pomyliło.
- O matko. - Lily ukryła twarz w dłoniach. - Aa co Ginny na to?
- Ginny? Nic, siedziała, jadła ogórki i się z nich śmiała. A tak w ogóle to dlaczego wyrzuciłaś tatę z sypialni? Żalił mi się wczoraj, że go nie kochasz. - Potter nie wytrzymał i zaczął się histerycznie śmiać.
- No wiesz, ciekawe czy ty byś nie wywalił Ginny, gdyby z na przykład Hermioną nad twoim łóżkiem rzucały do siebie arbuzami.
- Ojj to kiepsko, czekała by ją kanapa - stwierdził Harry nadal się śmiejąc.

Nadeszła chwila której Wybraniec obawiał się najbardziej... Lekcja, jego pierwsza lekcja i to od razu z siódmym rocznikiem, najtrudniejszy materiał. Postanowił sobie, że jego lekcje będą miały charakter czysto praktyczny. Zaprosił uczniów do klasy, jednym ruchem ręki usuwając ławki, co zostało przyjęte z podziwem.
- Witam was na pierwszej lekcji OPCM'u. Nazywam się Harry Potter i będę te lekcje prowadził. Moje lekcje mają być czysto praktyczne, a na zajęciach ma obowiązywać cisza. Jeśli macie zamiar rozmawiać, przeszkadzać mi. możecie już wyjść. A teraz zapraszam wszystkich na środek. - Potter czuł się bardzo pewnie w tej roli. Coś z GD pozostało, pomyślał. - Dziś uczymy się silnego zaklęcia tarczy. Tarcza ta polega na odbiciu czarnomagicznego zaklęcia ognistej kuli. Wytwarzając tę tarczę musicie skupić się na czymś przyjemnym, związanym z wodą. Dla jednych będzie to kąpiel, dla drugich wakacje nad morzem... nie wiem. Formułka brzmi Aquascutus.
- To ta tarcza której Sami-Wiecie-Kto użył, walcząc z profesorem. - Jakiś wysoki brunet patrzył z podziwem na nowego nauczyciela.
- Tak, to ta tarcza, ale teraz proszę was o powtórzenie. Aquascutus.
- Aquascutus - po całej klasie przeszedł odgłos zaklęcia.
Lekcja przebiegała dalej w spokoju. Po skończonej lekcji Potter nakazał uczniom poćwiczyć zaklęcie, a sam udał się na zajęcia do innej klasy. Po skończonej pracy stwierdził, że uda się na piwko kremowe do Trzech Mioteł. Przy wejściu do Hogsmeade wpadł na niego jakiś koleś. Wydawało mu się, że gdzieś widział tą twarz.
Wszedł do gospody pod bacznym okiem aurorów.
- Jedno piwo kremowe.
- O, Harry, witaj. Oczywiście ty pijesz na koszt firmy. - Madame Rosmerta była wyraźnie dumna, że bohater wybrał jej pub.
- O, dziękuje... - Potter odebrał napój i skierował się w stronę stolika.
Znowu ta sama twarz, kto to może być... ktoś go śledzi, to wiedział na pewno, ale kto? Zaplanował zasadzkę.
Wyszedł z pubu, kierując się w stronę końca wioski. Dzięki wytężonym zmysłom, nabytym, o ironio, dzięki Salazarowi, usłyszał skradanie się za sobą. Momentalnie odwrócił się, rzucając Drętwotę w nieznajomego.
- To ty - wyjąkał Potter po rozbudzeniu przeciwnika.
- Ja, Harry, ja, ale całkiem nowy ja, lepszy silniejszy, z nowym panem. - Glizdogon wyglądał na pewnego siebie.
- Dlaczego mnie śledzisz, parszywy szczurze?
- Dostałem rozkaz by cię zabić.
- HAHAHA - Potter zaśmiał się sztucznie. - Że niby taka kupa smoczego łajna jak ty miała by mnie pokonać? W co ten Salazar wierzy - Wybraniec obrócił się plecami do Glizdogona odchodząc powoli.
- Wiesz? Przed chwilą przechodziła tutaj twoja matka. Byłoby szkoda, gdyby coś jej się stało.
W Harrym wezbrała nienawiść. To przez tego człowieka stracił rodziców na długie lata, a teraz śmie grozić jego matce?
- Przegiąłeś smrodzie... Avada Kedavra - Zaskoczony Peter dostał w sam środek głowy.
Emocje opadły. Nagle Harry uświadomił sobie, co właśnie zrobił. Zabił, on, Harry Potter, zabił. Zabił kogoś, kogo nie miał zabijać.
Nieee, zabiłem byłego sługusa Voldemorta. Zdrajcę moich rodziców, zdrajcę Syriusza, którego Peter wpędził do Azkabanu - Potter usprawiedliwiał sam siebie. - Niee , zabiłeś człowieka, który zasługiwał na więzienie, a nie na śmierć. Takie kary stosował Voldemort i teraz Slytherin, więc w czym ty się od niech różnisz? - Drugi głos przypomniał o sobie Potterowi.
Deportował się do domu, krótkie „cześć:, które zamienił z Ginny było wszystkim. Chciał być sam, chciał być sam ze swoimi problemami.
- Harry?! Co się stało?! - Ginny była wyraźnie zaniepokojona.
- Nie, kochanie, musze zostać sam, proszę cię, wyjdź.
- Ale Harry, mi możesz powiedzieć o wszystkim. O co chodzi?! - Rudowłosa była coraz bardziej zmartwiona o swojego partnera.
- Nie, Ginny. Na razie muszę sobie sam z tym poradzić.
- Ale Harry...
- Nie, proszę cię, wyjdź – powtarzał. - Jak sam sobie z tym poradzę, to z tobą porozmawiam, obiecuje.
Zawiedziona Weasley opuściła sypialnie....
- Coś ty znowu Harry zrobił? W coś ty się wpakował? – westchnęła, schodząc po schodach. Tatuś troszkę nas chce oszukać, ale my się nie damy - stwierdziła Ginny głaskając na razie płaski brzuch.
- Zabiłem człowieka, zabiłem człowieka... Ale w sumie nie poszło mi źle – Wybraniec powtarzał to jak mantre, leżąc na łóżku. - Co ty bredzisz, Potter, zabiłeś człowieka a ty mówisz że nie było źle? - Harry gasił sam siebie.

W tym samym czasie w domu Syriusza siedziała Lily wraz z Jamesem, rozmawiając na luźne tematy, gdy wpadł zdyszany Łapa.
- Znaleziono ciało Glizdogona - Powiedział przejęty animag.
- Ohom, no trudno - Rogacz burknął bez emocji.
- Mi nie chodzi o to, że on nie żyje, chodzi mi o to, kto go zabił - powiedział poważnie Łapa.
- Masz jakieś pomysły? - zapytała rudowłosa.
- Obawiam się że to Harry - powiedział cicho szarooki.
- Co ty bredzisz?! - James nie wytrzymał i popatrzył Łapie prosto w oczy.
- Tak, Jim. Harry skoczył o czternastej lekcje, po czym wyskoczył na kremowe do Rosmerty. Tam był też Glizdogon, który wyszedł za Harrym.
- Matko boska, w coś ty się Harry wpakował. - Lily usiadła na krześle chowając głowę w dłoniach.


Mike

5 komentarzy:

  1. O kurde, rozdział naprawdę dobry, chociaz mogłoby być trochę więcej opisów - ale nie narzekam ^.^ Najlepsza część o arbuzach, ahahahaha. Jak sobie ich wyobraziłam to padłam ze śmiechu ;D.
    Wow, nie spodziewałam się tego, że Harry będzie taki impulsywny i zabije Glizdogona. Co teraz będzie z Harry'm?
    Z niecierpliwością czekam na nn! ;)

    Pozdrawiam! ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej. Sory, że dawno nie komentowałam, ale brak czasu uniemożliwił mi to. Jednak znalazłam chwilkę wolnego ;)
    Rozdział, za rozdziałem coraz bardziej mi się podoba. Samo opowiadanie jest dość ciekawe i śmieszne, co mi się niezmiernie podoba. Mało jest takich opowiadań. Jednak ten rozdział ma w sobie to coś, co jest w nim fantastyczne, ale nie potrafię powiedzieć co. Hermiona i James rzucali w siebie arbuzami ? Haha, dobre. To musiał być fajny widok. Padłam gdy to czytałam. Hahaha ! Nie spodziewałam się tego, że Harry zabije Petera. To takie niepodobne do niego... Hmm...ale też takie interesujące... Ciekawe co się dalej potoczy z Potterkiem, i czy będą z tego jakieś konsekwencje czy też nie? Mam nadzieje, że się w nic strasznego nie wpakował, jak to ma w zwyczaju. Z niecierpliwością czekam do poniedziałku. Pozdrawiam i życzę dużo weny !
    Czarna ;]

    OdpowiedzUsuń
  3. petera zabil harry co z tego wniknie ale z drugiej strony nalezalo mu sie

    OdpowiedzUsuń
  4. OMG ! Czy beda z tego klopoty ??? Hmm... Super rozdzial :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej,
    no i pierwsze lekcje poszły Harremu bardzo dobrze, o nie oby nie było jakiś kłopotów z tego...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń