poniedziałek, 22 października 2012

Rozdział 10 - Nowe życie


- Muszę do niego iść – rzekła Lily po chwili ciszy. Wstała z krzesła i znikła, by pojawić się przez domem jego syna, który niegdyś należał do niej i do Jamesa, który tak jak ona, pojawił teleportował się. Spojrzała w niebo. Powoli nastawał zmierzch.
- A Syriusz gdzie? Nie przyszedł tu z tobą? – zdziwiła się kobieta, gdy zaczęli iść w stronę drzwi.
- Stwierdził, że Harry powinien porozmawiać tylko z nami.
            Kobieta pokiwała smętnie głową i zadzwoniła do drzwi. Po kilku krótkich chwilach w przejściu pojawiła się Ginny.
- Dobry wieczór – wydusiła dziewczyna.
- Cześć, Ginny – przywitali się i weszli do środka.
- Gdzie Harry? – zapytał prosto z mostu James.
- Na górze, panie Potter – odpowiedziała, a dwójka westchnęła.
- Mów mi po imieniu – zaproponował z lekkim uśmiechem, a Lily pokiwała głową.
            Ginny zamurowało.
- Ale przecież nie jestem jeszcze żoną...
- Traktujemy cię jak własną córkę – przerwała jej Lily. – Będziemy wdzięczni jeśli będziesz tak się do nas zwracać.
- Yyy... a może będę do państwa mówić „mamo” i tato”? Bo tak po imieniu to chyba nie wypada. – Ginny zarumieniła się lekko.
- Jasne – uśmiechnął się James, lecz nie obejmował on oczu.
- No to... Harry jest na górze – powtórzyła. – I wydaje mi się, że wiecie co się stało. Mi nic nie chciał mówić.
            Lily wymieniła spojrzenia ze swym mężem.
- Jim, ja do niego pójdę – zaproponowała. – Ty pogadaj z Ginny. Opowiedz jej wszystko.
            I ruszyła na górę po schodach. Znalazła brązowe drzwi i zapukała.
- Ginny, mówiłem coś. – Usłyszała smutny głos, przez co westchnęła.
- Harry, to ja – odezwała się ciepłym tonem. – Mogę wejść?
            Jednak nie doczekała się odpowiedzi.
- Harry, wchodzę – ostrzegła kobieta i weszła do pokoju. Jej syn stał przy oknie, tępo wpatrując się w podwórko na zewnątrz. Lily podeszła do niego bliżej i dostrzegła, że w oczach chłopaka zebrały się łzy.
- Nie chciałem go zabić. Teraz żałuję. I to cholernie – powiedział zduszonym głosem. Jednak nadal nie spojrzał na matkę.
- Harry... zaczęła rudowłosa, lecz Potter jej przerwał.
- On... on mówił że uciekł z więzienia i że jest po stronie Slytherina. Że jest potężny, że ma teraz nowe ciało, że jest silny i was zabije... – mówił, a Lily nie wtrącała się, gdyż doskonale wiedziała, że Harry powinien się wyżalić, za co chłopak jej dziękował. – Nawet nie wiedziałem jak wypowiedziałem formułkę zaklęcia. A Glizdogon nawet się nie obronił, był zaskoczony. I nie uzbrojony. Nie bronił się, a ja go zabiłem. Tak po prostu... Mamo – spojrzał na kobietę. Tak samo jak jemu, łzy spływały mu po policzkach. – Nawet nie wiesz jak bardzo żałuję.
            Lily bez chwili zastanowienia, podeszła do niego i przytuliła. Zaczęła mówić do niego uspokajające słowa, gdy ciało chłopaka przeszedł szloch. Taki widok zastał James, który wszedł do pokoju. Chwilę stał, patrząc na dwójkę i próbował panować nad gniewem, który powoli zmniejszał się. Był zdenerwowany tym, że jego syn zabił. Ale bardziej irytowało go to, że to nie on zrobił to wcześniej. Że nie zabił Glizdogona za te wszystkie złe uczynki... Za to, że zniszczył ich życie. Po chwili podszedł do żony i syna i objął ich.
            A Ginny, wstrząśnięta wiadomością o tym co się stało, postanowiła też pogadać ze swym chłopakiem. Ale zrobi to potem, gdy rodzice Harry’ego wyjdą, a on sam trochę się uspokoi. Młody Potter potrzebował wsparcia. I to dużego.

            Następnego ranka Harry wrócił do Hogwartu, jednak śniadanie zjadł w domu, więc nie poszedł do Wielkiej Sali. Siedział w swoim gabinecie i myślał. Wczoraj odbył poważną rozmowę z rodzicami. Pomogło to trochę, jednak gdy Ginny zaczęła z nim rozmawiać... Zaczęli rozmawiać nie tylko na temat wydarzenia z Glizdogonem, ale i o ich związku, dziecku, planach, przyszłości... gadali o wszystkim. A Harry’emu to pomogło. Wreszcie wziął się w garść.
            Spojrzał na zegarek i westchnął. Śniadanie właśnie się skończyło i teraz zaczynał lekcje z trzecią klasą, a dokładnie z Gryfonami i Ślizgonami. Wstał z krzesła i poszedł do pokoju nauczycielskiego. W czasie drogi myślał nad imieniem ich dziecka... Uśmiechnął się. Gdyby nie Salazar, miałby już zwyczajne życie. Pragnął żyć tak jak inni i przyrzekł sobie, że zrobi wszystko, by pokonać Slytherina. Chciał pozbyć się problemu raz na zawsze. Dla świętego spokoju.

- Na następną lekcję macie przygotować... – jednak Harry urwał, gdy na jego biurku pojawił się świstek pergaminu. Wziął go w ręce, przeczytał treść i wyszczerzył się jak wariat. Cała klasa patrzyła na niego dziwnym i wyczekującym spojrzeniem. – Yyy... dobra, dziś wam nic nie zadaje. Koniec lekcji – ogłosił, wśród okrzyków radości młodzieży, która szybko spakowała się i wybiegła z klasy.
            Harry, uśmiechnięty od ucha do ucha, usiadł na biurku. Zawsze to robił, gdy mówił do uczniów, albo ci pisali zapiski. Młodzież zdziwiła się, gdyż nigdy nie znali takiego zachowania u nauczyciela, ale przecież on nie był taki stary... choć bardzo wymagający jak na nauczyciela...
            Uczniowie, którzy mieli z nim lekcje, wychwalali je innym uczniom, którym obrona wypadała pod koniec tygodnia. Harry wolał lekcje praktyczne, więc na początku kazał dzieciakom napisać parę zdań o danym zaklęciu, o którym się uczyli,  potem zaczynała się praktyka. I właśnie przez dwa dni stał się najlepszym nauczycielem OPCM, którego miał teraźniejszy Hogwart.
            Zwolnił pięcioroczniaków (Ślizgoni i Gryfoni) piętnaście minut przed końcem lekcji, co zdarzyło mu się pierwszy raz. I nic nie zadał, choć to już się zdarzało. Przecież uczniowie nie mieli tylko na głowie obrony, prawda? Sam pamiętał jak „harował” i Hermiona wiele razy musiała mu pomagać. Zaśmiał się na samo wspomnienie. Tyle lat minęło... Musiał ją w końcu odwiedzić. Przecież nie widział jej dwa dni, prawda?
             W końcu wstał i podszedł do kominka, w którym tlił się ogień. Wrzucił trochę proszku Fiuu i zawołał „gabinet dyrektora”.
- Dzień dobry, pani psor – przywitał się Harry, a dyrektorka podskoczyła na krześle.
- Harry, proszę cię, nie strasz mnie – westchnęła McGonnagal i podeszła do kominka. – Coś się stało?
- Wypuściłem piątą klasę wcześniej – wyjaśnił.
- Że co? Dlaczego? – zmrużyła oczy znad okularów.
- Tonks urodziła w końcu i chce zobaczyć dzieciaka... tylko nie wiem czy to chłopak czy dziewczynka – mruknął pod nosem a po chwili zaśmiał się. Remus ojcem... o matko. Musiał być to śliczny widok. Drugi Huncwot doczekał się potomka. Brakowało tylko Syriusza... Jednak Harry o tym nie myślał, bo udusiłby się ze śmiechu.
- Wiem o tym, Harry. Remus zwolnił się cztery godziny temu. To idź do nich – jej wrogie rysy twarzy zmieniły się w uśmiech.
- Dziękuję, pani profesor – ucieszył się chłopak i już miał zerwać połączenie, gdy Minerva dodała:
- Mów mi po imieniu, Harry. W końcu pracujemy razem.
            Pottera zatkało i tylko kiwnął głową na znak potwierdzenia. Gdy rozłączył się, wybuchnął niekontrolowanym śmiechem. Nie wiedział, czy dostał głupawki. Po prostu wszelkie smutki odeszły i poczuł się szczęśliwy.
            Wyprostował się, wziął parę drobiazgów z sali i wyszedł na korytarz, zamykając zaklęciem drzwi. Ruszył w stronę wyjścia z zamku z uśmiechem na ustach. Cieszył się, że to była jego ostatnia dzisiejsza lekcja... w końcu będzie mógł zobaczyć się z Ginny i nowymi rodzicami... Powoli wszystko się układało. A o Slytherinie nie myślał. Nie chciał sobie psuć humoru.

            Z punktu z Zakazanego Lasu teleportował się prosto do szpitala na oddział. Zapytał się pielęgniarki, gdzie leży Tonks i już po chwili pukał do drzwi, po czym usłyszał „proszę”. Wszedł do sali, w której byli jego rodzice, Ginny, Łapa i oczywiście Tonks wraz z dzieckiem i mężem.
- Hej – szepnął do reszty gdyż zauważył, że dziecko spało.
- Cześć, Harry – przywitała się Tonks nieco głośniej. – Nie obudzi się, śpi twardym snem. Zupełnie jak Remus – zaśmiała się, a mężczyzna przewrócił oczyma. Potter usiadł na krześle blisko nich.
- Jak się nazywa?
- Mike James Lupin – westchnął ojciec Pottera. – Jestem taki sławny...
            Wszyscy zaśmiali się cicho, a Harry przyjrzał się dokładniej chłopcowi. Miał włosy takie same jak u swej mamy, więc nauczyciel wiedział, że tak jak ona jest metamorfomagiem.
- Harry – zaczęła Nimfadora i spojrzała na męża wzrokiem, by dokończył za nią.
- Chcesz być chrzestnym Mike’a?
            Chłopaka zamurowało. Do reszty. Wybałuszył oczy. Siedział z otwartą gębą. Nie mógł się poruszyć. Po chwili dotarło do niego co Remus mu zaproponował. Bycie chrzestnym to odpowiedzialna praca...
- Yyy... ale może jest lepszy wybór, niż ja... – mruknął pod nosem.
- Nie wykręcaj się – zaśmiała się Lily.
            Chwilę siedział w ciszy, a potem uśmiechnął się półgębkiem.
- Jasne – zgodził się w tej samej chwili, gdy Mike obudził się w ramionach mamy. Miało niebieskie oczka, ale wiadomo było, że każde nowonarodzone dziecko miało taki kolor oczu. – Słodziasny jest – powiedział Harry, a Ginny zachichotała.
- Za dziewięć miesięcy się dowiesz co to odpowiedzialność – odezwała się dziewczyna. - I nazwiesz takiego szkraba wrednym dzieciakiem, że ci spać nie daje.
            Zaśmiali się zgodnie, a Mike zaczął płakać.
- Chyba jest głodny – zagruchała Tonks, a Remus westchnął i spojrzał na żonę błagalnym spojrzeniem. Jakby rozumiejąc ten znak, pokiwała głową.
- Idźcie mi tu, byleby nie przy dziecku – zaśmiała się, a Remus wyszczerzył ząbki do Jamesa i Syriusza.
- No to, Jim, będzie tak samo jak opijaliśmy narodziny Harry’ego.
- Tylko że teraz z nim będziemy chlać – dodał Łapa i mężczyźni zarechotali.
- No idźcie już – pogoniła ich Lily i teleportowali się na Grimmauld Place.
- A alkohol macie? – zapytał Harry, a Remus strzelił obraźliwą minę.
- Nie obrażaj mnie. Przygotowałem się na to już z trzy tygodnie temu – oświadczył z dumą i zaczęła się popijawa.
            Dwadzieścia minut później do mieszkania wszedł Ron. Pierwsze co słyszał to był krzyk Syriusza.
- Harry! Nie właź na ten telewizor!
            Zaciekawiony chłopak poszedł dalej korytarzem do salonu. Widok był... nie, słowo „zabawny” było zbyt małostkowe. Syriusz próbował wybić Harry’emu z głowy pomysł, by usiadł na telewizorze, James śmiał się z niewiadomo jakiego powodu z butelką wtuloną do piersi, a Remus – który był najbardziej pijany z czwórki – siedział przy stole i wpatrywał się od dłuższego czasu na zdjęcie.
            Ron wkurzył się. Jak oni mogli mu to zrobić?!
- Wy palanty jedne! Toż to grzech! Jak mogliście?! – wrzasnął i dopiero wtedy czwórka zauważyła, że ktoś przyszedł do salonu.
- Yyy... chik... o co ci chodzi, Ronaldzie? – zapytał Syriusz z pijackim akcentem. Zaprzestał nawracania od pomysłu Harry’ego, który potknął się o własne nogi i padł na ziemię.
- O co chodzi? O co chodzi?! Ja tu sobie żyły wypruwam i patroluję Hogwart sam! SAM! A wy sobie pijecie?! Jak mogliście!
- Oj tam, Ron. – James machnął ręką.
- Jakie oj tam?! Dlaczego mi nie powiedzieliście?! – Weasley właściwie już wrzeszczał.
- O czym? – Harry’emu cudem udało się wstać.
- Że pijecie! Dlaczego mnie nie zaprosiliście? Czuję się urażony. – I teatralnie zapłakał.
- No to, chłopie, siadaj z nami i się napij – oświadczył Łapa.
- ZA ZDROWIE MOJEGO PIERWORODNEGO!!! – wrzasnął Remus gwałtownie wstając. Nie utrzymał równowagi i padł na podłogę. Reszta wybuchła śmiechem. Zapowiadała się prawdziwa popijawa...


Niezrównoważona xD

4 komentarze:

  1. Mike James Lupin, no weźcie. Dlaczego nie Mike Harry? Ale chrzestnym przynajmniej jest Potter więc ok. Dlaczego jemu już się to dziecko nie narodzi? Normalnie aż mnie ciekawość zżera czy to będzie chłopiec czy dziewczynka, a może bliźniaki? I mam nadzieję, że Ginny nie straci dziecka.(Niezrównoważona zapamiętaj, proszę ;)) Harry siadający na telewizorze, to się nazywa mieć szalone pomysły. Tylko ja się pytam dlaczego rozdział taki krótki? Dobra już się nie czepiam i czekam, czekam. Czekam i chyba się nie doczekam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. super melanz . pomysl harrego zeby wejsc na telewizor ok tylko na grimut plce nie ma telewzora bo by tam nie dzialal

    OdpowiedzUsuń
  3. Spoko ^^ Nie mam nic do powiedzenia :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej,
    bardzo dobrze, że rodzice porozmawiali z Harrym o tym co się wydarzyło, no jaka popijawa i został ojcem chrzestnym...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń