- Harry... – Ginny zawiesiła mu się na szyję od tyłu, gdy
chłopak pakował książki do kufra. – Tęsknić będę...
Potter
westchnął, zaprzestał czynności i odwrócił się do swojej dziewczyny.
- Ja też, ale przecież będę tu... tak jakby jeszcze
mieszkać, nie? – W jego oczach zabiły wesołe iskierki, a Weasley walnęła go
ręką w głowę.
- A spadaj, ty zboczuchu. Lepiej idzie ci dręczenie małych,
bezbronnych dzieci, niż podrywanie niewinnej, młodej kobiety. – Droczyła się.
Harry jednak
ponownie zaczął pakować się, nie zwracając uwagi na Ginny. Ta była, delikatnie
mówiąc, zdenerwowana.
- Potter! Patrz na mnie jak do ciebie mówię!
Jednak ten
dalej robił swoje.
- Ty i te twoje rozdęte ego! – wrzasnęła dziewczyna. –
Tylko pakować się umiesz, a ze mną to nie porozmawiasz! – I trzaskając jak
najmocniej drzwiami, wyszła z sypialni.
Potter
oszołomiony wybuchem Ginny, patrzył się na drzwi jak spetryfikowany. Po chwili
usłyszał po raz kolejny wrzask kobiety, który cichł, jakby ta oddalała się od
pokoju. Po chwili drzwi otworzyły się, a w nich stał...
- Czy ty zawsze wetniesz się w momenty, w których najmniej
cię potrzebuję? – zapytał Harry i dalej zaczął się pakować.
- Harry, Harry, Harry –
westchnął Łapa tonem Lockharta.
- Czy ty swatka jesteś, czy co? – sarknął chłopak, a
Syriusz się zaśmiał.
- Ale dziś Ginny wkurzona – zagadał starszy, siadając na
brzegu komody.
- Nie siedź tam, bo się zawali – ostrzegł Potter,
podchodząc do szafy z ubraniami.
- A nie możesz tego zrobić za pomocą magii? – zauważył
Black ze zdziwieniem. Przecież dla takiego maga taka czynność była niczym w
porównaniu do zabicia Voldemorta.
- Ja w przeciwieństwie do ciebie nie opanowałem takich
zaklęć, a nie chce być kurą domową. Co innego ty – zasugerował chłopak, a
Syriusz dopiero po kilku chwilach domyślił się, co powiedział jego chrześniak.
- Harry – warknął niczym jak pies. – Nie jestem kurą
domową.
- Ja tam się nie znam – przyznał. – Ale powinieneś się
chajtnąć, nie sądzisz?
- Ty już do mojego statusu się nie czepiaj. A poza tym, ja
tu nie zrobiłem dzieciaka przed ślubem. Gdyby moja, panie świeć nad jej duszą,
matka, dowiedziała się, że tak zrobiłem, to bym splamił honor rodziny i
natychmiast by mi wyprawili wesele... – śmiał się Syriusz, jednak Harry’ego to
wcale nie śmieszyło, wręcz przeciwnie.
- Black, ty się lepiej ochajtnij, bo powoli zbliżasz się do
pół setki i będziesz się robił brzydki. Yyy... nie, sorry, już za późno –
zażartował chłopak i niczym pięciolatek, pokazał mu język.
Oczy Łapy
zrobiły się szklane.
- Czy ty... uważasz... że... że... – jąkał się, ledwo co
uważając, by nie wybuchnąć szlochem, ale Harry wiedział, że znowu z niego sobie
robi jaja. – Ja tu się staram, żeby laski się do mnie lepiły. Codziennie
smaruje się tymi różnymi kremami, których działania nie znam, nakładam na
siebie tony pudru, no wiesz... tego w tym szklanym pojemniku, co jak się na
niego naciska, to puder wyłazi i w tym płaskim, plastikowym z dodatkiem tego
waciku... A ty mi mówisz, że brzydki jestem? A tu wpada jakiś tam Harry, nic nie
robi i się lepią do niego baby. Ale nie... co to to nie... Ten sobie
zmajstrował dzieciaka, a jego przyszła żoneczka robi mu kłótnie, bo...
- A właśnie – przerwał mu Potter znudzonym głosem. Miał już
dosyć monologu Syriusza o poziomie zerowym. – Nie wiesz dlaczego się
zdenerwowała? Ja nic takiego złego przecież nie zrobiłem...
Syriusz
zmrużył oczy i wstał z siedzenia.
- Czy ty nie miałeś w szkole wychowania do życia w
rodzinie? – zapytał podstępnym tonem. – Nie wiesz, że baby w takim wstanie
często mają wahania nastrojów? Jak nie, to kup sobie jakieś tam książki... –
urwał, gdy wyobraził sobie tą scenę.
- No i z czego rżysz? – sarknął Potter i zatrzasnął kufer.
– Skończyłem – oświadczył i zaczął wychodzić z pokoju, lewitując za sobą
bagaże. – To gdzie poszła Ginny? I co ci mówiła?
Black,
jakby dostał napadu głupawki, zaczął się śmiać. Zeszli po schodach na dół, a
chłopak poszedł do kuchni i wziął z lodówki sok.
- Poszła do Hermiony, „cicho” mówiąc mi, że już nie wróci.
No a potem nawrzeszczała na mnie, jak wspominałem o waszym ślubie...
Chrześniak,
który właśnie w tym momencie pił sok, zakrztusił się, a Łapa musiał mu pomóc,
aby ten się nie udławił.
- Ślub? O czym ty pierdolisz?
- Harry, słownictwo – zganił go Black, chociaż doskonale
wiedział, że chrześniak i on mieli to gdzieś. – To nie chcesz brać ślubu?
- Jasne że chce... i chyba ona też... – zastanawiał się
przez chwilę. – No ale jest dwudziesty pierwszy wiek. Wielu ludzi najpierw
ustatkowują się, a dopiero potem wiązują się małżeństwem... A poza tym, ty tego
nie rozumiesz. Najpierw muszę znaleźć pracę...
- Przecież jesteś już nauczycielem, nie? – przerwał mu
Łapa, a chrześniak posłał mu wściekłe spojrzenie.
- Jestem, ale jeszcze nie zacząłem pracować. No i jeszcze
muszę znaleźć jakiś porządny pierścionek, zaręczyć się z Ginny, potem te
wszystkie pierdoły związane ze ślubem, żarcie, lista gości... takie tam... Mamy
jeszcze czas. Chyba. Z resztą jeszcze nie gadałem tak na poważnie o tym z
Ginny, więc decyzja nie została podjęta – mówił chaotycznie, żywo gestykulując.
Łapa
westchnął.
- My tu gadu gadu, a tu wpół do jedenastej – zauważył, a
Harry spuścił ramiona. Te kobiety w ciąży go przytłaczały. O byle żart tak się
obrażać? Był to dopiero początek ciąży, więc co będzie później? Już na samą tą
myśl bał się.
- Stary – pocieszył go Wąchacz, kładąc rękę na jego
ramieniu. – Wszystko będzie dobrze...
- Będziesz mówić inaczej, gdy się stykniesz z jakąś szaloną
babką, bo poleciała na takiego gościa jak ty.
I z
nietęgą miną zaczął zbierać się do wyjścia. Jednak Łapa nie dał się tak
zostawić.
- Ja w przeciwieństwie do ciebie będę miał dzieci po
ślubie.
- Syriuszu...
- Ja jestem tradycjonalista. Najpierw myśleć, potem robić.
- Black...
- A młodzież robi to właśnie odwrotnie.
Harry
spojrzał na niego wzrokiem mówiącym „zamknij się, bo dostaniesz...”.
- Ty mi grozisz oczami – zauważył Łapa. – Zupełnie jak
Lily. A propos... Czy wiesz, że Lilka będzie uczyć transmutacji? A James i
Luniek będą w ochronie?
- Fajnie – stwierdził Potter, uśmiechając się lekko. – Po
prostu super. Chociaż będę mógł poznać bliżej rodziców.
Zatrzymali
się w korytarzu i byli gotowi do wyjścia, ale oczywiście Łapa ostatnio zrobił
się rozgadany i jak zwykle musiał zrelacjonować mu wydarzenia, które ominął.
- No ale Harry... nie smuć się tak, bo będę tam ja! Razem z
Rogaczem! – krzyknął uradowany, a chłopak jęknął.
- Znowu będę musiał się z tobą widzieć... – skrzywił się
teatralnie i wyszli z domu. Potter zamknął drzwi różnymi zaklęciami i
teleportowali się wprost na peron numer dziewięć i trzy czwarte.
- Obraziłeś mnie – stwierdził Łapa i ruszył w stronę Lily i
Jamesa.
Harry
jakoś nie był wyraźnie zmartwiony fochem chrzestnego, więc skierował się w
stronę Rona.
- Cześć, stary – powitał Harry’ego.
- Hej, Ron. Ty jeszcze nie w podróży? – zaśmiał się,
wiedząc jaka jest odpowiedź. – A miało być tak pięknie – zanucił, komicznie
ruszając brwiami.
- Zamknij się, bo dzieciaczki się na nas gapią. –
Faktycznie duża sporo uczniów i ich rodziców wpatrywali się w ich stronę z
niemal nabożną czcią. W końcu Harry pokonał Voldemorta, prawda?
- Jest już za dziesięć, może zajmiemy przedział, co? –
zaproponował Ron, a kolega przytaknął.
- A Hermiona nie z nami?
- Jej praktyki rozpoczynają się dopiero od połowy września,
więc ma wolne – wytłumaczył i przestali ze sobą rozmawiać tylko dlatego, że
szukali wolnego przedziału a nie chcieli, aby ktoś ich podsłuchiwał.
- Może to nawet dobrze – stwierdził Potter, gdy znaleźli
wolne pomieszczenie i powsadzali kufry na miejsce. – Przynajmniej Ginny nie
będzie sama.
- Ta... – mruknął roztargniony Ron. – A dlaczego cię nie
odprowadziła na peron?
- Obraziła się, nawet ja sam nie wiem o co poszło. No ale
wiesz... te ciążowe wahania i wybuchy... Muszę się przyzwyczaić... i ty chyba
kiedyś też.
Ron zrobił
wielkie oczy.
- Ja i rola ojca? W życiu...
Harry w
odpowiedzi zaśmiał się.
Pociąg
zaczął ruszać. Po chwili do ich przydziału wszedł James oznajmiając, że są po
drugiej stronie pociągu i patrolują tamtą część, a dwójka miała robi to samo,
tylko z tą częścią maszyny.
- No to nie mamy spokojnej podróży – mruknął Weasey i
wstał.
- Ale ja nauczyciel jestem – zaśmiał się Harry, a
przyjaciel walnął się w głowie.
- Czasem nie lubię być aurorem – westchnął i wyszedł.
Potter zaczął czytać książkę, a przedtem zasłonił okna, by nikt mu nie przeszkadzał.
Co jakiś
czas przychodzili do niego rodzice, Lunatyk i Łapa, a także Ron. Nawet nie
wiedział kiedy minęła już prawie cała podróż. Spojrzał w okno. Robiło się
ciemno, jednak coś nie dawało mu spokoju. Cisza przed burzą... Salazar nie
atakował od dawna... Czy to coś znaczyło?
- Harry! – wrzasnęła Lily, wpadając do przedziału jak
burza. – Oni atakują!
Potter
zerwał się z fotela i popędził na korytarz. Z tej strony widział, jak około
setka ludzi w czarno białych pelerynach stała przed pociągiem, a na czele był on.
Harry wyciągnął rękę przed siebie i mruknął parę słów, a szyba rozbiła się w
drobny mak. Potter wyskoczył przez otwór i powili, wolnym krokiem, zbliżał się
do postaci.
- Cześć, Salazrze. Długo się nie widzieliśmy, co nie? –
zagadnął pierwszy luzackim tonem. W środku jednak bał się tego, co wydarzy się
za chwilę.
- Witaj, Harry – uśmiechnął się przebiegle. – Mam taką
sprawę do ciebie, więc pomyślałem...
- ...że może odwiedzisz mnie z setką swoich ludzi, zabijesz
bezbronne dzieciaki i mnie, i będziesz miał problem z głowy? – przerwał mu
Potter, plując sarkazmem.
- Harry, Harry... – westchnął Slytherin. – Czy jestem aż
tak przewidujący, za jakiego mnie uważasz? To, co wymyśliłeś, jest dziecinne.
Nie miałbym zabawy, gdybym to zrobił teraz. A uwierz, wygrałbym. Przyszedłem tu
tylko w jednej sprawie. Do ciebie.
- Przykro mi, ale facetka w pociągu ma tylko stojak ze
słodyczami, a nie z eliksirami na mądrość i rozum – warknął Harry, zaciskając
pięści.
- Jesteśmy tacy sami, Harry – odparł Salazar. – Gdy złączymy
siły, świat będzie nasz, nie uważasz? Razem jesteśmy ogromną potęgą, która...
- Zamknij się i nie gadaj mi tu wykładów. Jakoś wcześniej
preferowałeś praktykę.
- Jeszcze będziesz mój, Harry. – Głos Slyterina mówił, że
wcale nie był zdenerwowany. Wyglądał na takiego, jakby doskonale wiedział, że
dobrnie do swego planu prędzej czy później. – Jesteśmy tacy podobni do
siebie...
I jakimś
cudem, lub wielką magią, Salazar i jego poplecznicy znikli w jednym momencie.
- Harry!
Nauczyciele
i najstarsi uczniowie wyszli z pociągu i podbiegli do niego?
- To był Slytherin?
Chłopak
tylko skinął głową. Nadal stał jak wcześniej.
- I co zrobimy?
Potter nie
odzywał się przez dłuższy czas, a potem odrzekł:
- Jest coraz gorzej i będzie jeszcze bardziej – stwierdził
Potter. Reszta nie wiedziała co powiedzieć. Bali się. To było pewne. – Wojna
nadchodzi. Będzie dużo gorsza... i trzeba przygotowywać się na takie ataki,
choć ten był delikatny.
Wszyscy
wiedzieli o co chodziło Harry’emu. Nadchodziła najgorsza wojna w historiach
magicznego, ale i zarówno mugolskiego świata. Nie było odwrotu. Salazar
Slytherin podrzucił rękawiczkę na ziemię, a Harry podniósł ją.
Może wiele tu informacji nie ma, ale mam nadzieje, że się
podobało ;D
Niezrównoważona
Cudo *_*...Rozdział super:) Widze ,że Ginny zaczynają się pierwsze humorki;D Czekam na NN :))
OdpowiedzUsuńo niee. :D Większość rozdziału rżałam jak kobyła . :D Ta moja Łapcia. *.* On nie jest taki staryy. :D Uwielbiam Goo . :D I akcja Ginny. :D ma humorkii . :D Fajne, Fajne , Fajne. :D
OdpowiedzUsuńArr. Salazar bee. ;x nie lubie go . ;x Ale reszta założycieli jest spokooo . :D No i pisz tak dalej . xD
Hahaha, rozdział świetny,a najbardziej podobała mi się rozmowa Harry'ego i Łapci ^.^ Fajnie przedstawiłaś scenę, w której Ginny nagle wybucha i wychodzi... to było takie niespodziewane ;D
OdpowiedzUsuńHahaha, Huncwoci ponownie w Hogwarcie? Czuję, że będzie zajebiscie! ^^
Pozdrawiam! ;*
Przeczytałam już wcześniej, ale nie miałam czasu skomentować, ale byłam pierwsza! Ale mniejsze o to, humorki Ginny już się zaczynają, biedny Harry. Mam nadzieję, że szybko się pogodzą. Chce ci pogratulować, bo po raz pierwszy nie zakończyłaś w połowie akcji. Znaczy się zakończyłaś, ale nie tak jak wcześniej. Uff... Co mogę jeszcze powiedzieć o rozdziale? Jeżeli napiszę, że to jest mój ulubiony to cóż... wszystkie są!! Śmiałam się jak głupia kiedy Syriusz ZNOWU wszedł w takim momencie i ZNOWU zaczął radzić Harry` emu. Ach ten Łapcia, starzeje się na starość. Liczę skrycie, że Huncwoci rozwalą Hogwart ;) Komentarz chyba zadowalającej długości? Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńswietne wyklady szyriusza i ta pewnos weza
OdpowiedzUsuńprzepraszam za polskie znaki bo klawiatura mi siada
^u^ Nie mam co napisac :( Ale rozdzial super ;)
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńno i zaczynają się humory Ginny, w zasadzie to zastanawiam się czemu Harry jedzie pociągiem jeśli jest nauczycielem...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia