czwartek, 25 października 2012

Rozdział 11 - Nowe przymierze


Potter właśnie wchodził do sali klnąc w myślach na swoją głupotę. Jak oni mogli tyle wypić wiedząc, że jutro mają udać się do pracy? Jednak widok Rogacza i Łapy na kacu był nagrodą za wszystkie jego męki.
- Witam wszystkich – powiedział do klasy. - Proszę zająć miejsca, będę teraz każdego wywoływał do siebie by zaprezentował mi jak wytwarza się tarcze przymierza. - Potter znakomicie udawał, że wszystko z nim jest okay. - Może Aron, zapraszam na środek.
Po godzinie zadowolony Harry opuścił salę. Miał dziś do poprowadzenia tylko jedną lekcję która właśnie się skończyła. Owszem, musiał postawić kilka nędznych, między innymi Aronowi, który przypalił mu brwi, gdy ze stresu pomylił zaklęcia. Nie wiedząc co właśnie dzieje się z jego przyjacielem Ronem, udał się na piwo do Hogsmade.

W tym samym czasie...

Ron samotnie patrolował okolice Hogsmeade, gdyż jego partner ze zmiany rozchorował się. Usłyszał nagle dźwięk aportacji. Potem wszystko działo się bardzo szybko.
Różdżka przyłożona do jego pleców dobitnie uświadomiła go, że ma kłopoty.
- No i co teraz, rudzielcu? Myślisz, że Potter wpadnie cię odbić? - Głos Lucjusza Malfoya niezmierni zdziwił Rona. Przecież sam złapał go i wsadził do Azkabanu.
- Co ty tu robisz?- Weasley udawał, że się nie boi, jednak nogi miał jak z waty.
- Oj, nie zgrywaj kozaka, za dużo z Potterem przebywasz. Salazar i tak go zniszczy. - Ron prychnął słysząc to stwierdzenie.
- Czy nie tak samo twierdziliście, gdy Harry miał walczyć z Voldkiem? I co? Voldi śpi dwa metry pod ziemią. - Niebieskooki był bardzo pewny siebie, jednak w głębi ducha modlił się, by zjawił się tu Harry.
- Ojj, przeginasz... Crucio! - Ron padł na ziemie jak rażony gromem. - Odszczekasz to?
- Nie... - Weasley szedł w zaparte.
- No to powracamy do zabawy. Dolor! - Skóra Rona popękała na jego plecach, przez co wrzasnął z bólu.
Nagle stało się coś dziwnego, ktoś przerwał zaklęcie. Kto to mógł być? Tego Ron nie wiedział. Na pewno nie był to głos Harry’ego. Bardziej przypominało mu to głos Dracona.
- Zostaw go, ojcze. – Tak, teraz Ron był pewny, że na pewno był to Draco Malfoy. Ale, u licha, o co mu chodzi?
- No proszę, mój kochany syn przyszedł się pobawić z ojcem. No proszę, synu, rzucaj zaklęcie. - Lucjusz był wyraźnie dumny z syna.
- Nie przyszedłem go tutaj torturować, tylko go uratować - prychnął Draco. - Mam już dość tych waszych chorych ideologii o czystości krwi i tych wszystkich pierdołach. - Młodszy był wyraźnie pewny swoich słów.
- No proszę, czyli Salazar miał rację do ciebie śmieciu, wreszcie nas zdradzisz.
- Tak , ponieważ nie macie szans w tej wojnie. Potter was wszystkich zniszczy, a jeśli mi wybaczy to mu w tym chętnie pomogę. Drętwota! – Młody Malfoy z zaskoczenia zaatakował swojego ojca. - No to zaczynamy, od razu najpierw wyśle tatusia do ministerstwa. Możesz wstać? - Draco zwrócił się to otępiałego Rona.
- Troszkę mogę mieć z tym problemy - Rudzielec sam zadziwił się swoim pokojowym tonem w stosunku do fretki.
- Daj, pomogę ci - Draco sam pierwszy wystawił pomocną dłoń.
- Dobrze, ale poczekaj. Skoro chcesz przejść na naszą stronę, to może ja zacznę... Ron Weasley jestem - wyciągnął rękę w kierunku chłopaka z uśmiechem na twarzy.
- Draco Malfoy. - Blondyn odwzajemnił uścisk oraz uśmiech. - Już w szkole gdy Pott... znaczy Harry – poprawił - został podobno zamordowany, chciałem się z wami pogodzić, ale to wszystko stało się za szybko. Potem ojciec zabrał mnie ze szkoły i nie miałem z wami kontaktu. - Draco otworzył się przed rudowłosym.
Deportowali się do Nory, gdyż Ron stwierdził, że w domu pomoże mu Hermiona.
- Na miłość boską, co ci się stało? - Krzyk młodej kobiety przerwał ciszę w domu. - I co tu robi Malfoy?
- Po pierwsze, Draco uratował mi życie. Po drugie, zostałem zaatakowany i to właśnie on mi pomógł. - Rudzielec tłumaczył swojej żonie jak małemu dziecku, jak jest dwa plus dwa.

W Tym samym czasie w domu Ginny i Harry’ego...

- Ginny! GINNY! Jesteś?!
- Tu jestem, Harry. Coś się stało? - Rudowłosa weszła do salonu.
- Słyszałem coś o Ronie. Co się dzieje? - Potter wydawał się wystraszony.
- Zaatakował go Lucjusz Malfoy - Ginny mówiła to takim głosem, jakby się nic nie stało.
- I mówisz o tym tak spokojnie?! Porwał go? Gdzie oni są? Wiadomo coś? Trzeba go odbić! - Potter już był gotów do poszukiwania najlepszego przyjaciela.
- Oj, spokojnie stary. Tutaj jestem .Ale to cholernie miłe że tak chcesz mnie ratować. - Ron wkroczył właśnie do salonu, a za nim szła Hermiona i ... DRACO MALFOY.
- Ja pierdole... Co on tu robi? - Potter wybałuszył oczy na widok Malfoya.
- Też się cieszę, że cię widzę, Harry. - Malfoy wyglądał na zmieszanego wybuchem Pottera.
- Że jak do mnie powiedziałeś? Matko, co tu się dzieje?! Czy ktoś mi może to wytłumaczyć? - Zielonooki był niezmiernie zdezorientowany.
- To może ja wyjdę, a wy mu opowiedzcie co się stało... - Draco wyszedł z pomieszczenia.
- No więc was słucham. - Potter nadal nie wierzył w to co się dzieje.
- Zaczne od początku. Patrolowałem wioskę, gdy ktoś zaatakował mnie od tyłu. Był to Lucjusz Malfoy. Oberwałem Cruciatusem, potem jakimś zaklęciem które rozcięło mi skórę na plecach i wreszcie zjawił się Draco, który oszołomił Lucjusza i jednym słowem mnie uratował.
Potter siedział w fotelu trawiąc informacje, nagle wstał i wyszedł.
- Gdzie on polazł? - Ron wyglądał na zdziwionego.
- Harry’ego nie zrozumiesz - westchnęła Hermiona i zajęła jego miejsce.

W tym samym czasie...

- Draco. - Potter zaczął cicho gdy ten odwrócił się w jego stronę. - Dziękuje za uratowanie Rona.
- Nie ma sprawy.
- Ale powiedz mi... co tobą tak wstrząsnęło.
- Szczerze? Twoja rzekoma śmierć. Nigdy do ciebie nic nie miałem, tak samo jak do Rona czy Hermiony. Byłem ślepo zapatrzony w idee, które wpajał mi ojciec. Nie lubiłem cię tylko dlatego, bo nie nawiedził cię mój ojciec, a to był debilizm.
- Ja też nie miałem nic do ciebie. No chyba że wyzywałeś Hermionę, wtedy chętnie nabiłbym cię na pal - zaśmiał się Potter. - To co? Rozejm? - Potter wystawił rękę do Dracona, który uścisnął ją z uśmiechem.
- Tylko jest jeden problem. - Młody Malfoy spuścił głowę. - Nie mam się gdzie zatrzymać.
- Możesz zamieszkać u nas póki nie znajdziesz jakiejś kwatery.
- Serio? - Draco troszkę niedowierzał.
- Serio, serio - Potwierdzenie przez Ginny, która nie wiadomo skąd się tu wzięła. – Albo może też w Kwaterze... A teraz chodźcie do środka, bo jest troszkę zimno.
Potter siedział w salonie wyraźnie nad czymś myśląc w jego domu byli wszyscy jego przyjaciele. Ron, Hermiona, rodzice, Łapa, Lupinowie, Weasleowie... nawet Malfoy no i oczywiście Ginny. Podjął decyzje. Zrobi to właśnie teraz.
- Przepraszam was wszystkich, ale chciałbym coś zrobić na czym zależy mi od dłuższego czasu a nie było sposobności tego zrobić.
Wstał pod zaciekawionym spojrzeniem reszty. Jednym machnięciem ręki wyczarował bukiet pięknych kwiatów i podszedł do Ginny, przy której uklęknął.
- Ginny, najdroższa, czy zostaniesz moją żoną?
Szok na twarzach wszystkich...
- Ja...och... Harry. Tak, tak, tak, zostanę. - Weasley popłakała się jak dziecko i rzuciła się Potterowi na szyje.
- No proszę, proszę... Nasz mały Jelonek będzie się żenił. No to trzeba to oblać... Ale teraz moje gratulacje. - Rogacz był wyraźnie dumny z syna, gdy przytulał zaręczonych.
- Harry, och, Harry, Ginny. - Lily przez łzy nie mogła się wysłowić tak samo jak Molly.
- Nooo, to zaraz będziemy mieli oficjalnie największego czarodzieja świata w rodzinie. Co za zaszczyt – Fred i George jak zwykle musiał coś dorzucić od siebie.
- No, no, młody, jako ojciec chrzestny jestem z ciebie dumny. - Łapa szczerzył się jak wariat. - A opijemy to i tak- dodał już ciszej.
Potter siedział sam na kanapie, gdy wszyscy podziwiali pierścionek lub gadali o własnych sprawach. Chłopak rozmyślał nad swoim życiem.
Pogodził się z Draconem, co było nie do pomyślenia. Oświadczył się Ginny, odzyskał rodziców, wszyscy są zdrowi, nawet Łapa ostatnio wspominał mu o jakiejś wysokiej blondynce.
Za parę miesięcy na świat miało przyjść jego dziecko. Był tylko jeden problem, który nazywał się Salazar Slytherin. Musiał coś z tym zrobić, dowiedzieć się jak go pokonać.

Dzień dla Ginny rozpoczął się wcześnie. Niezmiernie zdziwiła się, gdy nigdzie w domu nie zobaczyła Harry’ego. Odruchowo sprawdziła szafy, lecz w nich nie było jego ubrań. Żadnych wiadomości, żadnej kartki, nic. Deportowała się do Lily i Jamesa.
- Ginny, zwariowałaś? Siódma rano jest. - Rogacz ledwo na oczy widział.
- Harry zniknął ...

Mike

4 komentarze:

  1. O! Draco <3 Jak ja go lubię :) Fajnie, że przeszedł na jasną stronę mocy i pogodził się ze wszystkimi xD Ciekawe gdzie Harry zniknął... No cóż nie ma innego wyjścia tylko czekać na rozdział, żeby się dowiedzieć :) Powiem wam, że podoba mi się wasza współpraca :) Oboje piszecie bardzo dobrze i spójnie, dlatego opowiadanie jest świetne ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. pogodzenie z dacomem swietnie ciekawe gdzie harry ide dalej pozdawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Pogodzenie sie z Draco... Hmm... Moze to byl dobry pomysl? Okaze sie w nastepnym rozdziale ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej,
    och wspaniale, Draco sprzeciwił się ojcu i pomógł Ronowi, pięknie już bez tej wrogości między nami, i Harry w końcu oświadczył się Ginny...ale teraz to gdzie on zniknął?
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń