piątek, 28 września 2012

Rozdział 6 – Małe poświęcenia


            Nigdy nie myślała, że strach może być do takiego stopnia wielki. Szok wypisany na jej twarzy powoli przemieniał się w nieograniczony ból. Stała na środku korytarza w szpitalu i wpatrywała się w nic nieznaczący punkt na ścianie.
- Ginny, usiądź, proszę. – Jakby z oddali usłyszała głos Hermiony. Nawet nie wiedziała kiedy ktoś podprowadził ją do krzesła, na którym opadła.
            Mijały minuty, a rudowłosa nadal była w szoku. Jeszcze godzinę temu Slytherin więził ją w jakimś ciemnym i zimnym pomieszczeniu, potem straciła przytomność i obudziła się przy domku Hagrida, na błoniach Hogwartu. I gdy widziała, jak Harry walczył z tym powrotem...
            Na samą tą myśl, w jej oczach zgromadziły się łzy. Zaczęła płakać, a po chwili szlochać. Dławiła się powietrzem i łzami, i ogarnęła ją ciemność.
- Ginny... – Słyszała jakieś głosy, ale nie chciała się zbudzić. Nie chciała czuć bólu, ani pamiętać najgorszych wspomnień. Czuła obecność paru osób obok niej, więc postanowiła nie otwierać oczu i oddychać wolniej, by nie zobaczyli, że już nie śpi.
- Myślisz że on się zbudzi?
            Była na sto procent pewna, że mówił to Syriusz. No ale dlaczego mówią, że ona się nie zbudzi? Zaraz, zaraz... czy Łapa powiedział „on”? O kim oni rozmawiają?
- Trzeba wierzyć. Tylko to nam pozostało.
- Ale przecież Lily i James...
- Tak, wiem, ale może będzie jakiś inny sposób na uratowanie Harry’ego.
            Uratowanie kogo? A niby co mu się stało? Po chwili do głowy Ginny wlatywały wspomnienia. Przecież... to nie możliwe!
- Co z Harrym?! – krzyknęła, zrywając się do pozycji siedzącej.
            W sterylnie białym pomieszczeniu byli jej rodzice oraz Syriusz. Molly miała zaczerwienione oczy od płaczu, a dwójka mężczyzn była blada jak ściana.
- Ginny... uspokój się.
- Jak mam się uspokoić?! – wrzasnęła do ojca i zaczęła się trząść.
- Nie możesz się denerwować w takim stanie...
- Jakim stanie?
            Jednak odpowiedziała jej cisza.
            Syriusz kątem oka wpatrywał się w rodziców Ginevry i widział, że dwójka nie miała zamiaru lub nie wiedziała jak jej powiedzieć, że jest...
- Ginny – zaczął Łapa delikatnym tonem, jakby nie chciał przestraszyć dziewczyny. Jednak ta zbladła, o ile mogła jeszcze bardziej i opadła na poduszkę.
- Harry nie żyje? – szepnęła, a jej oczy rozszerzyły się w przerażeniu.
- Żyje – mruknął Black, a Ginny spodziewała się jakiegoś uśmiechu, albo jakiejś oznaki, że cieszy się z tego powodu. Jednak się nie doczekała. – Ginny – zaczął znowu i podrabiał się po czyi, oddychając głęboko. – Jesteś...
            Jednak znowu się zaciął, a dziewczyna zaczęła się niecierpliwić.
- Syriuszu! O co ci chodzi?
- Jesteś w ciąży.
            W małym pomieszczeniu zapadła cisza.
- Ale... ale jak?
- Ginny – westchnął Black. – Jak dwóch ludzi się kocha, to w pewnym czasie...
- Syriuszu! To nieodpowiednia chwila na żarty! – wrzasnęła Molly, a Łapa skurczył się pod wzrokiem kobiety. Ona na serio jest groźna...
- Przepraszam – mruknął pod nosem, wstał i wyszedł. Nie obchodziło go to, o czym będą rozmawiać z Ginny... Z pewnością będą ją uświadamiać, że była nieodpowiedzialna. A Łapa miał wielką nadzieje, że zdąży powiedzieć kazanie do chłopaka na ten sam temat. A chciał zdążyć... Przecież Harry nie mógł umrzeć, prawda? Nie mógł...
            Skierował się w stronę sali, gdzie leżał Harry. Uzdrowiciele przez ponad cztery godziny próbowali przywrócić mu życie i udało im się, lecz niestety i w tym przypadku musiało być jakieś ale. Młody Potter zapadł w śpiączkę i lekarze ustalili, że nigdy się z niej nie zbudzi. Jedynym wybawieniem był eliksir. Mieli wszystkie składniki prócz jednego – krwi rodziców Harry’ego. Było to oczywiste, że nigdy nie zdobędą jej, więc szanse na uzdrowienie Wybrańca zmniejszyły się do zera.
- Ale może jest jakiś inny składnik eliksiru, który może zastąpić ten? – zapytał Łapa po raz setny lekarza, który westchnął.
- Inaczej się nie da. Musimy mieć krew rodziców pana Pottera, więc doskonale wiemy, że... – jednak nie dokończył zdania, bo nie chciał bardziej pogrążać w rozpaczy Blacka. Ten wiedział, że nie było już żadnego ratunku, że musiał czekać i patrzyć, jak chrześniak na jego oczach umiera. Ale wolał trzymać się ostatniej deski ratunku. Nadzieja pozostanie przy nim zawsze.

- Zabiję cię!
- Przecież nie możesz – zaśmiał się mężczyzna, jednak gdy zobaczył złe ogniki w oczach żony, natychmiast zaczął od niej uciekać.
- Kobiety się boisz? – ryknęła zielonooka, a brunet zaczął się śmiać, przeskakując kałuże.
- Właśnie że się nie boję! – odkrzyknął. – Ja się boję wszelkich monstrum, dlatego zwiewam!
            Rudowłosa stanęła w miejscu i skrzyżowała ręce. Mężczyzna zauważył, że go nie goni, więc też przystaną i powoli szedł w stronę kobiety.
- Lilkuś... wiesz że cię kocham? No weź się nie fochaj.
- Obraziłeś mnie – warknęła, a James wiedział, że nie obraziła się na serio.
- No trudno się mówi – odparł i skierował się w stronę domu.
            Zielone oczy Lily zwęziły się, a ta zaczęła iść za mężem.
- A gdzie magiczne słowo?
- Reparo – mruknął pod nosem.
- Chodziło mi o „przepraszam”!
            Na ostatnie słowo James stanął i odwrócił się do byłej Evans.
- Na serio nie musiałaś mnie przepraszać. – Jego twarz wyszczerzyła się w uśmiechu.
- Potter! – Jednak nie dokończyła, bo obok nich zmaterializował się kawałek pergaminu.
- To do mnie?
- Do nas – poprawiła go, gdy zobaczyła do kogo był list. – To od góry – dodała i zaczęła czytać. – Szanowni Państwo Potter! Z dnia... ble ble ble, z artykułu... bla bla bla, kodeksu...
- Opuść ten fragment.
- Dobra, dobra – mruknęła i zaczęła czytać dalej, lecz nie na głos, co jeszcze bardziej zirytowało Jamesa.
- Powiesz mi w końcu czego nas się czepiają? Zrobiliśmy za głośną imprezę, czy co? – dopytywał się Potter, ale Lily nadal nie odpowiadała, tylko dalej czytała list. W końcu doczytała końcówkę i westchnęła.
- Po pierwsze nie robiliśmy żadnych imprez...
- Tydzień temu była ostatnia.
- James! Chce ci powiedzieć co jest w tym liście! – Gdy Rogacz zamilkł, Lily kontynuowała. – Napisali nam, że mamy... wrócić.
- Wrócić? Yyy... posprzątać salę po imprezie? – podsunął James lekkim tonem i natychmiast tego pożałował.
- Przestań gadać o tej imprezie! Ty się w ogóle nie zmieniłeś! – krzyczała kobieta, a ich sąsiadka otworzyła okno, by sprawdzić co się dzieje. – Mamy wrócić na ziemię, rozumiesz?
            James wpatrywał się w żonę z szokiem. Po chwili zaczął skakać z radości.
- Yes! Huraaa!!! Zobaczymy się z Łapką i Luńkiem! No i z Harrym! Ja cię nie mogę!
            Lily dopiero parę chwil później uświadomiła sobie, że zobaczy syna... W końcu uśmiechnęła się uśmiechem, którego używała ponad dwadzieścia lat temu.

- Dlaczego szpital?
            James spojrzał na żonę, która tak jak on nie znała odpowiedzi.
- Nie wiem... Ale wiem jedno. Ten z góry mnie nie lubi, bo znowu muszę nosić okulary.
            Lily wywróciła oczami.
- To gdzie idziemy?
- Może do kwatery, co? – zaproponowała zielonooka.
- Myślisz, że nadal jest w domu Albusa?
            Zaczęli iść w stronę recepcji i wydawali się nie widzieć zszokowanych spojrzeń niektórych w szpitalu.
- Nie wiem... To chyba wszystko zależy od tego, jak potoczyła się wojna... Może Voldemort już nie żyje?
- Albus ma tyle mocy, że z pewnością mógł go pokonać, ale nie widzisz, że po Mungu kręci się wielu aurorów? – zauważył Potter. – Było tak samo ponad wtedy za naszego życia.
- Czy ja mam jakieś zwidy?! – zawołał mężczyzna, oszołomiony tym, kogo zobaczył.
- Kinglsley? Ależ się zdziadziałeś! – zawołał James z wyszczerzem na ustach.
- Co...? Yyy... jak? Jak wy...? – Zszokowany jąkał się, a wszystkie oczy zwrócone były w stronę trójki.
- Jak zwykle musisz robić wokół siebie zamieszanie – mruknęła Lily do męża. Nienawidziła tego.
- Ale jak wy...?
- Powróciliśmy zza światów, by was straszyć – zaśmiał się Potter, a kobieta walnęła go po ramieniu.
- Zamknij się, James, bo dostanie zawału – syknęła do męża i zwróciła się do czarnoskórego. – Po prostu musieliśmy wrócić, sama nie wiem dlaczego i nagle znaleźliśmy się tu...
            Minęło parę chwil, gdy zakonnik przyjął to do wiadomości.
- Chyba się domyślam dlaczego tu jesteście – mruknął, a dwójka była zaskoczona humorem, jakim to powiedział. Dlaczego nie cieszył się z ich powrotu?
- Co się stało?
- To wy nie wiecie? – zdziwił się ciemnoskóry. – Nie wiecie co się tu działo?
- Nie – zaprzeczył James z przerażeniem w oczach.
- Lepiej jak... wam to pokaże – zdecydował i ruszył w stronę windy. Lily i James nie mieli wyjścia, aby pójść za nim.

            Minęło już sześć godzin, a Syriusz nadal siedział przy łóżku chrześniaka, który gdyby nie lekko poruszająca się klatka piersiowa i aparatura, wyglądałby jak trup. Przetarł zmęczone oczy i spojrzał w okno. Nie było żadnej nadziei... Gdzie była tu sprawiedliwość? Dlaczego Harry wrócił i już po kilkudziesięciu dniach musiał wracać?
            Nagle drzwi otworzyły się, ale Łapa nie patrzył kto przyszedł, domyślając się, że to prawdopodobnie jakaś pielęgniarka. Ukrył twarz w dłoniach i czekał.
- Na Merlina, co mu się stało?! – Usłyszał wrzask kobiety. Pokręcił głową. Czy naprawdę musiał zaczynać wariować, że słyszał Lily?
- Syriuszu! Co się stało?
            I do tego głos Jamesa? Aha, zwariował. To chyba było oczywiste. Poczuł, że ktoś go szturcha.
- O co chodzi? – spojrzał w górę i zobaczył Lily i Jamesa, o wiele starszych, niż widział ich ostatnio.
- Co stało się Harry’emu?! – Kobieta zaczęła panikować. – Do jasnej cholery! Niech mi ktoś powie co się stało!
            Jednak Łapa nadal z szokiem wpatrywał się w dwójkę do tej pory nieżyjących przyjaciół.
- Wy... co? Jak... yyy... – zaczął się jąkać.
- Żyjemy, Syriuszu, potem ci powiemy dlaczego. Ale co się stało z Harrym? I czy Voldemort nadal żyje?
            Nadal zszokowany Black siedział na stołku, a Kingsley wyszedł. Potterowie czekali, aż Wąchacz oswoi się z tą wiadomością i po chwili ten opowiadał im co się stało po ich śmierci.
- Usiądźcie, dobra? – mruknął na początek, a dwója spełniła jego polecenie.
Nie mogli uwierzyć, że Łapa był w Azkabanie i że Harry był tak ważną osobą w społeczeństwie. Ale gdy usłyszeli o wydarzeniach, jakie ich syn musiał przechodzić w szkole, było nie do przyjęcia.
- Jak Albus mógł do tego dopuścić?!
- Lily... uspokój się.
            Jednak gdy Łapa z trudem powiedział o śmierci Harry’ego w Departamencie Tajemnic, James też nie wytrzymał.
- Czy naprawdę Dumbledore...
- James! – przerwał mu Wąchacz. – Cicho... słuchaj mnie dalej, proszę. Nawet nie wiecie jak jest mi to trudno mówić. Tak więc Harry wrócił pięć lat później, gdy Voldemort...
- Czy on żyje? – ponaglił Potter, a Syriusz zrobił się czerwony ze złości.
- Nie żyje – warknął zdenerwowany.
            Niedowierzanie dwójki szybko zmieniło się w radość.
- Na serio? Na Merlina, to wspaniale! Wiedziałem, że Albus da sobie radę mimo wieku!
- To nie dyrektor go zabił...
            Te zdanie zbiło Lily i jego męża ze szczęścia.
- A kto?
- Harry.
            Cisza. Potterowie byli zszokowani.
- Czy ty nam mówisz, Łapo, że Harry ma tyle mocy, żeby go pokonać?
- Tak...
- Ty nas wkręcasz!
- Nie, James! To nie jest śmieszne! Tyle że Albus nie żyje, a Voldemorta zastąpił Slytherin, który chce zapanować nad światem! – wrzasnął zdenerwowany Wąchacz. – A gdy Salazar porwał Ginny, to Harry ją uratował i walczył z nim, a teraz umiera!
- Ale jak to umiera - wiecznie roześmiany Rogacz wyglądał jakby pierwszy raz w życiu miał się rozpłakać.
- Jeśli dać mi dokończyć wszystko co chce wam powiedzieć, to się dowiecie - odpowiedział spokojnie Łapa.
- No więc słuchamy co masz nam do powiedzenia - wyszeptała Lily, upadając na krzesło. Była bardzo blada.
Wszyscy usiedli, a Syriusz zaczął mówić. Nie wszystko przychodziło mu z łatwością.
- Zaczęło się, kiedy Harry był w piątej klasie. Walczyliśmy w Departamencie Tajemnic, gdy Bellatrix wystrzeliła we mnie Avadą. - Rodzice Pottera rozszerzyli oczy. Syriusz zrobił krótką chwile przerwy i zaczął mówić drżącym głosem. - Jednak Harry odepchnął mnie, przyjmując zaklęcie na siebie. - Ponowny szok. Jak on może żyć, skoro dostał Avadą? - Jego ciało wpadło za zasłonę, czyli nie mogliśmy go wyciągnąć, potem okazało się że Harry był na jakimś szkoleniu. Powrócił na ślub Rona i Hermiony, jego najlepszych przyjaciół. To wtedy pokonał Voldemorta. Jeśli chcecie zobaczyć tą walkę, to pokaże wam ją w myślodświewni. W każdej sali jest taka, by można było zobaczyć co jest skutkiem urazu pacjenta. - Ponowne skinięcie głową.
- Accio myślodświewnia. – Naczynie „przyszło” do nich, a Łapa wyciągnął różdżkę i pomyślał o wspomnieniu. Po chwili wszystko było gotowe. - No to zapraszam, wchodźcie.
I zatopili swoje głowy w naczyniu.

W myślodsiweni

- Tęskniłeś?
- Harry Potter?!
            Lily i James wpatrywali się w dwójkę z przerażeniem, a Syriusz z małym strachem.
- Masz dobrą pamięć. Widocznie Bella nadal nie może douczyć się zaklęć niewybaczalnych.
            Nikt nie zwracał uwagi na warknięcie kobiety.
- Avada Kedavra!
- Kto pierwszy zaczyna, ten pierwszy polegnie – zaśmiał się Potter, zgrabnie unikając zaklęcia.
            Magia wirowała, tak samo jak zaklęcia. Każdy był zszokowany. Nie dość, że wydawało się, że Harry Potter żyje, to jeszcze i znał takie zaklęcia... większość była na poziomie, którym Albus Dumbledore ledwo co znał.
            Nikt nie wiedział kto wygra. Szanse były wyrównane. Każdy obrywał. Chronił się. Krew. Ból, na skutek odniesionych ran. Krzyki ludzi, zwłaszcza rodziny Hermiony. Strach i pewność, że jego strona wygra.
Zaklęcia latały w każdą stronę, a to, co wyprawiał Voldemort, budziło podziw. Jednak możliwości Harry’ego było fenomenalne, każde zaklęcie odbite. Potter atakował jednocześnie się broniąc. Jedno można było powiedzieć- Albus Dumbledore został zniesiony z piedestału przez młodego Pottera.
A rodzice Harry’ego byli... zszokowani.
- Inmulicorpis! Sinnotecto! - Wykrzykiwał Potter.
- Avada Kedavra - wrzasnął Riddle, a Harry unikał zaklęcia
- Pilaignis! - Wielka kula ognia poleciała w stronę Czarnego Pana.
- Aquascutus! - Voldemort wyczarował wodną tarczę.
Lily i James byli zaskoczeni mocą młodego czarodzieja. Syriusz ze wspomnienia stał jak w transie nie wiedząc co się dzieje. Harry Potter, dziecko które podobno zostało zamordowane w wieku 15 lat, stoi tutaj teraz i walczy jak równy z równym z największym czarnoksiężnikiem świata... to wręcz nie mieściło się w głowie. Nie, to nie była walka jak równy z równym, to Voldemort został zepchnięty do defensywy. Harry atakował jak lew, nie miał zamiaru popuścić Voldemortowi. Czuł, że to ten czas to ta walka, ta walka która wykończy jednego z nich. Czuł moc tak wielką jakiej nie czuł nigdy.
Woda, ogień, wiatr i ziemia - pojawiały się wszystkie żywioły. Siekiery, noże, błyskawice, było wszystko... takiej walki jeszcze nie było. Jednak każda bitwa musi kiedyś się skończyć. Zderzenie się dwóch zaklęć, huk. Ludzie zostali odepchnięci do tyłu od mocy uderzenia.
Jednoczesny krzyk „Avada Kedavra”.
Goście jak i Śmierciożercy wstali z podłogi , pył opada to co zobaczyli odebrało im mowę
Martwe ciało Lorda Voldemorta spoczywa u stóp Pottera.
- Mówiłem Tom... Kto pierwszy zaczyna, ten pierwszy polegnie - powiedział Wybraniec.
Wszyscy w szoku, nagle wybuch euforii. To co działo się potem było nie do opisania Dumbledore i reszta z Zakonu Feniksa związali wszystkich Śmierciożerców, czekając na Aurorów.
- To ja już będę uciekał, miłej zabawy wszystkim. Wszystkiego najlepszego na nowej drodze życia Hermiono, Ron, tobie również - stwierdził Potter, obracając się na pięcie.

Wszyscy opuścili myślodsiewnie. Zaskoczenie na twarzach rodziców Pottera było wielkie.
- Czy ty chcesz powiedzieć, że ten potężny czarodziej to mój syn? On jest lepszy od Albusa - stwierdził Rogacz, a w jego głosie można było usłyszeć dumę.
- Tak, to Harry, ale nie chcę o tym teraz rozmawiać. Potem, po paru dniach spokoju, zamordowano Albusa. Właściwie zrobił to Salazar Slytherin. Z początku Harry nie chciał z nim walczyć, jednak gdy porwał Ginny stwierdził, że ponownie stawi czoło złu.
- No dobrze, ale dlaczego nasz syn umiera?! - Rudowłosa nie wytrzymała i wybuchła płaczem.
- No więc... jest on tak zwanym wrogiem śmierci, Lily. Chyba wiesz co to znaczy. Bo James to wątpię - Kobieta pokiwała głową z przerażeniem w oczach. - No więc właśnie magia wroga ujawniła się, gdy Harry potrzebował jej najbardziej. Znasz jej skutki... brakuje nam pewnego składnika do skończenia eliksiru.
- Krwi rodziców chorego - Lily skończyła za Łapę.
- No właśnie. I teraz pytanie, czy oddacie krew? - zapytał Łapa z nadzieja.
- SYRIUSZU!!! - Wybuch kobiety zaskoczył Blacka. - Jak możesz o coś takiego pytać?! To nasz syn! Zaprowadź nas do punktu i tam oddamy krew.
Wszyscy praktycznie wybiegli z sali. Lily i Rogacz oddali po kilka kropel swojej krwi, a po trzech godzinach w sali Pottera pojawił się uzdrowiciel z gotowym eliksirem.
- Teraz podamy eliksir. Jeśli nie jest za późno, nad panem Potterem pojawi się niebieska poświata. Ale gdy będzie za późno... skrócimy mu męki. - Stwierdził ponurym głosem
Eliksir został zaaplikowany, wszyscy w sali czekali... Jednak nie taki miał być rozwój akcji. Klatka piersiowa Harry’ego opadła i już więcej się nie podniosła.
- Nie, Harry, proszę cię nie zostawiaj mnie znowu, nie teraz - wypłakiwała Ginny.
Szok na twarzach wszystkich, to nie tak miało się skończyć... nagle nad ciałem Pottera pojawiła się tak upragniona niebieska poświata.
- Noo - Lekarz zaklaskał w dłonie. - Pozostaje nam tylko czekać, aż pan Potter się wybrudzi. Może to być dzień lub tydzień. Tego nie wiemy - stwierdził i wyszedł z uśmiechem na twarzy.
Wszyscy opadli na krzesła płacząc ze szczęścia... Pozostali z nadzieją czekając na jak najszybsze wybrudzenie się Harry’ego. Udało się...

Mike ma dobry humor i chciał, bym wstawiła rozdział więc macie ;D
Komentujcie :***

Niezrównoważona

4 komentarze:

  1. Najlepszy rozdział ze wszystkich ;) Zauważyłam tam taki błąd "jak Harry walczył z tym powrotem" raczej potworem, ale się nie czepiam. Ożywieni Lily i James, no ja nie mogę, serio? Tak... nagle? Co nie zmienia, że niesamowicie podobała mi się reakcja Kingsleya na ich widok. Pokłon z szorowaniem nosem o ziemię :). Zdziwiło mnie, że zakończyłaś takim happy endem, to raczej nie w twoim stylu. Myślała, że skończysz akurat w momencie kiedy eliksir zacznie działaś i wszyscy będą się głowić czy Harry przeżyje. Ale Ok. dla mnie to na rękę. Do pierwszego października ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Powrót rodziców Harry'go dobre . Idę dalej

    OdpowiedzUsuń
  3. Spoko rozdzial ! Czytam dalej :3

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej,
    dobrze myślałam, Ginny jest w ciąży, a Syriusz planuje pogawędkę z Harrym na temat odpowiedzialności, bardzo dobry pomysł z powrotem rodziców Harrego, wszyscy byli w szoku...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń