poniedziałek, 24 września 2012

Rozdział 5 - Sens życia


Dziś człowiek tak często nie wie co nosi w so­bie, w głębi swej duszy, swego serca.
Jak często jest niepewny sensu swego życia na tej ziemi. Ogarnia go zwątpienie, które przeradza się w rozpacz.
Takie właśnie uczucia ogarniały Wybrańca. Czy jego życie jeszcze ma sens? Zabicie Voldemorta miało być końcem jego zmartwień. Skończyło się jedno, zaczyna drugie, o wiele gorsze niż to, z czym mierzył się wcześniej. Salazar Slytherin, bo tak nazywał się nowy oponent Pottera, był dużo bardziej potężny niż poprzednik, a Harry miał już dość odgrywania złotego chłopca.
Pukanie do drzwi wejściowych obudziło chłopaka. W samych spodniach z różdżką w ręce udał się do drzwi
- O heeej, Ginny - powiedział zaspany Potter.
- No witaj, witaj - powiedziała dziewczyna zanosząc się śmiechem. - W takim stroju chciałeś się bronić w razie ataku?
- Eee... no ten... wejdź do środka - powiedział zmieszany chłopak.
- Ty idź się ubierać, a ja zrobię jajecznice, ok? – zapytała, lecz bardziej było to stwierdzenie. - Chodź w sumie... Dla mnie to mógłbyś tak chodzić całymi dniami.
- Giiiiny - usłyszała stłumiony głos Pottera, na co zachichotała - Auuuuuuuu - Do kuchni wszedł Harry z podkoszulkiem w ręce.
- Jebłem się o szafkę – oświadczył udając, że zaraz się rozpłacze.
- Ojej, to chodź, Ginny podmucha - zaproponowała rudowłosa, ledwo hamując śmiech.
- A ja liczyłem na całusa - powiedział zmartwiony Wybraniec, no okay, może być - stwierdził sadzając sobie Ginny na kolanach, po chwili zatapiając się w namiętnym pocałunku. Nie słyszeli gdy drzwi zaskrzypiały.
- MATKO BOSKA! HARRY! Może byś chodź podkoszulek ubrał... - Syriusz był wyraźnie zdziwiony zaistniałą sytuacją.
- Zawsze musisz wpychać ten nos tam gdzie nie jesteś potrzebny? - O dziwo to pytanie zadała dziewczyna.
- Yyy .... Ginny, no bo wiesz... ja tego... a nie ważne. - Łapa wyraźnie nie wiedział co powiedzieć. - Harry chciałem z tobą pogadać. Można cię porwać na chwilkę do salonu?
- Jasne, już idę.
- Siadaj. - Harry gestem zaprosił Syriusza. - O co chodzi?
- Mogę wiedzieć kto to jest? Ten nowy Voldemort? – spytał prosto z mostu.
- Dowiesz się w swoim czasie, tego możesz być pewny.
- A czy to prawda że nie chcesz z nim walczyć? - Łapa chwytał się ostatniej deski ratunku.
- Tak, to prawda, nie mam ochoty być ponownie złotym chłopcem.
            Porozmawiali jeszcze chwilę, po czym zawiedziony Syriusz wyszedł, mówiąc, że musi zajść do Remusa i Tonks.
- Harry! – Usłyszał głos swojej ukochanej, wiec z łobuzerskim uśmiechem poszedł do kuchni.
- Czyli wiesz jak mam na imię – mruknął do jej ucha, trzymając od tyłu ręce na jej talii, gdy dziewczyna robiła im śniadanie. – Ałł! Za co?
            Zaczął rozmasowywać sobie żebra, bo dostał mocnego kopniaka od Ginny.
- Już ty wiesz za co... Ty mnie napastujesz.
- A wiesz co to znaczy? – zapytał ze śmiechem.
- Harry... przestań mnie całować, bo przypalę jajecznicę. Harry... bo cię zaraz walnę! – Wyłączyła patelnie i odwróciła się w stronę chłopaka.
- No cio? – mruknął, robiąc oczy jak kot ze Shreka.
- Koszmarny jesteś, wiesz? – zaśmiała się, a ich usta złączyły się w namiętnym pocałunku. Powoli uświadamiali sobie, że teraz zamiast śniadania, będą mieli wycieczkę w stronę sypialni.

Tydzień później...

- Harry! Jesteś tam?! – krzyknął Syriusz, waląc do drzwi. Po chwili usłyszał głośne syki za drzwiami, odgłos upadku i głośny jęk. – Harry! – Łapa przeraził się. – Co tam wyczyniasz?!
            Czekał może z minutę, aż w końcu drzwi otworzyły się i stanął w nich chłopak, ubrany tylko w jeansy.
- Oszalałeś, człowieku? Jest szósta rano! – wrzasnął Potter i poszedł w stronę kuchni, by nalać sobie wody. Łapa poszedł za nim.
- Oj tam, Potter – zaśmiał się Wąchacz. – Co ty takiego robisz, że nie możesz wstać o tak wczesnej porze?
            Chłopak odwrócił się w jego stronę.
- No i załóż coś na siebie, bo zaraz moje śniadanie wyląduje na stole – dodał szybko starszy, a Harry przywołał koszulkę, którą po chwili założył. – Widzisz? Od razu lepiej – westchnął Łapa i rozłożył się na krześle, stawiając nogi na stole, jakby był u siebie.
- O co chodzi? – Widać było, że Harry był lekko wkurzony. Ten chrzestny za dużo sobie pozwala...
- O nic. Chrześniaka nie mogę odwiedzić?
            Harry zamarł, a potem zacisnął pięści.
- Czyli przyszedłeś tutaj ot tak, bez powodu? I obudziłeś mnie w środku nocy! – wrzasnął zdenerwowany.
- Nie umiesz rozróżniać pory dnia? – zaśmiał się Syriusz. – Obraziłeś mnie, po prostu chce z tobą pogadać... – mruknął, a po chwili na jego twarzy pojawił się złośliwy uśmieszek. – A może już nie spałeś, co? A Ginny to gdzie jest?
            Gdyby wzrok mógłby zabijać, Black już dawno padłby trupem na podłogę. Jednak Harry nie dał się wykiwać.
- A co, zazdrościsz? Po raz setny powtarzam, zabierz jakąś panienkę do ołtarza. Robisz się starym bucem. Za chwilę zdziadziejesz i po ślubie.
            Syriusz już otworzył usta, by mu odpyskować, lecz usłyszeli głos Ginny.
- Harry! Jesteś? Bo kupiłam bułki na śniadanie... Ale ty pewnie znowu śpisz...
            Dziewczyna weszła do kuchni i zdziwiła się widokiem dwójki.
- Harry, ty nie śpisz? Aaa... cześć Syriuszu – przywitała się z uśmiechem.
- Hej, Ginny – zaśmiał się starszy.
- Co ty taka blada?
- Oj tam, Potter... Co ty taki podejrzliwy? – mruknęła dziewczyna do swojego chłopaka, zostawiając zakupy na bladzie. – Po prostu nijak się czuję... Pewnie wczorajsza kolacja mi zaszkodziła, tyle.
            Jednak po chwili zasłoniła sobie usta ręką i w ekspresowym tempie pobiegła w stronę łazienki. Mężczyźni ruszyli za nią, jednak nie weszli do łazienki, bo dziewczyna zdążyła zamknąć na klucz drzwi.
- Ginny! Co ci jest?
- Idźcie stąd! Raz dwa! – odkrzyknęła i po chwili usłyszeli odgłos wymiotowania.
- Coś... no... jakoś ci pomóc?
- Harry! Ty półgłówku! Nie! Wynoście się stąd! – wrzasnęła, a Łapa i Potter nie mieli wyjścia, i z powrotem poszli do kuchni.
- Może rzeczywiście tylko kolacja była nie udana... – mruknął pod nosem młodszy, jednak w głowie miał zupełnie inne myśli.
            Zaczęli rozmawiać na jakieś głupie tematy, jednak nagle z korytarza dobiegł ich krzyk.
- Ginny! - Wykrzyczeli oboje, ruszając do biegu.
- Ipasanguis - wrzasnął Potter, lecz nie trafił do celu.
- Ginny... - Harry zatrzymał się przy stoliku, na której leżał kawałek pergaminu.

Witaj, Potter!
Mamy twoją rudowłosą kochanice, nadal nie chcesz się do mnie przyłączyć? A może chcesz powalczyć?
Chętnie pozbędę się ciebie z tego świata.
22 CH
SS

- Syriuszu, deportuj się do Nory, powiadom wszystkich. Ja czegoś poszukam i do was wrócę, tylko szybko leć do nich. Gdyby tam wrócili wyślij patronusa - nakazał młodszy. - No już – ponaglił go.
Syriusz deportował się zostawiając Pottera z natłokiem myśli w głowie.
Jako jedyny możesz teraz pokonać Slytherina.
Ale ja już nie chce... za dużo bólu kosztują mnie takie walki...
Ale możesz tego bólu oszczędzić bliskim... Pomyśl Harry o bliskich, mają żyć nadal w natłoku wojny? Mają nadal bać się o swoje życie? Bo ty nie chcesz wykorzystać swoich możliwości?
Taką walkę w głowie toczył Potter. Po chwili podjął decyzje.
„22CH” to chodziło młodemu mężczyźnie po głowie... o co mu chodzi? Nie wiedząc nic więcej deportował się do Nory.
- Harry, wiesz coś?! Co się stało?! Kto porwał Ginny! - Te pytania padały najczęściej.
- Siadać i się nie odzywać, bo mam coś do powiedzenia – nakazał Harry, a wszyscy go posłuchali. - Po pierwsze Albusa zabił, a Ginny porwał, Salazar Slytherin. - Szok na twarzach. - Po drugie, na razie nie wiem nic poza wskazówką w liście "CH 22". A po trzecie za to, że porwał Ginny, tego mu nie popuszczę. Jeśli Salazar chce wojny, to będzie ją miał. Nie odpuszczę mu. - Chłopak mówił to patrząc z pustką w oczach na okno.
- Jesteś pewny że dasz mu rade? - pierwsze pytanie padło od Rona.
- Ron, tego nie mogę być pewny... z Voldemortem było podobnie, ale dałem z siebie wszystko. Tutaj mam bardziej groźnego przeciwnika, ale po nim wiem czego się spodziewać, znam jego ruchy. Voldemort był nieprzewidywalny i to był jego plus. Teraz najważniejsze jest odbicie Ginny.
- Wie ktoś co może oznaczać 22 CH? - Potter zapytał ich po chwili z nadzieją.
- To głupie, ale może to oznacza że masz być o 22 pod Chatą Hagrida? - Ron stwierdził niemrawo.
- Tak, masz rację. Hermiono, pamiętasz jak pokazywałem ci w czwartej klasie ten znak za chatką Hagrida? To "S  - Szatynka potwierdziła skinięciem głowy. - To znak Slytherina... Ron jesteś genialny - Stwierdził Potter, a rudowłosy uśmiechnął się z przekąsem.
- Cholera jasna, jest dwudziesta pierwsza pięćdziesiąt cztery – warknął Harry, patrząc na zegarek. - Wrócę tu z Ginny – Powiedział, a w jego głosie można było czuć nutkę nadziei.
-Trzymaj się - powiedział jeszcze Łapa, nim Harry się deportował.
Zniknął w ciemnej mgiełce...

Szedł powoli z różdżką wyciągniętą przed siebie, gdy wreszcie dostrzegł to, czego szukał.
- Jestem jak chciałeś, Salazarze. Teraz wypuść Ginny i jesteśmy kwita.
- O, witaj, Harry, myślałem że już nie przyjdziesz... no wiesz, byłoby źle gdyby twoja kochana dziewczyna nie zobaczyła twojego końca - odpowiedział chłodno Salazar. - Oddaj mi się w ręce a ją rozwiąże...
- Oddam się, gdy twoi słudzy deportują się. – Slytherina po chwili skinął głową na swoich poddanych, a ci zniknęli.
- Chyba nie myślałeś, że tak łatwo oddam się w twoje ręce - stwierdził Potter z błyskami w oczach. – Ignisgladius! - Ognisty miecz poleciał w stronę Salazara, ten jednak wyczarował tarczę i siłę zaklęcia Potter przyjął na siebie. Potem do ofensywy przeszedł Slytherin, co drugie czarno magiczne zaklęcie docierało do skutku. Harry przegrywał.
- To chyba twój koniec, co, Harry? Avada Kedavra! – Czarnomag wypowiedział śmiercionośne zaklęcie.
Potem wszystko działo się tak szybko.
Rodzice Harry’ego, pierwszy pocałunek z Ginny. Syriusz, Ron, Hermiona...
Czarna mgła nad Harrym przeistoczyła się w wielką tarczę, która wchłonęła promień Avady. Potter wstał z kolan mówiąc pod nosem „wróg śmierci”.
- Wiesz co, Sal? Chyba mnie nie doceniłeś - odpowiedział ironicznie Potter. Ledwo co trzymał się na nogach.
- Folium! Tempestas! Exitium! - Potter rzucał zaklęcia jak w transie. Wszystkie dochodziły do celu, przebijając tarcze Salazara. Błyski, miecze, sztylety, maczety, pioruny, ogień... wszystkie zaklęcia uderzały w Slytherina, który po chwili deportował się pod naporem przeciwnika.
- Ginny - wyszeptał tylko Harry, który widocznie opadł z sił - Mogłem tylko raz użyć mocy wroga śmierci. W mojej krwi jest trucizna. Deportujmy się do św. Munga – szepnął, a dziewczyna przytuliła go ze łzami w oczach.
Jak powiedział tak zrobili. Po kilku sekundach, gdy znaleźli się w szpitalu, chłopak stracił przytomność i padł jak trup na podłogę.
- Harry, słyszysz mnie?! Nie możesz mnie teraz zostawić! Nie teraz... Lekarza! - krzyczała Ginny przez szloch.
- Co się stało?! Pan Potter?! - lekarz był w szoku - Co mu się stało?
- Powiedział mi tylko „wróg śmierci” - wypłakała rudowłosa.
- Nie, to nie możliwe – wyszeptał uzdrowiciel, jednak po chwili oprzytomniał. - Na sale, szybko!
Ginny po kilku chwilach wpatrywania się, jak zabierają jej chłopaka, deportowała się do domu.
- Ginny, na miłość boską! Gdzie Harry?! - Wykrzyczała Hermiona.
- Harry jest w szpitalu... On umiera - zaszlochała Ginny i uciekła do swojego pokoju.
 
Od Niezrównoważonej: dedykacja Sakk ;D Sto lat!!!







 


Mike

9 komentarzy:

  1. Hahaha, na początku rozdziału normalnie uśmiałam się za wsze czasy ^.^ A jak Syriusz jeszcze wparował do Potter o szóstej rano... to padłam! xD
    Łapcia <3
    Hahaha: "Bo zdziadziejesz i po ślubie." To był chyba mój ulubiony moment ;D.
    Ale oczywiście, nic nie może wiecznie trwać. Ginny została porwana, potem uratowana, kosztem życia Harry'ego... Omg, mam nadzieję, że on nie zginie!
    Tak więc, podsumowując, rozdział zajebisty :)

    Ciepło pozdrawiam! ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja nie mogę! Syriusz to ma zabójcze wyczucie czasu, naprawdę mógłby sobie kogoś znaleźć, a nie budzi biednego Harrusia o szóstej rano. Mam nadzieje, że Harry, przeżyje :( . Pozdrawiam i życzę dużo weny!

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział git, chociaż mam jedno pytanie. O Co do cholery chodziło w tym fragmencie ?!
    " Porozmawiali jeszcze chwilę, po czym zawiedziony Syriusz wyszedł, mówiąc, że musi zajść do LILKI i JAMESA. "
    Lily ? James ?
    Mi się zdawało, że oni jeszcze nie odżyli, w ciągu tych 6 rozdziałów.
    *szybko przegląda rozdziały*
    Nie. Nic nie było o tym wspomniane.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszam, mała pomyłka.
      Pięciu, nie sześciu.

      Usuń
    2. na cmentarzu -.-

      Mike

      Usuń
  4. Dziękuję ;) Moje niedopatrzenie co do powrotu Harry'ego. Mam nadzieję Mike, że nie jesteś zły. Przeczytałam jeszcze raz wszystko bardzo dokładnie i już nie mam wątpliwości. Bardzo przepraszam, za moje bezsensowne pytanie. A co do rozdziału to muszę pochwalić, że z każdym kolejnym jest coraz lepiej. Oby tak dalej. Życzę wam dużo weny :)

    OdpowiedzUsuń
  5. GINYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYY! ;(((( HARRRYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYYY O BOZE!!!!! Hehehe.. Oficjialnie wracam! Cieszysz się? ;> <3 Skarbie świetny rozdział.. Bez koszulek :D jak to Harry umiera? Chyba sobie jaja robisz.. ha, ha, ha.. :p PPPPP Jak coś do wejdź na facebooka.. bo cię zabiję chyba - muszę z tobą pogadać!! Tak dawno tego nie robiłyśmy :* No o do zobaczyska :D

    OdpowiedzUsuń
  6. To się robi nudne Syriusz co rozdział w czymś przeszkadza ale reszta the best idę dalej

    OdpowiedzUsuń
  7. Hej,
    czy Syriusz zawsze musi wpadać i przerywać w najbardziej miłym momencie... czyżby Ginny była w ciąży? bo patrząc na te objawy... o nie chyba Harry nie umrze teraz...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń