poniedziałek, 17 września 2012

Rozdział 4 - Normalne... życie?


          Harry usiadł na swojej kanapie w swoim domu i lekko się uśmiechnął. Mimo że sprawa ze śmiercią dyrektora, pojawieniem się jego samego i Salazara, nie dawała mu spokoju, to próbował przez chwilę zapomnieć o trudnych sprawach i cieszyć się powrotem, normalnym życiem. Nie.... Wiedział doskonale, że jego życie nigdy nie będzie normalne. Nie po tym, co się stało.
            Ocenił wzrokiem wygląd salonu i musiał stwierdzić, że ten, kto urządzał cały dom – niekoniecznie Łapa – musiał mieć dobry gust. Ściany były koloru zieleni, a meble zostały wykonane z dębu, tak samo jak panele. Z kanapy był świetny widok na wielkie okno, z którego widać było z daleka rzekę, ciągnącą się za lasem.
Do głowy młodego mężczyzny przyszła myśl, że ponad dwadzieścia lat temu jego rodzice byli tu, żyli prawie jak szczęśliwa rodzina razem z nim, swoim małym synkiem... I mogłoby być tak dalej, gdyby nie Voldemort... Mimo że Harry zabił go kilka dni temu, dostał Order Merlina I Klasy, którego wyrzucił do rzeki, to nie czuł się do końca szczęśliwy. Chciał znaleźć miłość... chociaż powoli domyślał się, że już to zrobił. Chciał mieć własny dom i dzięki Syriuszowi i innym ma go. Marzył o pracy, z pewnością ją znajdzie... Jednak coś mu do szczęścia brakowało. Tyle że nie wiedział co.
            Wstał z miejsca, wziął różdżkę ze szklanego stolika, która w zasadzie nie była mu potrzebna gdyż znał magię bezróżdżkową, ale przywiązał się do niej. Postanowił pójść do Syriusza i porozmawiać. Wyszedł z domu i zamknął drzwi magią. Lepiej było uważać – nie wszyscy Śmierciożercy zostali w więzieniu, wielu było na wolności i chcą zemsty. Po chwili Potter zniknął, pozostawiając za sobą jedynie srebrną mgiełkę.

- Myślisz że to któryś ze Śmierciożerców?
            Harry powoli przeniósł zirytowany wzrok na Łapę.
- No chyba nie myślisz, Syriuszu, że zwykły piesek Voldemorta dał sobie radę z Dumbledorem – powiedział Potter głosem, jakby tłumaczył coś komuś, kto był niepełnosprawny umysłowo. – Nadchodzą ciężkie czasy i trzeba zwołać Zakon.
- Przecież jest rozwiązany – zauważył Remus, a Hermiona pokiwała głową.
- To trzeba to cofnąć – nakazał Harry. – Ten, kto zabił Albusa, jest o wiele gorszy od Toma. Jest źle, a później będzie jeszcze gorzej.
            Wstał i zaczął chodzić w tam i z powrotem po jadalni.
- Ale Harry... – zaczął Ron. – Przecież ty jesteś od niego potężniejszy, co nie? – Wszyscy skinęli głowami.
            Mężczyzna zaśmiał się, zatrzymał i spojrzał na przyjaciela.
- Wiem kim jest ten, co zabił dyrektora. Znam go od paru lat i wiem, na co go stać. W końcu sam mnie uczył. – Po chwili na jego twarzy pojawiło się uczucie zła na siebie. Powiedział za dużo.
- Że co? Kto cię uczył? Kto może być potężniejszy od ciebie? – usłyszał według niego natrętne pytania, ale Harry tylko machnął ręką, by zamilkli.
- Proszę, nie gadajcie bzdur. Chce tylko uświadomić was, że dopiero teraz nadejdzie prawdziwe zło. Zabicie Voldemorta to była tylko wygrana bitwa, nie wojna. Myślicie że te czasy które minęły były bardzo złe? Dopiero za parę tygodni... nie wiem, miesięcy, będziecie tęsknić za dniem dzisiejszym. Trzeba przygotowywać się na najgorsze.
- Chcesz powiedzieć, że będzie coraz gorzej? Że nie będziesz mógł pokonać tego... tego, co zaczyna włazić na stołek Sami – Wiecie – Kogo? – Mówił Neville, a Luna, która trzymała go za rękę, zaczęła się trząść ze strachu.
- Właśnie o tym mówię. Trzeba przygotowywać się na bitwę. I wiem, że straty będą wielkie.

- Ja pierdzielę – syknął w przestrzeń i włożył oparzony palec do ust. Dawno nie gotował, więc wyszedł z wprawy. Mógł oczywiście zrobić obiad za pomocą magii, ale zaprosił Ginny na obiad. Chciał zrobić to po mugolsku, ale zapomniał jak wyłącza się piekarnik. Odkręcił zimną wodę i wsadził pod kran oparzony palec. Przynajmniej niczego nie przypalił.
            Postanowił powiedzieć Ginny co do niej czuje, bo uświadomił sobie, że w końcu w kimś się zakochał i to nie była Cho. Ona była przeszłością, rzadko co wspominał o niej na szkoleniu przez te parę lat, a o rudowłosej myślał niemal codziennie.
            Rozległo się pukanie do drzwi, a Potter szybko popędził w stronę korytarza. Oczywiście zapomniał o otwartym kranie i woda powoli wypełniała zlew, który nie zdążał opróżniac cieczy.
- Cześc, Ginny – uśmiechnął się do dziewczyny, gdy otworzył drzwi.
- Witaj, Harry – odwzajemniła gest, a chłopak zaprosił ją gestem do środka.
- I co tam?
- Yyy... jakoś – mruknęła, gdy weszli do salonu i usiedli na kanapie. – Mama ciągle płacze po śmierci dyrektora... z resztą wszystkim nam jest ciężko. – Po tych słowach na parę chwil zapadła cisza. Harry, chcąc ją przerwać, zapytał:
- A co u Rona i Hermiony?
- Wrócili z podróży poślubnej, nie pisali ci o tym? – Widząc zaprzeczenie przyjaciela ciągnęła dalej. – Przyjechali wcześniej bo nie chcieli bawić się – na te słowa zaróżowiła się, a chłopak zaśmiał się cicho. – w takich czasach – dokończyła i powąchała nosem. – Harry... co tak śmierdzi? Chyba z kuchni, nie?
            Chłopak zerwał się z miejsca, a za nim pobiegła Ginny.
- No kurde jego mać! – wrzasnął Harry, wyłączając piekarnik i skierował się w stronę umywali, z której wydobywała się woda. Szybko zakręcił wodę. – No i z czego się śmiejesz? – Skierował wzrok na śmiejącą się dziewczynę.
- Chłoczyść – skierowała swoją różdżkę na podłogę, gdzie było pełno wody.
- Dzięki – mruknął zażenowany.
- Nasz drogi Harry Potter przypalił kurczaka! Toż to niedorzeczne! Nie spodziewałam się takiego czegoś po Wybrańcu – kpiła dziewczyna ze śmiechem, powoli przybliżając się do przyjaciela. Miała ochotę zmienić ten status.
- Ginevra Weasley podważa autorytet mój? – oburzył się teatralnie i skrzyżował ręcej na piersi. – Foch.
- Foch? – Chciała się upewnić.
- Tak, foch.
- Na sto procent?
- Foch w pełni świadomy – Zapewnił.
- Osz ty! – I rzuciła się na niego by zacząć tortury w postaci łaskotek. Nie liczyło się to, że taczali się (xD) na zimnej posadce. – Haha! Masz łaskotki!
- Błagam! – Chłopak był cały czerwony ze śmiechu. – Proszę, przestań! – Jednak dziewczyna nie chciała. W końcu Harry uświadomił sobie, że łaskoczyła go istota słabsza, więc za pomocą małej siły unieruchomił ją.
- I co powiesz, Ginny? – podsunął się bliżej. Ich usta dzieliły centymetry.
- Karwasz twarz, to powiem – zaśmiała się cicho i spojrzała w zielone tęczówki.
            Raz kozie śmierć – pomyślał Harry i wypalił:
- Kocham cię ja...
            I ich usta złączyły się w namiętnym pocałunku.
- Już myślałam że tego nie powiesz – zaśmiała się, gdy odczepili się od siebie. Potter już otworzył usta by coś powiedzieć, lecz przerwał mu krzyk z salonu.
- Harry! Co tak jebie?
- Syriusz... ja go zabiję – warknął cicho Wybraniec. – I z czego się śmiejesz?
            Ginny była cała czerwona.
- Z ciebie, głuptasie.
- Mam plan. Będziemy udawać że nas nie ma, co?
- Harry! Jesteś? – Słyszeli jak Syriusz coraz bardziej przybliża się do kuchni.
- Chyba ten twój plan nie wypali, Harry – stwierdziła Ginny i wstała. Potter zrobił to samo.
- Potter! Dlaczego się nie odzywałeś? – Do pomieszczenia wszedł Black i pociągnął nosem. – Przypaliłeś coś?
- Yyy – chłopak zaczął się jąkać. – No chyba...
- Z ciebie jak zwykle matoł do gotowania. Nie wiesz że kiedyś kurczaka trzeba wyjąć? – stwierdził, gdy zobaczył co znajdowało się w piekarniku. – I Ginny... weź popraw tą bluzkę... Harry, to samo tyczy się z twoim paskiem od spodni – rzucił na odchodne i wyszedł.
            Otępiała dwójka z bladą cerą wpatrywali się w drzwi, które zamknęły się z cichym kliknięciem.

            Harry ciągle uśmiechał się pod nosem na to wspomnienie, mimo że minęło od niego zaledwie godzina. A przez godzinę mogło wydarzyć się wiele. Oficjalnie Potter nie poprosił Ginny o chodzenie z nią jako chłopak i dziewczyna, ale postanowił to jak najszybciej zmienić. Postanowił więc kupić jakąś rzecz dla rudowłosej.
            Poszedł właśnie na Pokątną, ale nie znalazł niczego, co byłoby dobre dla dziewczyny. Spojrzał w stronę Nokturnu i po chwili namysłu ruszył w tamta stronę. Przecież ulica, która ociekała czarną magią nie musi być aż tak zła, żeby nie było w niej coś ładnego z tych błyskotek, które noszą dziewczyny, co nie?
- Któż to przyszedł w moje zacne progi? – usłyszał szept i poczuł różdżkę, która wbiła się w jego plecy.
            Chłopak wiedział kim on był. Zbladł gwałtownie. Miał już dość tych wszystkich walk.
- Jak tu wróciłeś? – mruknął i z nieludzką szybkością odwrócił się, w tym samym czasie wyjmując różdżkę.
- Podobnie jak ty, Harry – zaśmiał się mężczyzna, a w jego głosie nie można było usłyszeć choć nuty wesołości.
            Nie zważali, że ludzie patrzyli na dwójkę ze strachem w oczach.
- Sorze... Wróć tam, skąd przybyłeś – nakazał powolnie Harry, celując tak jak jego przeciwnik różdżką. – Przecież uczyłeś mnie, żeby go pokonać. Nie musisz przejmować jego stołka – mówił zaniepokojony. Naprawdę nie chciał walczyć, ani z pewnością kogoś zabijać.
- Oj Harry Harry – zaśmiał się z kpiną Salazar. – Boisz się mnie?
- Nie, ale...
- Nie ma żadnych ale, Harry – przerwał przesłodzonym tonem. – Przyłącz się do mnie – szepnął na tyle głośno, żeby młody mężczyzna mógł go usłyszeć.
- Chyba śnisz, Slytherin – warknął cicho Potter, a drugi uśmiechnął się chytrze i rzucił pierwsze czarnomagiczne zaklęcie. Harry uchylił się nad nim, ale nie zaczął atakować.
- Na serio nie musimy walczyć, profesorze...
- Potter! Lekcja dwudziesta ósma, odwracanie przeciwnika od walki. Jednak byłeś dobrym uczniem. I mam nadzieję że będziesz nim dalej. – I po raz kolejny rzucił w niego klątwę, przed którą chłopak obronił się tarczą.
- Nie mam zamiaru z tobą walczyć! – krzyknął Potter. – Ja nie jestem od tego! Niech zajmie się tobą jakiś inny szaleniec!
            W zielonych oczach Salazara Slytherina pojawiły się iskry gniewu.
- Pożałujesz tego, Potter. I tak będziesz mój – syknął i zniknął w czarnej mgle.
            Harry stał wyprostowany, cały blady z różdżką w ręku. Wpatrywał się w miejsce, gdzie zniknął ten, który uczył go, był jego coś w rodzaju mentorem i który zabił tego, który pomagał mu przez całe życie – zabił Albusa... I wrócił, by być jak Voldemort. A może nawet gorszym niż Tom.
- Harry! Kim on jest?! – wrzasnęła Tonks, która podbiegła do niego.
- Co ty tu robisz?
- Kim on jest?! – nalegała, a Harry szepnął jej:
- Zabił Dumbledore’a.
            Aurorka zbladła gwałtownie.
- O czym rozmawialiście?
- Nie słuchałaś? Przecież mówiliśmy na tyle głośno, żebyście mogli usłyszeć.
- Słyszeliśmy tylko syki, Harry – wyjawiła, a chłopak westchnął.
            Nie chciał znowu stać się Złotym Chłopcem. Miał już tego dość.

Niezrównoważona


8 komentarzy:

  1. Ja może najpierw przestanę się śmiać, genialne. To jak Syriusz powiedział, żeby poprawili ubrania. Padłam i nie wstałam XD I naturalnym ciągiem rzeczy trzeba było skończyć tak powalającym tekstem, ech... ja się tak nie bawię. Normalnie foch na 100% I mam nadzieję, że Harry niedługo chajtnie się z Ginny i nie będzie już taki samotny i tajemniczy, bo póki co to prawie nic o nim nie wiemy.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja się Harry'emu nie dziwie, że ma dość! Na jego miejscu już dawno bym ich wszystkich olała. Jestem w szoku, że uczył go Salazar Slytherin, a teraz będą musieli stanąć po przeciwnych stronach. Nie mogę się już doczekać nowego rozdziału! Życzę dużo weny i czasu. ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ogólnie opowiadanie bardzo fajnie się zapowiada. Ale w jednym się pogubiłam. Przepraszam jeśli to dla wszystkich jest oczywiste i każdy oprócz mnie to rozumie ;) ale jednego nie umiem w końcu pojąć. Wychodzi na to, że Harry żyje tak? :) będę wdzięczna za rozwianie moich wątpliwości. Ale oprócz tego to opowiadanie strasznie mi się podoba i bardzo fajnie się zapowiada :)

    OdpowiedzUsuń
  4. tak, harry żyje wrócił ,poczytaj dokladnie rozdziały :)

    pozdrawiam mike

    OdpowiedzUsuń
  5. Linkinowypotwórr18 września 2012 16:42

    Hahahahahahhahahahahahahahahahah :D A Harry strzela focha. ;D hahahahahhahahahhahahaha. :D padłam . :D I Syriusz *.* ahh.on . *.* Notka jeszt genialna , jak zwykle. :D i Slytherin. :D Tak go sobie wyobrażam i wyobrażam ,ale dzisiaj moja wyobraźnia nie działa. ;c Czekam na nn. xd

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie no rozdział fantastyczny ! Ten moment pojawienia się samego Salazara, który od tysiąca lat powinien w grobie leżeć, był boski. - "Jeszcze będziesz mój" Czy mi się wydaje czy to była groźba ? :D To było piękne! Ciągle się śmieje ! Hahahaha genialny pomysł!
    Ale najlepsze było jak Harry przypalił kurczaka. Musiało to fajnie wyglądać. Już sobie wyobrażam Harry'ego w fartuchu , który gotuje kurczaka i go przypala. Hahahaha Ciekawy widok, nie powiem . xD
    A ten pocałunek. Wiedziałam, wiedziałam po prostu że się pocałują! I moje przeczucie się sprawdziło ;P Mam nadzieje, że Harruś i Salazar nie będą razem walczyć. Eh Harry to trudne życie ma. xD
    Czekam z niecierpliwością na nn ;P
    Pozdrawiam i życzę dużo weny.
    Czarna ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Hej,
    genialne było to Syriusza, żeby poprawili ubrania, Slytherin nauczał Harrego a teraz sam sieje terror...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń