Dni mijały
strasznie powolnie. Każdy zatapiał się w swoim bólu. Nie było godziny, w którym
ktoś nie myślał nad tym, co się stało. Pogoda odzwierciedlała ich nastroje,
lało jak z cebra, a czasami można było usłyszeć przeraźliwy dźwięk burzy. Cały
magiczny świat dowiedział się, że jedyna nadzieja odeszła i już nie wróci. W
Proroku Codziennym i innych, mniejszych gazetach, było mnóstwo artykułów o
śmierci Wybrańca.
Cisza.
Tylko ona była na Grimmauld Place. Nie było tej radości, wrzasków młodzieży,
którzy wygłupiali się, robili kawały. Cisza. Tylko cisza. Nikt wcześniej nie
myślał, że Harry był dla nich tak ważny. Że niezwykły chłopak zmienił ich...
Był. Nie jest, ale był. I nie wróci.
Syriusz
siedział na krześle, gdzie zawsze było zajmowane przez Harry’ego, przy stole w
jadalni i wpatrywał się w okno tępym wzrokiem. Szok nadal trwał. Nie mówił nic
od wczoraj, ani słowa. Nie wiedział jaki miałoby to sens. Nie, wróć. Rozmawiał
czasami z Ginny. Remus i reszta bardzo martwili się o tą dwójkę, bo to oni najbardziej
przeżyli śmierć nastolatka.
- Łapo... – zaczęła rudowłosa. – Muszę iść do Hogwartu?
Szarooki
przeniósł swoje spojrzenie na dziewczynę.
- Myślę że Albus zgodzi się... tak samo z Hermioną i Ronem.
Też nie powinni w takim stanie przebywać tam.
I znowu
nastała cisza.
- Syriuszu?
- Tak, Ginny?
- Śnił ci się Harry?
Cisza.
Skinięcie głowy. Westchnienie dziewczyny.
- Mówił to samo?
Potwierdzenie.
- Aha.
Tylko tak
rozmawiali. Nie wiedzieli jak się zachowywać. Czuli się fatalnie. Niewidzialna
ręka ściskała ich serce, uniemożliwiając normalne życie. Myśl o tym co się
stało nie dawała im żyć. Najgorzej czuł się Black, który nadal myślał że była
to jego wina. A sny nie dawały mu wytchnienia. Gdy tylko kładł się spać,
widział martwe oczy chłopaka, słyszał jego głos... taki pusty, bez życia.
Wstał i
poszedł do swojego pokoju. Otworzył okno, na szczęście przestało padać, a
świeże powietrze zmierzwiło jego włosy. Wciągnął głęboko powietrze. Pachniało
deszczem. Spojrzał na zachmurzone niebo. Czy Harry był... jest szczęśliwy?
Razem z rodzicami? I dlaczego nawiedza go w snach?
- Harry... jeśli mnie słyszysz, chce ci coś powiedzieć –
szepnął w przestrzeń. – Przepraszam. Kocham cię jak własnego syna. Nigdy o
tobie nie zapomnimy. Wygramy tą wojnę... dla ciebie.
Granatowe
chmury przesunęły się, by słońce mogło zalśnić swoim blaskiem. Wydawało się, że
to właśnie była odpowiedź. Wiatr wzmógł się, a Syriusz wiedział. Wiedział, że
Harry był z nimi, czuwał.
Pięć lat
później...
- Syriuszu! Ruszaj się! Raz dwa! Masz się jeszcze przebrać!
– Molly Weasley wrzasnęła do mężczyzny, a ten przewrócił oczami. Przecież był
dorosły! Miał ponad czterdzieści lat! Ale przed tą kobietą trzeba się bać.
Doświadczył tego parę razy w życiu.
- Dobrze, Molly – mruknął potulnie i wyszedł z jadalni do
swojego pokoju w Norze. Gdy przebrał się w wyjściową szatę, co skomentował
skrzywieniem, z powrotem wrócił na dół.
Pani
Weasley od kilku dni była strasznie zabiegana. Zdenerwowała się, gdy Ron i
Hermiona głosili, że biorą skromny ślub za parę dni. Uroczystość
miała być skromna, tak samo małe przyjęcie. Czasy, w których żyli, czyli
otwarta wojna, nie były odpowiednie na wielkie wesela.
- Syriuszu! Mówiłam ci coś!
- No przecież się przebrałem!
- Yyy... to pomóż Remusowi rzucać zaklęcia!
Łapa ponownie
wstał i wyszedł na podwórko.
- Molly mówiła żeby ci pomóc! – zawołał do Lunatyka, który
mruczał zaklęcia ochraniające, trzymając w ręku różdżkę.
- Kiedy ja kończę.
Black
westchnął. Matka wszystkich żyjących rudzielców była od paru dni nie do
zniesienia.
- Myślisz że nic nie przeszkodzi weselichu? – zagadnął
Łapa, gdy Lunatyk skończył.
- Trzeba dmuchać na zimne, Syri. Wciąż uważam że to złe
czasy na branie ślubu, ale to ich wybór. Mają po dwadzieścia jeden lat, są na
tyle dojrzali żeby wiedzieć o konsekwencjach – mówił Remus i usiedli na ławce
obok werandy. Wyglądał na dziesięć lat starszego niż w rzeczywistości był. A to
wszystko przez mały, futerkowy problem.
- Szykuje się otwarta wojna, teoretycznie. W praktyce ona
już dawno trwa. Naprawdę nie rozumiem dlaczego...
- Luniek, przestań – przerwał szarooki. – Ty już dawno się
chajtnąłeś. Nie odbieraj tego innym.
- Ale...
- I nie mów, że żałujesz. Tonks jest w ciąży i nie myśl, że
wasz pierworodny odziedziczył twój problem. Tysiąc razy ci to powtarzałem.
- Bla bla bla. Weź mi tu nie ględź jak stara baba.
- Stara baba? Jak ci zaraz nie wpie...
Niestety
niecenzuralną część zdania zakłócił krzyk kobiety. Był tak głośny, że dwójka
zasłoniła sobie uszy, a szyba w oknie od kuchni pękła.
- Co to było?
Ostatnia
część Huncwotów zerknęła w górę.
- To matka Hermiony – zaśmiał się wilkołak. – Pewnie znowu
znalazła coś nienormalnego w domu.
- Mugole są dziwni – mruknął Łapa i ruszył w stronę domu. –
Chciałbym, by to wszystko się skończyło.
- Mówisz o wojnie?
- Nie, o tym całym ślubie. Chociaż o tym też – dodał po
chwili namysłu. – Ja naprawdę nie rozumiem, po jakiego grzyba urządzać
przyjęcia. Szach prach, ona mówi tak, on też tak i po uroczystości. A to
jeszcze przemówienia, a to przysięga... Eee tam – machnął ręką. – Ślub to nie
dla mnie.
- Będziesz mówić inaczej gdy się chajtniesz...
- Po moim trupie! Kobiety to stworzenia naj...
Chrząknięcie.
- ...kochańsze istoty pod słońcem – zakończył Black,
wpatrując się w niebieskooką kobietę, która pojawiła się w drzwiach. – Cześć,
Elz! Jak ja cię dawno nie widziałem!
- Zaledwie piętnaście minut temu, Black.
- A ja myślałem że to była wieczność.
Szatynka
spiorunowała go wzrokiem i weszła z powrotem do domu.
- Kochany Łapo, gdzie podział się twój wrodzony podryw? –
śmiał się Remus.
- Zniknął wraz ze śmiercią Harry’ego – warknął Black i
wszedł do środka. Uśmiech na twarzy Lupina natychmiast zmalał.
Od tego
czasu minęło pięć lat i każdy miał w pamięci najgorsze. Nadal czuli ból. Nie
zaakceptowali tego, ale nauczyli się z tym żyć. Było trudno, zwłaszcza dla
bliskich Pottera. W tym czasie cztery lata po tragedii, Remus ożenił się z
Tonks, która aktualnie była w niecałym dziewiątym miesiącu ciąży. Fleur Delacur wyszła za
mąż za Billa i mieli małą Victorię. Ron i Hermiona kilka dni temu ogłosili, że
są zaręczeni i chcą brać ślub w Norze. Jednak przez pięć lat nie było tylko
szczęśliwych chwil. Nadchodziła otwarta wojna, coraz więcej ludzi ginęło przez
ataki Voldemorta i jego sług. Śmierć także nie ominęła rodziny Wesley’ów.
Charlie został zabity przez Bellatrix. Ojciec Luny Lovegood, Padma Patil,
Peansy Parkinson, Horacy Slughtorn – były nauczyciel eliksirów. Każdy miał
świadomość, że ten dzień może być jego ostatnim. Świat był w coraz większym
zagrożeniu. Każdy doskonale wiedział, że wojna będzie, a Voldemort powoli
wygrywa. Nastały ciężkie czasy. Było coraz gorzej.
Albus
Dumbledore nadal był dyrektorem Hogwartu. Zamiast Korneliusza Knota, który
został zamordowany, na stołku Ministra Magii siedział Rufus Scrimgeour – były
pracownik Biura Aurorów. Jednak ci, którzy nie wierzyli Prorokowi Codziennemu i
organizacji Ministerstwa, doskonale wiedzieli, że Rufus – jak i poprzedni
minister – nie nadawał się na to stanowisko. Oczywiście proponowali, aby to
Dumbledore obejmował urząd. Jednak ten wiedział, że Voldemort za planuje wpierw
przejąć Hogwart. Musiał bronić szkołę za wszelką cenę.
- Mamo! Przecież mówiliśmy, że chcemy skromny ślub! –
zawołał Ron, a Hermiona pokiwała głową, zgadzając się ze swoim narzeczonym. Pod
tym względem ich matki były takie same.
- Przecież będzie skromny. Miałyśmy tylko parę dni na
przygotowanie wszystkiego! – oburzyła się pani Granger.
- A poza tym ślub i wesele będzie tylko na... około
pięćdziesięcioro osób – dodała matka rudzielców.
- Co?!
- Hermiono...!
- Mamo! Przecież wiesz, że są groźne czasy!
Pani
Granger westchnęła.
- Wiem, córciu, i dlatego chcemy, by ten dzień był dla was
najszczęśliwszym dniem na życiu.
Syriusz w
końcu wszedł do środka, by dalej nie podsłuchiwać kłótni pod drzwiami kuchni.
- Molly, dlaczego kazałaś mi założyć szatę wyjściową tera,
choć ślub będzie dopiero za parę godzin?
Kobieta
zerknęła na magiczny zegar, wiszący na ścianie. Przybyły na nim trzy wskazówki,
z podpisem Hermiony, Fleur i Victori. Wskazówka Charliego nadal wisiała i nikt
nie miał zamiaru jej ściągać. Przecież nadal był w ich sercach, tak samo jak
Harry.
- No to na co czekasz? Przebierz się, bo się wybrudzisz! –
nakazała Łapie, a ten westchnął, wywracając oczami. Co te przeraźliwe kobiety
robią z porządnymi mężczyznami... Po chwili znowu człapał po schodach na górę.
- Hermiono, gdzie jest tata?
- Poszedł na spacer z panem Weasley’em, mamo.
- A Fred! – przypomniała sobie pani Weasley. – Miał iść z
Georgem i Billem z namiotem!
- Już jest postawiony – westchnął Ron. – Może ja pójdę do
Neville’a sprawdzić, czy ma obrączki. – I wyszedł tak samo jak Łapa.
Wszyscy od
paru dni byli zaganiani i zmuszani do pracy. Wszyscy, oprócz Syriusza. Od
jakiegoś czasu był nie do zniesienia. Normalnie rozmawiał tylko z Remusem i
Ginny, która aktualnie przebywała w świętym Mungu po napadzie Śmierciożerców.
Miała przyjechać na uroczystość weselną godzinę przed. Szarooki z powrotem
przebrał się w mugolskie ubrania i usiadł na łóżku naprzeciwko otwartego okna.
Ponad pięć
lat minęło od jego tragedii. Jego osobistej porażki. Jak mógł do tego dopuścić?
Jak miał dopuścić do tego, że przez niego zginął Harry?! Przecież to on był
jego opiekunem, miał go chronić za wszelką cenę, a chłopak jego uratował...
Mimo że Syriusz pogodził się z jego śmiercią, a inni widzieli to, że już
wyszedł z dołka, nadal dręczył się myślą, że to jego wina. Nie dawał sobie
rady... Wiele razy miał myśli, żeby dołączyć do chrześniaka i jego rodziców,
ale gdy tylko przychodziła ta myśl do jego głowy, pojawiał się Harry. I tylko
wtedy.
- Harry...
- Tak?
- Niedługo się zacznie.
- Co?
- Wracasz.
Zabrzmiała
muzyka. Goście, zgromadzeni na podwórku przed Norą wstali, gdy panna młoda szła
pod rękę wraz z jej ojcem. Gdyby nie uszy Rona, jego uśmiech byłby szeroki
wokół twarzy. Wszyscy byli szczęśliwi. Dumbledore miał ogniki w oczach, które
lekko przygasły, gdy pomyślał o Harrym. Na pewno byłby szczęśliwy wiedząc, że
jego najlepszy przyjaciel znalazł sobie miłość do końca życia. Nie... z
pewnością wiedział i cieszył się. Był razem z nimi duchem.
Gdy
Hermiona wraz z panem Granger zbliżała się do alejki, gdzie stał Ron, jego
świadek Neville i urzędnik stanu cywilnego, przyszły mąż tak samo myślał o
Harrym, jak i wielu ludzi, którzy byli na uroczystości. Najmłodszy męski
Weasley doskonale wiedział, że gdyby nie wydarzenia w Ministerstwie, zamiast
Longbottoma stałby Harry...
NIE! Nie
ma sensu nad tym myśleć. Liczyło się teraz. Brał ślub z Hermioną. Tylko to było
najważniejsze.
- Zebraliśmy się tu...
Urzędnik
mówił, pani Granger i pani Weasley płakały w chusteczkę, Ginny jako świadek
Hermiony, uśmiechała się promiennie. Wszystkie złe wspomnienia, żale i troski
uciekły, chociaż przez parę długich chwil.
- Czy ty, Ronaldzie Weasley...
Dla dwójki
świat przestał istnieć, liczyli się tylko oni...
- Tak.
Wiatr
zaszumiał. Ostanie ruchy wiatru, w którym oni jeszcze nie są razem. Po
wieczność.
- Czy ty, Hermiono Granger...
Jednak
była wojna. Każdy o tym wiedział. Ale dla takich chwil warto było żyć.
- Tak.
- Czy ktoś zna powody, jakoby te małżeństwo nie mogłoby
zostać zawarte?
Tylko
wiatr i śpiew ptaków.
- Więc ogłaszam was mężem i żoną.
Rozległy
się brawa i wiwaty. Usta młodej pary złączyły się w długim pocałunku.
A potem
czas biegł bardzo szybko.
Trzask
aportacji. Krzyki. Nieludzki śmiech. Nikt nie zdążył zareagować.
- Avada Kedavra! – Zielony promień uśmiercający wydobył się
z różdżki Voldemorta i zmierzał prosto w Dumbledore’a.
Nikt nie
zdążył wydobyć różdżki. Nikt, z wyjątkiem mężczyzny, ubranego w ciemne szaty.
Niewidzialna bariera otoczyła dyrektora, a zaklęcie uśmiercające odbiło się od
niej, z powrotem powracając do Gada. Ten uchylił się, a Avada trafiła w jednego
ze Śmierciożerców.
- Cześć, Tom. Miło w końcu widzieć twoją parszywą gębę.
Znowu nie umyłeś zębów? Bella powinna cię trochę podporządkować.
Nikt,
absolutnie nikt nie spodziewał się, że zobaczy kogoś, kto nie był w świecie
żywym od paru lat.
- Tęskniłeś?
- Harry Potter?!
Śmiech tak
dobrze znany... Syriusz, jak i inni, zamarł.
- Masz dobrą pamięć. Widocznie Bella nadal nie może douczyć
się zaklęć niewybaczalnych.
Nikt nie
zwracał uwagi na warknięcie kobiety.
I zaczęła
się walka, która zdecyduje o losach świata...
- Avada Kedavra!
- Kto pierwszy zaczyna, ten pierwszy polegnie – zaśmiał się
Potter, zgrabnie unikając zaklęcia.
Magia wirowała,
tak samo jak zaklęcia. Każdy był zszokowany. Nie dość, że wydawało się, że
Harry Potter żyje, to jeszcze i znał takie zaklęcia... większość była na
poziomie, którym Albus Dumbledore ledwo co znał.
Nikt nie
wiedział kto wygra. Szanse były wyrównane. Każdy obrywał. Chronił się. Krew.
Ból, na skutek odniesionych ran. Krzyki ludzi, zwłaszcza rodziny Hermiony.
Strach i pewność, że jego strona wygra.
___
Zaklęcia latały w każdą stronę, a
to, co wyprawiał Voldemort, budziło podziw. Jednak możliwości Harry’ego było fenomenalne,
każde zaklęcie odbite. Potter atakował jednocześnie się broniąc. Jedno można
było powiedzieć- Albus Dumbledore został zniesiony z piedestału przez młodego
Pottera.
- Inmulicorpis! Sinnotecto! - Wykrzykiwał Potter.
- Avada Kedavra - wrzasnął Riddle, a Harry unikał zaklęcia
- Pilaignis! - Wielka kula ognia poleciała w stronę Czarnego Pana.
- Aquascutus! - Voldemort wyczarował wodną tarczę.
- Pilaignis! - Wielka kula ognia poleciała w stronę Czarnego Pana.
- Aquascutus! - Voldemort wyczarował wodną tarczę.
Wszyscy zebrani na placu boju
byli zaskoczeni mocą młodego czarodzieja. Syriusz stał jak w transie nie
wiedząc co się dzieje. Harry Potter, dziecko które podobno zostało zamordowane
w wieku 15 lat, stoi tutaj teraz i walczy jak równy z równym z największym
czarnoksiężnikiem świata... to wręcz nie mieściło się w głowie. Nie, to nie
była walka jak równy z równym, to Voldemort został zepchnięty do defensywy.
Harry atakował jak lew, nie miał zamiaru popuścić Voldemortowi. Czuł, że to ten
czas to ta walka, ta walka która wykończy jednego z nich. Czuł moc tak wielką
jakiej nie czuł nigdy.
Woda, ogień, wiatr i ziemia - pojawiały
się wszystkie żywioły. Siekiery, noże, błyskawice, było wszystko... takiej
walki jeszcze nie było. Jednak każda bitwa musi kiedyś się skończyć. Zderzenie
się dwóch zaklęć, huk. Ludzie zostali odepchnięci do tyłu od mocy uderzenia.
Jednoczesny krzyk „Avada
Kedavra”.
Goście jak i Śmierciożercy wstali
z podłogi , pył opada to co zobaczyli odebrało im mowę
Martwe ciało Lorda Voldemorta
spoczywa u stóp Pottera.
- Mówiłem Tom... Kto pierwszy zaczyna, ten pierwszy polegnie - powiedział Wybraniec.
- Mówiłem Tom... Kto pierwszy zaczyna, ten pierwszy polegnie - powiedział Wybraniec.
Wszyscy w szoku, nagle wybuch
euforii. To co działo się potem było nie do opisania Dumbledore i reszta z
Zakonu Feniksa związali wszystkich Śmierciożerców, czekając na Aurorów.
- To ja już będę uciekał, miłej zabawy wszystkim. Wszystkiego najlepszego na nowej drodze życia Hermiono, Ron, tobie również - stwierdził Potter, obracając się na pięcie.
- To ja już będę uciekał, miłej zabawy wszystkim. Wszystkiego najlepszego na nowej drodze życia Hermiono, Ron, tobie również - stwierdził Potter, obracając się na pięcie.
________
Mam nadzieję że się spodobało xD
Dodam, że każdy rozdział będzie pojawiał się w poniedziałki
około godziny 18 xD
Szkoła... o matko... ;d Życzę Wam, abyście wytrwali te
dziesięć miesięcy...
Końcówka rozdziału jest napisana przez Mike’a z różnych
powodów xD
Hmm. Pierwsza! Nie mogę, ani trochę się tego nie spodziewałam. Ten przeskok w czasie, ślub Rona i Hermiony i... śmierć Voldemorta. Po prostu najbardziej oryginalne opowiadanie na świecie. Ok. już nie słodzę. Czekam z niecierpliwością na następny poniedziałek i mam nadzieję na więcej takich genialnych pomysłów ;)
OdpowiedzUsuńHarry powrócił z zaświatów. Zabił Voldmoerta. A potem jakby nigdy nic odchodzi. No jak tak można. Mam nadzieję, że Syriusz go zatrzyma. A nie, że zniknie na kolejne pięć lat. Chociaż. Aby blog był jeszcze bardziej oryginalny, będą szukać Harry'ego po cały świecie. No, ale co tylko wymyślicie, będzie ciekawe. Pozdrawiam i czekam na kolejny rozdział.
OdpowiedzUsuńhttp://pieczecie--magii.blogspot.com/
Ciekawy rozdział :)
OdpowiedzUsuńCzekam na następny i pozdrawiam! :)
super opowiadania piszecie
OdpowiedzUsuńszkoda ze o hp-i-pokusa-magii juz nie piszecie brdzo mi sie spodobalo zwlaszcza powrot rodzicow harrego
nio i hary i hermiona razem
Jea Jea! Supcio supcio supcio!
OdpowiedzUsuńja ja ... Ja ryczałam !
ćiekawy pomysł , nie wiem co wymyślićie dalej . suuuper blog . ide dalej
OdpowiedzUsuńHej,
OdpowiedzUsuńślub a potem atak, coś mi nie chce się wierzyć, że to tak kolorowo będzie, pojawił się Harry i co tak teraz sobie odejdzie...
Dużo weny życzę...
Pozdrawiam serdecznie Basia