poniedziałek, 3 września 2012

Rozdział 2 - Wojna


            Dni mijały strasznie powolnie. Każdy zatapiał się w swoim bólu. Nie było godziny, w którym ktoś nie myślał nad tym, co się stało. Pogoda odzwierciedlała ich nastroje, lało jak z cebra, a czasami można było usłyszeć przeraźliwy dźwięk burzy. Cały magiczny świat dowiedział się, że jedyna nadzieja odeszła i już nie wróci. W Proroku Codziennym i innych, mniejszych gazetach, było mnóstwo artykułów o śmierci Wybrańca.
            Cisza. Tylko ona była na Grimmauld Place. Nie było tej radości, wrzasków młodzieży, którzy wygłupiali się, robili kawały. Cisza. Tylko cisza. Nikt wcześniej nie myślał, że Harry był dla nich tak ważny. Że niezwykły chłopak zmienił ich... Był. Nie jest, ale był. I nie wróci.
            Syriusz siedział na krześle, gdzie zawsze było zajmowane przez Harry’ego, przy stole w jadalni i wpatrywał się w okno tępym wzrokiem. Szok nadal trwał. Nie mówił nic od wczoraj, ani słowa. Nie wiedział jaki miałoby to sens. Nie, wróć. Rozmawiał czasami z Ginny. Remus i reszta bardzo martwili się o tą dwójkę, bo to oni najbardziej przeżyli śmierć nastolatka.
- Łapo... – zaczęła rudowłosa. – Muszę iść do Hogwartu?
            Szarooki przeniósł swoje spojrzenie na dziewczynę.
- Myślę że Albus zgodzi się... tak samo z Hermioną i Ronem. Też nie powinni w takim stanie przebywać tam.
            I znowu nastała cisza.
- Syriuszu?
- Tak, Ginny?
- Śnił ci się Harry?
            Cisza. Skinięcie głowy. Westchnienie dziewczyny.
- Mówił to samo?
            Potwierdzenie.
- Aha.
            Tylko tak rozmawiali. Nie wiedzieli jak się zachowywać. Czuli się fatalnie. Niewidzialna ręka ściskała ich serce, uniemożliwiając normalne życie. Myśl o tym co się stało nie dawała im żyć. Najgorzej czuł się Black, który nadal myślał że była to jego wina. A sny nie dawały mu wytchnienia. Gdy tylko kładł się spać, widział martwe oczy chłopaka, słyszał jego głos... taki pusty, bez życia.
            Wstał i poszedł do swojego pokoju. Otworzył okno, na szczęście przestało padać, a świeże powietrze zmierzwiło jego włosy. Wciągnął głęboko powietrze. Pachniało deszczem. Spojrzał na zachmurzone niebo. Czy Harry był... jest szczęśliwy? Razem z rodzicami? I dlaczego nawiedza go w snach?
- Harry... jeśli mnie słyszysz, chce ci coś powiedzieć – szepnął w przestrzeń. – Przepraszam. Kocham cię jak własnego syna. Nigdy o tobie nie zapomnimy. Wygramy tą wojnę... dla ciebie.
            Granatowe chmury przesunęły się, by słońce mogło zalśnić swoim blaskiem. Wydawało się, że to właśnie była odpowiedź. Wiatr wzmógł się, a Syriusz wiedział. Wiedział, że Harry był z nimi, czuwał.

Pięć lat później...

- Syriuszu! Ruszaj się! Raz dwa! Masz się jeszcze przebrać! – Molly Weasley wrzasnęła do mężczyzny, a ten przewrócił oczami. Przecież był dorosły! Miał ponad czterdzieści lat! Ale przed tą kobietą trzeba się bać. Doświadczył tego parę razy w życiu.
- Dobrze, Molly – mruknął potulnie i wyszedł z jadalni do swojego pokoju w Norze. Gdy przebrał się w wyjściową szatę, co skomentował skrzywieniem, z powrotem wrócił na dół.
            Pani Weasley od kilku dni była strasznie zabiegana. Zdenerwowała się, gdy Ron i Hermiona głosili, że biorą skromny ślub za parę dni. Uroczystość miała być skromna, tak samo małe przyjęcie. Czasy, w których żyli, czyli otwarta wojna, nie były odpowiednie na wielkie wesela.
- Syriuszu! Mówiłam ci coś!
- No przecież się przebrałem!
- Yyy... to pomóż Remusowi rzucać zaklęcia!
            Łapa ponownie wstał i wyszedł na podwórko.
- Molly mówiła żeby ci pomóc! – zawołał do Lunatyka, który mruczał zaklęcia ochraniające, trzymając w ręku różdżkę.
- Kiedy ja kończę.
            Black westchnął. Matka wszystkich żyjących rudzielców była od paru dni nie do zniesienia.
- Myślisz że nic nie przeszkodzi weselichu? – zagadnął Łapa, gdy Lunatyk skończył.
- Trzeba dmuchać na zimne, Syri. Wciąż uważam że to złe czasy na branie ślubu, ale to ich wybór. Mają po dwadzieścia jeden lat, są na tyle dojrzali żeby wiedzieć o konsekwencjach – mówił Remus i usiedli na ławce obok werandy. Wyglądał na dziesięć lat starszego niż w rzeczywistości był. A to wszystko przez mały, futerkowy problem.
- Szykuje się otwarta wojna, teoretycznie. W praktyce ona już dawno trwa. Naprawdę nie rozumiem dlaczego...
- Luniek, przestań – przerwał szarooki. – Ty już dawno się chajtnąłeś. Nie odbieraj tego innym.
- Ale...
- I nie mów, że żałujesz. Tonks jest w ciąży i nie myśl, że wasz pierworodny odziedziczył twój problem. Tysiąc razy ci to powtarzałem.
- Bla bla bla. Weź mi tu nie ględź jak stara baba.
- Stara baba? Jak ci zaraz nie wpie...
            Niestety niecenzuralną część zdania zakłócił krzyk kobiety. Był tak głośny, że dwójka zasłoniła sobie uszy, a szyba w oknie od kuchni pękła.
- Co to było?
            Ostatnia część Huncwotów zerknęła w górę.
- To matka Hermiony – zaśmiał się wilkołak. – Pewnie znowu znalazła coś nienormalnego w domu.
- Mugole są dziwni – mruknął Łapa i ruszył w stronę domu. – Chciałbym, by to wszystko się skończyło.
- Mówisz o wojnie?
- Nie, o tym całym ślubie. Chociaż o tym też – dodał po chwili namysłu. – Ja naprawdę nie rozumiem, po jakiego grzyba urządzać przyjęcia. Szach prach, ona mówi tak, on też tak i po uroczystości. A to jeszcze przemówienia, a to przysięga... Eee tam – machnął ręką. – Ślub to nie dla mnie.
- Będziesz mówić inaczej gdy się chajtniesz...
- Po moim trupie! Kobiety to stworzenia naj...
            Chrząknięcie.
- ...kochańsze istoty pod słońcem – zakończył Black, wpatrując się w niebieskooką kobietę, która pojawiła się w drzwiach. – Cześć, Elz! Jak ja cię dawno nie widziałem!
- Zaledwie piętnaście minut temu, Black.
- A ja myślałem że to była wieczność.
            Szatynka spiorunowała go wzrokiem i weszła z powrotem do domu.
- Kochany Łapo, gdzie podział się twój wrodzony podryw? – śmiał się Remus.
- Zniknął wraz ze śmiercią Harry’ego – warknął Black i wszedł do środka. Uśmiech na twarzy Lupina natychmiast zmalał.
            Od tego czasu minęło pięć lat i każdy miał w pamięci najgorsze. Nadal czuli ból. Nie zaakceptowali tego, ale nauczyli się z tym żyć. Było trudno, zwłaszcza dla bliskich Pottera. W tym czasie cztery lata po tragedii, Remus ożenił się z Tonks, która aktualnie była w niecałym dziewiątym miesiącu ciąży. Fleur Delacur wyszła za mąż za Billa i mieli małą Victorię. Ron i Hermiona kilka dni temu ogłosili, że są zaręczeni i chcą brać ślub w Norze. Jednak przez pięć lat nie było tylko szczęśliwych chwil. Nadchodziła otwarta wojna, coraz więcej ludzi ginęło przez ataki Voldemorta i jego sług. Śmierć także nie ominęła rodziny Wesley’ów. Charlie został zabity przez Bellatrix. Ojciec Luny Lovegood, Padma Patil, Peansy Parkinson, Horacy Slughtorn – były nauczyciel eliksirów. Każdy miał świadomość, że ten dzień może być jego ostatnim. Świat był w coraz większym zagrożeniu. Każdy doskonale wiedział, że wojna będzie, a Voldemort powoli wygrywa. Nastały ciężkie czasy. Było coraz gorzej.
            Albus Dumbledore nadal był dyrektorem Hogwartu. Zamiast Korneliusza Knota, który został zamordowany, na stołku Ministra Magii siedział Rufus Scrimgeour – były pracownik Biura Aurorów. Jednak ci, którzy nie wierzyli Prorokowi Codziennemu i organizacji Ministerstwa, doskonale wiedzieli, że Rufus – jak i poprzedni minister – nie nadawał się na to stanowisko. Oczywiście proponowali, aby to Dumbledore obejmował urząd. Jednak ten wiedział, że Voldemort za planuje wpierw przejąć Hogwart. Musiał bronić szkołę za wszelką cenę.
- Mamo! Przecież mówiliśmy, że chcemy skromny ślub! – zawołał Ron, a Hermiona pokiwała głową, zgadzając się ze swoim narzeczonym. Pod tym względem ich matki były takie same.
- Przecież będzie skromny. Miałyśmy tylko parę dni na przygotowanie wszystkiego! – oburzyła się pani Granger.
- A poza tym ślub i wesele będzie tylko na... około pięćdziesięcioro osób – dodała matka rudzielców.
- Co?!
- Hermiono...!
- Mamo! Przecież wiesz, że są groźne czasy!
            Pani Granger westchnęła.
- Wiem, córciu, i dlatego chcemy, by ten dzień był dla was najszczęśliwszym dniem na życiu.
            Syriusz w końcu wszedł do środka, by dalej nie podsłuchiwać kłótni pod drzwiami kuchni.
- Molly, dlaczego kazałaś mi założyć szatę wyjściową tera, choć ślub będzie dopiero za parę godzin?
            Kobieta zerknęła na magiczny zegar, wiszący na ścianie. Przybyły na nim trzy wskazówki, z podpisem Hermiony, Fleur i Victori. Wskazówka Charliego nadal wisiała i nikt nie miał zamiaru jej ściągać. Przecież nadal był w ich sercach, tak samo jak Harry.
- No to na co czekasz? Przebierz się, bo się wybrudzisz! – nakazała Łapie, a ten westchnął, wywracając oczami. Co te przeraźliwe kobiety robią z porządnymi mężczyznami... Po chwili znowu człapał po schodach na górę.
- Hermiono, gdzie jest tata?
- Poszedł na spacer z panem Weasley’em, mamo.
- A Fred! – przypomniała sobie pani Weasley. – Miał iść z Georgem i Billem z namiotem!
- Już jest postawiony – westchnął Ron. – Może ja pójdę do Neville’a sprawdzić, czy ma obrączki. – I wyszedł tak samo jak Łapa.
            Wszyscy od paru dni byli zaganiani i zmuszani do pracy. Wszyscy, oprócz Syriusza. Od jakiegoś czasu był nie do zniesienia. Normalnie rozmawiał tylko z Remusem i Ginny, która aktualnie przebywała w świętym Mungu po napadzie Śmierciożerców. Miała przyjechać na uroczystość weselną godzinę przed. Szarooki z powrotem przebrał się w mugolskie ubrania i usiadł na łóżku naprzeciwko otwartego okna.
            Ponad pięć lat minęło od jego tragedii. Jego osobistej porażki. Jak mógł do tego dopuścić? Jak miał dopuścić do tego, że przez niego zginął Harry?! Przecież to on był jego opiekunem, miał go chronić za wszelką cenę, a chłopak jego uratował... Mimo że Syriusz pogodził się z jego śmiercią, a inni widzieli to, że już wyszedł z dołka, nadal dręczył się myślą, że to jego wina. Nie dawał sobie rady... Wiele razy miał myśli, żeby dołączyć do chrześniaka i jego rodziców, ale gdy tylko przychodziła ta myśl do jego głowy, pojawiał się Harry. I tylko wtedy.

- Harry...
- Tak?
- Niedługo się zacznie.
- Co?
- Wracasz.

            Zabrzmiała muzyka. Goście, zgromadzeni na podwórku przed Norą wstali, gdy panna młoda szła pod rękę wraz z jej ojcem. Gdyby nie uszy Rona, jego uśmiech byłby szeroki wokół twarzy. Wszyscy byli szczęśliwi. Dumbledore miał ogniki w oczach, które lekko przygasły, gdy pomyślał o Harrym. Na pewno byłby szczęśliwy wiedząc, że jego najlepszy przyjaciel znalazł sobie miłość do końca życia. Nie... z pewnością wiedział i cieszył się. Był razem z nimi duchem.
            Gdy Hermiona wraz z panem Granger zbliżała się do alejki, gdzie stał Ron, jego świadek Neville i urzędnik stanu cywilnego, przyszły mąż tak samo myślał o Harrym, jak i wielu ludzi, którzy byli na uroczystości. Najmłodszy męski Weasley doskonale wiedział, że gdyby nie wydarzenia w Ministerstwie, zamiast Longbottoma stałby Harry...
            NIE! Nie ma sensu nad tym myśleć. Liczyło się teraz. Brał ślub z Hermioną. Tylko to było najważniejsze.
- Zebraliśmy się tu...
            Urzędnik mówił, pani Granger i pani Weasley płakały w chusteczkę, Ginny jako świadek Hermiony, uśmiechała się promiennie. Wszystkie złe wspomnienia, żale i troski uciekły, chociaż przez parę długich chwil.
- Czy ty, Ronaldzie Weasley...
            Dla dwójki świat przestał istnieć, liczyli się tylko oni...
- Tak.
            Wiatr zaszumiał. Ostanie ruchy wiatru, w którym oni jeszcze nie są razem. Po wieczność.
- Czy ty, Hermiono Granger...
            Jednak była wojna. Każdy o tym wiedział. Ale dla takich chwil warto było żyć.
- Tak.
- Czy ktoś zna powody, jakoby te małżeństwo nie mogłoby zostać zawarte?
            Tylko wiatr i śpiew ptaków.
- Więc ogłaszam was mężem i żoną.
            Rozległy się brawa i wiwaty. Usta młodej pary złączyły się w długim pocałunku.
            A potem czas biegł bardzo szybko.
            Trzask aportacji. Krzyki. Nieludzki śmiech. Nikt nie zdążył zareagować.
- Avada Kedavra! – Zielony promień uśmiercający wydobył się z różdżki Voldemorta i zmierzał prosto w Dumbledore’a.
            Nikt nie zdążył wydobyć różdżki. Nikt, z wyjątkiem mężczyzny, ubranego w ciemne szaty. Niewidzialna bariera otoczyła dyrektora, a zaklęcie uśmiercające odbiło się od niej, z powrotem powracając do Gada. Ten uchylił się, a Avada trafiła w jednego ze Śmierciożerców.
- Cześć, Tom. Miło w końcu widzieć twoją parszywą gębę. Znowu nie umyłeś zębów? Bella powinna cię trochę podporządkować.
            Nikt, absolutnie nikt nie spodziewał się, że zobaczy kogoś, kto nie był w świecie żywym od paru lat.
- Tęskniłeś?
- Harry Potter?!
            Śmiech tak dobrze znany... Syriusz, jak i inni, zamarł.
- Masz dobrą pamięć. Widocznie Bella nadal nie może douczyć się zaklęć niewybaczalnych.
            Nikt nie zwracał uwagi na warknięcie kobiety.
            I zaczęła się walka, która zdecyduje o losach świata...
- Avada Kedavra!
- Kto pierwszy zaczyna, ten pierwszy polegnie – zaśmiał się Potter, zgrabnie unikając zaklęcia.
            Magia wirowała, tak samo jak zaklęcia. Każdy był zszokowany. Nie dość, że wydawało się, że Harry Potter żyje, to jeszcze i znał takie zaklęcia... większość była na poziomie, którym Albus Dumbledore ledwo co znał.
            Nikt nie wiedział kto wygra. Szanse były wyrównane. Każdy obrywał. Chronił się. Krew. Ból, na skutek odniesionych ran. Krzyki ludzi, zwłaszcza rodziny Hermiony. Strach i pewność, że jego strona wygra.
___
Zaklęcia latały w każdą stronę, a to, co wyprawiał Voldemort, budziło podziw. Jednak możliwości Harry’ego było fenomenalne, każde zaklęcie odbite. Potter atakował jednocześnie się broniąc. Jedno można było powiedzieć- Albus Dumbledore został zniesiony z piedestału przez młodego Pottera.
- Inmulicorpis! Sinnotecto! - Wykrzykiwał Potter.
- Avada Kedavra - wrzasnął Riddle, a Harry unikał zaklęcia
- Pilaignis! - Wielka kula ognia poleciała w stronę Czarnego Pana.
- Aquascutus! - Voldemort wyczarował wodną tarczę.
Wszyscy zebrani na placu boju byli zaskoczeni mocą młodego czarodzieja. Syriusz stał jak w transie nie wiedząc co się dzieje. Harry Potter, dziecko które podobno zostało zamordowane w wieku 15 lat, stoi tutaj teraz i walczy jak równy z równym z największym czarnoksiężnikiem świata... to wręcz nie mieściło się w głowie. Nie, to nie była walka jak równy z równym, to Voldemort został zepchnięty do defensywy. Harry atakował jak lew, nie miał zamiaru popuścić Voldemortowi. Czuł, że to ten czas to ta walka, ta walka która wykończy jednego z nich. Czuł moc tak wielką jakiej nie czuł nigdy.
Woda, ogień, wiatr i ziemia - pojawiały się wszystkie żywioły. Siekiery, noże, błyskawice, było wszystko... takiej walki jeszcze nie było. Jednak każda bitwa musi kiedyś się skończyć. Zderzenie się dwóch zaklęć, huk. Ludzie zostali odepchnięci do tyłu od mocy uderzenia.
Jednoczesny krzyk „Avada Kedavra”.
Goście jak i Śmierciożercy wstali z podłogi , pył opada to co zobaczyli odebrało im mowę
Martwe ciało Lorda Voldemorta spoczywa u stóp Pottera.
- Mówiłem Tom... Kto pierwszy zaczyna, ten pierwszy polegnie - powiedział Wybraniec.
Wszyscy w szoku, nagle wybuch euforii. To co działo się potem było nie do opisania Dumbledore i reszta z Zakonu Feniksa związali wszystkich Śmierciożerców, czekając na Aurorów.
- To ja już będę uciekał, miłej zabawy wszystkim. Wszystkiego najlepszego na nowej drodze życia Hermiono, Ron, tobie również - stwierdził Potter, obracając się na pięcie.

________
Mam nadzieję że się spodobało xD
Dodam, że każdy rozdział będzie pojawiał się w poniedziałki około godziny 18 xD
Szkoła... o matko... ;d Życzę Wam, abyście wytrwali te dziesięć miesięcy...

Końcówka rozdziału jest napisana przez Mike’a z różnych powodów xD

Niezrównoważona

7 komentarzy:

  1. Hmm. Pierwsza! Nie mogę, ani trochę się tego nie spodziewałam. Ten przeskok w czasie, ślub Rona i Hermiony i... śmierć Voldemorta. Po prostu najbardziej oryginalne opowiadanie na świecie. Ok. już nie słodzę. Czekam z niecierpliwością na następny poniedziałek i mam nadzieję na więcej takich genialnych pomysłów ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Harry powrócił z zaświatów. Zabił Voldmoerta. A potem jakby nigdy nic odchodzi. No jak tak można. Mam nadzieję, że Syriusz go zatrzyma. A nie, że zniknie na kolejne pięć lat. Chociaż. Aby blog był jeszcze bardziej oryginalny, będą szukać Harry'ego po cały świecie. No, ale co tylko wymyślicie, będzie ciekawe. Pozdrawiam i czekam na kolejny rozdział.
    http://pieczecie--magii.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Ciekawy rozdział :)

    Czekam na następny i pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
  4. super opowiadania piszecie
    szkoda ze o hp-i-pokusa-magii juz nie piszecie brdzo mi sie spodobalo zwlaszcza powrot rodzicow harrego
    nio i hary i hermiona razem

    OdpowiedzUsuń
  5. Jea Jea! Supcio supcio supcio!
    ja ja ... Ja ryczałam !

    OdpowiedzUsuń
  6. ćiekawy pomysł , nie wiem co wymyślićie dalej . suuuper blog . ide dalej

    OdpowiedzUsuń
  7. Hej,
    ślub a potem atak, coś mi nie chce się wierzyć, że to tak kolorowo będzie, pojawił się Harry i co tak teraz sobie odejdzie...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń